Murzynek Bambo w Afryce mieszka

„Otello" – reż. Waldemar Raźniak – Teatr Miejski w Gdyni

Pamiętacie ten szkolny wierszyk? Ja pamiętam go doskonale. Także to, że będąc uczennicą nie widziałam w nim nic niestosownego. W moim przypadku z biegiem lat diametralnie się to zmieniło. Niestety świadomość, że jest w tym wierszyku coś nie w porządku, nie jest powszechna. Nie dalej jak parę dni temu widziałam billboard reklamujący margarynę, na której opakowaniu widnieje rysunkowy, stereotypowy wizerunek murzynki. Ani producentom, ani konsumentom taki stan rzeczy zdaje się nie przeszkadzać. William Szekspir zaś, mimo iż żył ponad 400 lat temu, dostrzegał problem rasizmu i nietolerancji, umieszczając je – obok zazdrości – w centrum jednego ze swoich słynniejszych tragedii. Zresztą nie tylko pod tym względem możemy uznać go za wizjonera. Także to, co poprzez bohaterów „Otella" mówi o podwójnych standardach wobec kobiecej i męskiej niewierności, do dzisiaj wydaje się być boleśnie aktualne.

Podtytuł dramatu to „Maur wenecki". Od słowa maurus (z łaciny: czarny) pochodzi polskie słowo murzyn. Na końcu spektaklu, tuż przed ostatnim wyznaniem Otella, nad sceną wyświetlone są inne obraźliwe określenia: „arabus, asfalt, bambo, czarnuch". Autorzy spektaklu winą obarczają nie Otella, ale tych, którzy przez swoje uprzedzenia i nienawiść popychają go do zbrodni. Tradycyjnie tytułową rolę w Otellu gra czarnoskóry aktor, którego brak w zespole Teatru Miejskiego. Twórcy spektaklu zdecydowali się zatem na obsadowy eksperyment – ale nie tylko w przypadku roli tytułowego Maura. Połączenie w parę Macieja Wiznera oraz Doroty Lulki miało zdaje się wzbogacić sztukę o dodatkową płaszczyznę: problem dużej różnicy wieku w związku, w którym dodatkowo kobieta jest starsza od mężczyzny – to być może silne tabu w naszym społeczeństwie, jednak pomysł zdaje się nie wypalił. Paradoksalnie stało się tak za sprawą talentu Doroty Lulki, która gra na przekór metryce – wystarczy przypomnieć sobie chociażby jej Tullę Pokriefke z „Idąc Rakiem". Dobrą decyzją z kolei było obsadzenie Marty Kadłub w roli Lodovico – sprawdza się ona w rolach dziwnych, androgynicznych, fizycznie niedoskonałych bohaterów. Spektakl w reżyserii Waldemara Raźniaka został zresztą zdominowany przez bohaterów drugiego planu, wbrew intencjom samego Szekspira, który skupił się w „Otellu" na trzech głównych postaciach, redukując wątki poboczne.

Głównym bohaterem w inscenizacji Raźniaka jest nie Otello, lecz Iago. W wykonaniu Rafała Kowala jest wyjątkowo tchórzliwym i dwulicowym charakterem. Nie wiadomo, czy Iago nienawidzi Otella za kolor jego skóry, czy za to, że podobno Maur „pełni służbę w jego łóżku". Wynika to po części z ambicji, jednak to raczej strach popycha go do manipulacji i morderstwa. Boi się, co inni o nim pomyślą, jak będą go widzieć i oceniać. Dlatego chęć przypodobania się każdemu doprowadza do ekstremum – wykorzystując między innymi uczucie Rodriga. W tej roli Dariusz Szymaniak – jedna z lepszych jego ról, a także najlepsza (po Kowalu) moim zdaniem kreacja w tym spektaklu. Jego postać jest wyjątkowo spójna: ruch, głos, nawet sposób w jaki stoi na scenie – wszystko składa się na niezwykle wiarygodne wykonanie. Rodrigo Szymaniaka to desperat, ale w swej desperacji silny i nakierowany na cel. Pomimo stosunkowo małej ilości tekstu Szymaniak nie daje zepchnąć się w cień, intensywnością gry dorównuje Kowalowi, świadomie wchodząc w siatkę jego manipulacji i kłamstw, a potem świadomie ją opuszczając.

W rolę tytułową w zastępstwie za Macieja Wiznera (który złamał nogę) wciela się Mateusz Nędza. Jego Maur z wyglądu przypomina alfonsa, bawidamka w najlepszym wypadku: nosi złoty garnitur, buty z niebieskich cekinów, ma pomalowaną na złoto twarz. Nędza nie ma łatwego zadania grając tytułową rolę w obcym zespole, próbując dodatkowo wypełnić lukę pozostawioną przez jednego z bardziej utalentowanych aktorów Miejskiego. Na tle tylu świetnych kreacji drugoplanowych wypada niestety dość sztucznie. Dopiero w scenie samobójczej śmierci jego gra staje się bardziej subtelna i wyważona.

Kolejną bardzo dobrą rolą drugiego planu jest Cassio (Grzegorz Wolf), zdaje się jedyna (poza Desdemoną) postać bez skazy. Waldemar Raźniak miał chyba jednak inny pomysł inscenizacyjny. W jego „Otellu" nie ma jednoznacznie pozytywnych czy negatywnych bohaterów. W jednej ze scen Iago mówi: „To, czy jesteśmy tacy, czy owacy – zależy wyłącznie od nas". Każdy ma potencjał do bycia dobrym lub złym – wszystko zależy od decyzji, którą podejmuje w obliczu zaistniałych okoliczności. Wystarczy, że obraz rzeczywistości zostanie odrobinę zaciemniony – a podejmujemy złe, fatalne w skutkach wybory. W scenie pijackiej burdy uderza nas niemal natychmiastowa przemiana szlachetnego Cassia w wulgarnego, skłonnego do przemocy alkoholika. Jego relacja z Bianką zostaje zaś ograniczona do samej tylko pogardy. U Raźniaka nawet Desdemona nie jest krystalicznie czysta – podkreślony został tutaj jej brak szacunku dla ojca. W scenie w której wyznaje mu, iż kocha Otella, zdaje się wręcz kpić z niego. Brak szacunku wobec drugiego człowieka jest tutaj główną przyczyną nieszczęść, które spotykają bohaterów.

Zupełnie inna niż u Szekspira jest także Emilia (Olga Barbara Długońska) – mimo iż na scenie wypowiada zaledwie kilka zdań, są one zawsze niezwykle intensywne. Emilia w wykonaniu Długońskiej to silna kobieta, feministka – mimo że jest żoną swojego pana-męża oraz służącą Desdemony – jest niezależna i ma własne zdani na temat relacji damsko-męskich. Jej krótkie monologi należą do najmocniejszych momentów w spektaklu. Na końcu pierwszej części mówi ona: „Niech zatem mężczyźni dadzą nam spokój – bo sami w sztuce grzeszenia byli nam mistrzami".  Słuchając słów Emilii trudno wprost uwierzyć, że mógł je napisać mężczyzna – w dodatku żyjący w XVI wieku. Z pewnością Szekspir zauważał istniejącą nierówność między kobietami i była ona dla niego wyzwaniem, źródłem inspiracji, punktem, na którym mógł budować konflikty między swoimi bohaterami. Także dzisiaj mężczyznom wolno więcej niż kobietom. Mężczyźni „używają życia", kobiety zachowując się podobnie – stają się w ich oczach dziwkami i kurwami. Szekspir znany jest jako mistrz wyszukanej inwektywy, w „Otellu" ucieka się w tym zakresie do prostoty – te dwa niecenzuralne słowa padają bardzo często – pod adresem zarówno Desdemony, jak i Bianki oraz Emilii – a więc niezależnie od ich stanu czy zachowania. Te pozbawiające godności wyzwiska stają się formą przemocy mężczyzn nad kobietami, próbą jeszcze większego zniewolenia. Olga Barbara Długońska, poza Emilią, wciela się także w inną „rolę" – na chwilę staje się personifikacją samej zazdrości – do czego pasuje idealnie w swoich zielonych, połyskujących spodniach, z bladą twarzą i wibrującym głosem węża. Tonem wyroczni poucza Desdemonę o zazdrości, o tym, że bierze się ona sama z siebie, samą siebie rodzi.

Z uprzedzeniami jest podobnie jak z zazdrością – nie pochodzą one z racjonalnych przesłanek, nie ma ku nim powodów – rodzą się same z siebie w umysłach przepełnionych strachem, kompleksami, niepewnością. Zło i dobro jest w każdym z nas, ale codziennie mamy wybór: jakiego języka używać na określanie „innych", jak traktować ludzi dookoła nas, jakich wierszyków uczyć w szkołach nasze dzieci. Tolerancji, podobnie jak nietolerancji, możemy się bowiem nauczyć. Podobnie jak szacunku do drugiego człowieka, bez względu na jego rasę czy płeć. A u kogo zrobimy to lepiej, niż u Szekspira?

Katarzyna Gajewska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
30 marca 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...