Mundurek jak całun

"Zdaniem lęku" - aut. Piotr Zaczkowski - Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka, Mikołów 2024.

Szkoła w stylu pruskim, wraz ze wszystkimi schematami i rygorami, to ważny motyw w życiu i twórczości Piotra Zaczkowskiego. Lata, które spędził w niej jako uczeń, ukierunkowały jego wrażliwość, wyobraźnię, a zwłaszcza katalog negatywnych skojarzeń i traum. Mimo to – a może właśnie dlatego? – wrócił do niej jako dorosły, by równolegle z byciem poetą, dziennikarzem i organizatorem wydarzeń kulturalnych (jeszcze zanim objął jako dyrektor Miasto Ogrodów) zostać nauczycielem fakultatywnych przedmiotów w klasach humanistycznych.

Posiadał rzadki dar jednoczesnego tworzenia przyjacielskich relacji z uczniami („robaczkami", jak nas nazywał) oraz przekazywania wiedzy i umiejętności daleko wykraczających poza podstawę programową, przydatnych również poza szkolnymi murami. Czynił to dzięki niesztampowym metodom nauczania (na przykład zwalniał całą klasę na tydzień z lekcji, by tworzyła gazetę festiwalu teatralnego), nierzadko budząc kontrowersje wśród szacownego grona pedagogicznego.

Jednymi z kluczowych zasad pisarskiego rzemiosła, jakich nauczyliśmy się od Piotra, były peiperowskie „minimum słów, maksimum treści" oraz „redakcja=redukcja", a także motto orwellowskiego konia Boksera: „Będę więcej pracować, będę więcej pracować, będę więcej pracować".

„Zdaniem lęku", niewiele ponad czterdziestostronicowy zbiór miniatur i refleksji, to esencja wszystkiego, co kojarzy mi się z Piotrem Zaczkowskim. Zapis doświadczeń nieprzystającego do otoczenia, skrzywdzonego i zbuntowanego dziecka, jak nikt inny rozumiejącego podobne dzieci. Również zapis doświadczeń nieprzystającego do otoczenia, skrzywdzonego i zbuntowanego dorosłego, którego pracowniczy mundur uwiera równie boleśnie co dawniej szkolny mundurek. Melancholia, posunięta aż do depresji i autodestrukcji oraz zjadliwa ironia i autoironia przeplatające się z niesamowitymi pokładami energii, kreatywności, otwartości. Wreszcie umiłowanie zwięzłych, lapidarnych form.

Książkę zaczyna cytat z Dźwięku Tomasa Tranströmera: „Cmentarz i szkolne boisko spotkały się i połączyły jak dwa nurty w morzu", na który autor odpowiada: „Tak bywa z każdym nurtem – u kresu albo na chwilę przed nim. Tyle że nie zobaczy się mórz, a dziecinne kałuże lęku". Daleki jest jednak od lekceważenia owych kałuż, ze względu na ich rozmiar. Przeciwnie, analizuje je kropelka po kropelce, świadom, że każdą z nich można jeżeli nie się utopić, to przynajmniej solidnie zakrztusić: „Co zyskuje pamięć z każdej, przychodzącej w dzień i w nocy, jedna po drugiej, obcej, niechętnej i wrogiej twarzy? Dlaczego nauczyciele wciąż go odnajdują i sadzają w oślej ławce? Co takiego uczynił, że szkoła dłuży się w drodze do nicości?". Edukacyjna opresja ma wiele oblicz. Przejawia się między innymi „ciasnotą, chaosem i zagrożeniem, niesprzyjającym żadnym przejrzystym refleksjom".

Dziś wiemy, że tłum, gwar, nadmiar bodźców bywają nie do zniesienia dla osób w spektrum autyzmu, a nawet dla introwertyków. Przed kilkoma dekadami nieprzystosowanych uznawano za dziwaków, opóźnione czy niegrzeczne dzieci, przejawiające złą wolę. Kolejną szkolną torturą okazuje się „dzielenie chłopców na lepszych i gorszych, sprawnych i niedołężnych, dzielnych i tchórzliwych" oraz wykluczanie tych, którzy wolą poezję od gry w piłkę. Najbardziej przeraża jednak wychowawca-tyran, „potężny i surowy. Miał wiele metrów wzrostu. Patrzył z góry, oceniał po wyglądzie i na podstawie pierwszego wrażenia, bez wnikania w detale, nie interesując się zdaniem odrębnym i korzystając ze skali ocen". Z edukacyjnego więzienia nie sposób uciec nawet w śmierć. Jeżeli próbuje się to robić, zamiast pomocy otrzymuje się drwiny, kolejne piętno wariata do kolekcji. Jedyną formą znieczulenia pozostaje literatura, bowiem „życie nie do zniesienia należy dokładnie zapisać".

Kultura i sztuka nie pozwalają jednak uprawiać się z naiwną radością, doświadczyć ekstazy, a przynajmniej podreperować poobijane poczucie własnej wartości złudą „misji" czy „kapłaństwa". Przeciwnie, podejmowanie twórczych prób okazuje się nierozerwalnie związane z wątpliwościami o ich zasadność: „Gdyby ziściły się pragnienia ludzi, by coś pozostawić po sobie, planeta byłaby jeszcze bardziej przeludniona i zanieczyszczona. Oddychanie stałoby się niemożliwe, bo na każdą kroplę powietrza przypadłoby kilka ton westchnień, żalów i świadectw umiłowania siebie, które należały – nadal należą? – do zmarłych".

Przed absurdem życia próbuje się uciekać nie tylko w pisanie czy inną pracę, ale też w alkohol, fantazje i flirty ze śmiercią – z pełną świadomością, jak łatwo również w nich dopatrzyć się absurdu, egzaltacji, śmieszności: „Wszystkich nieudolnie, przedwcześnie zrezygnowanych, oszukanych w sobie, ale prawidłowo i terminowo ocuconych, a następnie zreperowanych, odsyłano do psychiatry. Po krótkim przesłuchaniu wręczał urzędowe pismo potwierdzające zawieszenie kary śmierci". Znacznie łatwiej opiekować się innymi – ludźmi bądź zwierzętami – niż sobą, uwierzyć we własne prawo do miłości, a przynajmniej względnego zadowolenia i spokoju, samemu je sobie ofiarować: „Rytuał czuwania nad sobą – może bardziej zuchwały niż rytuał pisania".

„Zdaniem lęku jest zbiorem myśli, pod którymi mógłby podpisać się każdy z nas. A jeżeli nie każdy, to przynajmniej wielu. Małe myśli Piotra Zaczkowskiego brzęczą jak natarczywa mucha, nie możemy się od nich odgonić" – pisze profesor Marian Kisiel w posłowiu książki. Dodałabym, że mimo niewielkich rozmiarów oraz połączenia komunikatywności z oryginalnością i trafnością ten zbiorek czyta się mozolnie. Nie sposób zrobić tego jednym kęsem – jest zbyt gorzki. Nie chce się jednak tej lektury zarzucić, ciekawość każe do niej wracać i skubać, okruszek po okruszku.

Piotr Zaczkowski, Zdaniem lęku, Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka, Mikołów 2024.

Weronika Górska
Materiał Wydawnictwa
24 sierpnia 2024
Książki
Zdaniem lęku

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia