Musiałem trzymać w tajemnicy, kim jestem
Daniel Kotowski o spektaklu "Rytuał miłosny": w Polsce rodzice zostają samiSystem kieruje dzieci na "naprawę". Ta "naprawa", uprzedzam, nigdy się nie uda — mówi w rozmowie z Onetem Daniel Kotowski. — W szkole zmuszano mnie do mówienia, byłem bity linijką po rękach, nie było przyjemnie — relacjonuje. Podobnie jak większość osób głuchych, ma słyszących rodziców. O tym, jak wygląda komunikacja w takich rodzinach opowiada w spektaklu "Rytuał miłosny", który można oglądać w Komunie Warszawa.
- 9 lipca premierę w Komunie Warszawa miał spektakl "Rytuał miłosny" Daniela Kotowskiego, głuchego artysty wizualnego, który nazywa siebie "niekompletnym"
- Kotowski zwraca uwagę na problemy systemowe, brak odpowiedniej opieki ze strony państwa: — W Polsce rodzice zostają sami. Niektórzy chcą pozbyć się swoich głuchych dzieci
- Potrzebujemy skorzystać z urzędu, ale nie mamy od razu zapewnionego tłumacza języka migowego, tylko, zgodnie z ustawą, musimy czekać trzy dni — relacjonuje
- Opowiadając o własnych, często trudnych doświadczeniach, wspomina formułowane pod jego adresem zarzuty o braku szacunku dla polskiego hymnu, a także problemy zawodowe osób głuchych
- Komentuje znaczenie oscarowego filmu "CODA", podkreślając, że "to przypomnienie światu, że głusi mogą być też aktorami"
Łączymy się za pośrednictwem komunikatora internetowego. Towarzyszy nam tłumaczka Polskiego Języka Migowego.
Dawid Dudko: Właśnie uświadomiłem sobie, że zawsze zaczynam rozmowy internetowe od pytania, czy się słyszymy.
Daniel Kotowski* - No właśnie, akurat to pytanie nie do mnie, tylko do tłumaczki.
Drażnią cię te przyzwyczajenia językowe?
- Dla mnie to raczej zabawne. Ja zawsze migam, czy widać mnie dobrze.
Widać cię bardzo dobrze. Powiedz, Daniel, jak opowiadać o doświadczeniu niesłyszenia?
- To bardzo indywidualna sprawa. Tak jak osoby słyszące mają bardzo różne doświadczenia, tak samo jest z osobami niesłyszącymi. Przede wszystkim determinujący jest sposób komunikacji. Osoby głuche są na różnym poziomie słyszenia i migania. Niektórzy mówią i trochę wspomagają się słyszeniem, a inni w ogóle nie potrafią czytać, bo ich pierwszym językiem jest język migowy, lub na odwrót. Są też np. osoby dwujęzyczne, które biegle posługują się zarówno językiem migowym, jak i językiem polskim.
W "Rytuale miłosnym" przywołujesz niesłyszące dzieci, wychowywane w słyszących rodzinach.
- 90/95 proc. głuchych dzieci ma słyszących rodziców. Chcę pokazać, jak wygląda komunikacja w takiej rodzinie. Rodzice często nie wiedzą, co mają zrobić ze swoim niesłyszącym dzieckiem, nie mają żadnej wiedzy na ten temat. A co system robi w takim przypadku? Kieruje dzieci na "naprawę", leczenie słuchu. Ta "naprawa", uprzedzam, nigdy się nie uda. Zawsze pozostanie jakaś wada słuchu. Dlatego najlepiej, gdyby w medycynie było wsparcie, jak wychowywać głuche dziecko, jak je edukować i jak się z nim komunikować. W Polsce tego nie ma, rodzice zostają sami. Na początku powinno się dać dziecku język migowy, a później uzupełniać go o dodatkowe umiejętności językowe. Sytuacja dzieci głuchych w Polsce jest często absurdalna. To tak jakbym ja, osoba znająca język polski, chciał nauczyć się matematyki i miał ją w języku chińskim.
Jak wygląda edukacja osób głuchych?
- W szkołach brakuje nauczycieli, którzy dobrze posługują się językiem migowym. W nielicznych jest edukacja prowadzona w języku migowym, ale w większości nie. Z tym wiążą się liczne stereotypy. System jest problemem, krzywdzi dzieci, przez co osoby głuche postrzega się jako ludzi na niższym poziomie, gorsze. Takie osoby pozbawione są dostępu do informacji w najprostszych kwestiach: potrzebujemy skorzystać z urzędu, ale nie mamy od razu zapewnionego tłumacza języka migowego, tylko, zgodnie z ustawą, musimy czekać trzy dni. A w innych sytuacjach tego tłumacza w ogóle nie ma. W Polsce jest ustawa o języku migowym, która teoretycznie gwarantuje osobom głuchym tłumacza, ale nasz język nie jest wpisany do Konstytucji, jak np. w Nowej Zelandii. To przekłada się na zupełnie inną jakość życia.
Sam też urodziłeś się głuchy w słyszącej rodzinie.
- Tak, chociaż ja miałem komfortową sytuację, bo brat mojej mamy jest głuchy, więc wiedziała, jak wygląda komunikacja z osobą głuchą, miała podstawowe informacje na temat języka migowego, co nie znaczy, że potrafiła się nim płynnie posługiwać. W moim dzieciństwie używało się raczej wspólnie ustalonych haseł, które nie były Polskim Językiem Migowym. Czasami też coś mówiłem, bo mam zdolność mowy, choć bardzo niewyraźnej. W innych rodzinach bywa gorzej. Niektórzy rodzice chcą pozbyć się swoich głuchych dzieci, odsuwają je od siebie. Moi znajomi doznawali krzywd od najbliższych, byli traktowani jak ktoś obcy, tak jakby rodzice nie uznawali ich za swoje dzieci. Rozmawiali tylko na temat spania, jedzenia czy kąpieli, na emocje nie było miejsca.
Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje?
- Wielu rodziców uważa, że wymachiwanie rękoma to wstyd. Nie migają, bo przez lata język migowy uznawany był za ubogą formę komunikacji, gesty jak u małpy, które psują wizerunek większości. Dlatego, choć moja sytuacja była bardziej komfortowa, chcę opowiadać o tym, czego doświadczają inni.
O tym, jak niesłyszenie odbija się na relacjach z bliskimi?
- Uważam, że potrzeba głuchego narratora. Mamy już perspektywę queerową czy feministyczną. My też chcemy o sobie opowiadać – w kinie, teatrze, performansie. Głusi często są niewidzialni, postrzegani tylko przez pryzmat braku słuchu. Chcę się wypowiadać w imieniu swoim i innych głuchych poprzez pracę artystyczną. Jest teraz dużo słyszących reżyserów, którzy poruszają tematykę języka migowego. To okej, ale musimy pamiętać, że oni mają inny poziom wrażliwości. Często zachwycają się językiem migowym, uważając go za piękną choreografię. A przede wszystkim jest to język, który powinien być traktowany na równi z językiem fonicznym.
Widziałeś oscarowy film "CODA" Sian Heder? Również słysząca reżyserka opowiada o doświadczeniu Głuchych w słyszących rodzinach.
- Tak. Najważniejsze jest dla mnie, że były tam osoby głuche. To przypomnienie światu, że głusi mogą być też aktorami, jak Marlee Matlin i Troy Kotsur. Matlin otrzymała propozycję zagrania z aktorem słyszącym, ale odmówiła, to silny gest. Nie powinniśmy robić filmu o niesłyszących tylko ze słyszącymi aktorami. Gdzie byłaby w tym autentyczność? Scenariusz filmu "CODA" jest uproszczony, pewnie po to, żeby dotrzeć do większości. Ale jest to jakiś krok w edukowaniu ludzi.
A po jaki film przede wszystkim powinni sięgnąć ci, którzy chcą poszerzyć swoją świadomość w temacie niesłyszenia?
- Polecam festiwal w Reims, nazywa się Festival Clin d'Oeil i jest organizowany co dwa lata. Od początku do końca tworzą go głusi. Udział w takim festiwalu uczy wrażliwości. Tak jak wizyta w teatrze, który prowadzi osoba głucha. Niestety w Polsce takiego nie ma, ale jest w Paryżu, Szwecji, Finlandii...
"W szkole słyszałem: to niemożliwe"
Podkreślasz: "Dla państwa polskiego głuchy jest niekompletnym człowiekiem, niekompletnym członkiem społeczeństwa".
- Ideał człowieka to biały, zdrowy, mężczyzna, uprzywilejowany człowiek. Nie mieszczę się w tym ideale, nie jestem postrzegany jako kompletny. W Polsce zmusza się głuchych do mówienia, żeby nie posługiwali się językiem migowym, tylko poddawali rehabilitacji mowy i dostosowali do reszty. A my mamy swój język i czujemy się z nim dobrze, mamy własną kulturę.
Próbowano cię leczyć?
- Gdy dorastałem, moja rodzina, jak większość innych, kierowała mnie do lekarza, zakładała aparaty słuchowe, zaprowadzała do logopedy. Zajęcia u logopedy zaczęły się, kiedy chodziłem do szkoły dla głuchych. W szkole zmuszano mnie do mówienia, byłem bity linijką po rękach, nie było przyjemnie. 20 lat temu nikt nie myślał, że język migowy jest ważny, że ważna jest tożsamość głuchych. Dopiero w liceum mi to uświadomiono. Trafiłem do liceum w Warszawie przy ul. Łuckiej, gdzie było najwięcej Głuchych nauczycieli. A często głuche dzieci są w szkołach, gdzie wszyscy inni słyszą, w dodatku nie znają jeszcze dobrze języka migowego. Jak mają się tam odnaleźć?
Dlatego osobom głuchym często sugeruje się pracę w magazynach, z dala od ludzi?
- Tak, chociaż moi rodzice od początku powtarzali: okej, działaj. Chcieli, żebym miał taką pracę, z której będę mógł się sam utrzymać. Kiedy chodziłem do szkoły, słyszałem od innych: to niemożliwe, żeby osoba głucha miała taką pracę. Wielu nauczycieli też tak mówiło. Nie chciałem słuchać, że nie uda mi się spełnić swoich marzeń. W liceum zobaczyłem nauczycieli, którym, mimo niesłyszenia, udało się skończyć studia i spełniać w zawodzie. To im zawdzięczam podniesienie poczucia własnej wartości.
W końcu zdecydowałeś, że twoją drogą jest sztuka.
- Najpierw studiowałem architekturę wnętrz, myślałem, że chciałbym być projektantem, ale w trakcie studiów poczułem, że to nie jest to. Gdy na ASP w Warszawie chodziłem na zajęcia z intermediów, które opierały się na sztuce wizualnej, doszło do mnie, że właśnie to chcę robić w życiu. Chociaż moja droga nie była łatwa, pojawiały się kolejne bariery ze względu na brak słuchu. Głusi mają podwójne zadanie – musimy najpierw udowodnić, że nie jesteśmy gorsi od reszty społeczeństwa, a później spełniać swoje cele. Często kiedy w CV pracodawca widzi "głuchy", odrzuca je, bo uznaje takiego pracownika za niekompletnego.
Spotkałeś się z taką dyskryminacją?
- Gdy wysyłałem swoje prace artystyczne na różne konkursy, poruszałem tematykę głuchych, ale nie zaznaczałem, że jestem osobą głuchą, żeby mój projekt nie odpadł na samym początku. To śmieszne, że musiałem trzymać w tajemnicy, kim jestem. Na szczęście dziś to się zmieniło.
Twoje mówienie, które było ważnym elementem projektu "Czytam na głos", stało się powodem kontrowersji, dlaczego?
- Moje niewyraźne mówienie było mi potrzebne do tego, żeby dotrzeć do słyszących. Dzięki temu, że mówię, jestem przez nich bardziej zauważalny. Mówię, bo system tego żąda. Gdy w moim projekcie czytałem hymn, przez słyszących było to odbierane jako brak szacunku. Z kolei część głuchych uznała to za zachętę do porównywania się, kto mówi lepiej, albo próbę wyśmiewania głuchych. Zupełnie nie o to mi chodziło.
Jakich zmian systemowych w Polsce oczekiwałbyś w pierwszej kolejności?
- Po pierwsze chciałbym, żeby państwo zaopiekowało się rodzicami, którym rodzi się głuche dziecko i nie wiedzą, co dalej zrobić. Żeby mieli Głuchego asystenta, który uświadomiłby im różne możliwości, nie tylko leczenie. Żeby poznali perspektywę innych, dorosłych głuchych, i przestali się bać. Druga kwestia to dwujęzyczna edukacja w szkołach — uczenie się pisania w języku polskim i języka migowego, umożliwiającego im nawiązywanie kontaktów.
Są jeszcze niejasne kwestie prawne, o których wspomniałeś.
- Moim marzeniem jest wpisanie Polskiego Języka Migowego do Konstytucji. Poza tym dobrze, żebyśmy pamiętali, że język migowy może być też korzystny dla słyszących, pozwala bardziej się otworzyć, co widać na kursach. Na koniec chciałbym ci coś pokazać [Daniel znika na chwilę, po czym wraca z torbą z dużym nadrukiem – red.]. Czy to jest czytelne? If sign language was considered equal, we'd already be friends, czyli "Gdyby język migowy był traktowany na równi, to już byśmy się kumplowali" — napisała to głucha artystka Christine Sun Kim, trzymam się jej słów.
__
*Daniel Kotowski — artysta wizualny. Absolwent Wydziału Architektury Wnętrz Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie (2018) oraz Wydziału Sztuki Nowych Mediów Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych w Warszawie (2016). Jego praktyka artystyczna jest punktem wyjścia do refleksji o własnym istnieniu. Silnie nawiązuje do osobistego doświadczenia, czyli – jak sam siebie określa – jest Głuchym, niekompletnym. W swojej praktyce analizuje własne ciało poprzez władzę nad biologią. Często odnosi się do pojęcia biowładzy i biopolityki w ujęciu Michela Foucaulta. Zajmuje się performansem, sztuką instalacji, fotografią i projektowaniem, tworzy obiekty i filmy wideo. Obszarem jego zainteresowań jest komunikacja społeczna i polityka społeczna. Współpracuje m.in. z Biennale Warszawa i Komuną Warszawa, gdzie 9 lipca ma premierę jego spektakl "Rytuał miłosny".