Musical, komedia romantyczna i thriller

"Amatorki" - reż. Ewelina Marciniak - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

"Amatorki" w Wybrzeżu to spektakl znakomity, uderzający precyzją i dyscypliną gry aktorskiej. Wydane w 1975 roku w Niemczech, a dopiero po 30 latach w Polsce "Amatorki" Elfriede Jelinek to wyzuta z emocji analiza relacji damsko-męskich przedstawionych jako pole walki i przemocy. "Opisuję związek między mężczyzną a kobietą jako heglowską relację między panem i niewolnikiem. Dopóki miarą wartości seksualnej mężczyzny będą praca, sława i bogactwo, a kobiecie jako źródło siły pozostanie tylko jej ciało, młodość i uroda, nic się nie zmieni" - mówiła o "Amatorkach" Jelinek.

Opisując równolegle historie dwóch kobiet - Brigitte i Pauli - bez litości odsłania motywacje, strategie i manipulacje, które kryją się za cukierkowym obrazem miłości. Miłość staje się pobożnym życzeniem, zasłoną dymną, udaje bezinteresowność, łudzi fałszywym blaskiem. Jelinek pokazuje, że bohaterki, używając tego słowa, oszukują innych lub siebie. W rzeczywistości jedna walczy na śmierć i życie o zapewnienie sobie odpowiedniego statusu społecznego, wyjście z biedy, porzucenie znienawidzonej pracy, podczas gdy druga nabiera się na kulturowy mit, oddając w zamian swoją niezależność i marzenia. W obu przypadkach mężczyzna jest środkiem do celu, wehikułem, który przeniesie do ziemi obiecanej. 

Skomponowany z drobiazgową precyzją tekst "Amatorek", pełen ironii i groteski, ma w sobie dystans wnikliwego studium naukowca opisującego przedmiot badań. Wykorzystując konwencję romansu, Jelinek dekonstruuje go zupełnie, zostawiając jedynie strzępy ckliwego różu, zza których widać ostre kanty bolesnej rzeczywistości. Bolesnej, bo mimo dystansu autorka nie pozwala nam nie przejąć się losem piętnastoletniej Pauli, która "wyszła za mąż i zginęła". Pokazując koszty systemu patriarchalnego, pokazuje jednocześnie, jakie mechanizmy i przekonania wspierają jego funkcjonowanie. Zakorzenione w samych kobietach, przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Ewelina Marciniak z pomocą choreografki Dominiki Knapik i świetnie wyćwiczonych aktorów znakomicie pokazuje w spektaklu seksualne i cielesne uwikłanie. Ponętne bohaterki, odziane w pastelowe sukienki mini i odpowiednio dobrane buty na obcasach, w trakcie podzielonej na głosy opowieści same ulegają powolnej dekonstrukcji: drąc rajstopy, gubiąc buty, majtki, sprowadzone zostają do nagich, szamoczących się ciał pozbawionych śladów atrakcyjności. Przemoc i walka wpisane w relacje miłosne przybierają na scenie namacalny kształt strużek potu, siniaków na kolanach, kołtunów we włosach i aktów seksualnych sprowadzonych do gimnastyki. Grozę i obrzydliwość wzmacnia jeszcze to, że kiedy jedna para działa na pierwszym planie, druga - ustawiona w tle - pogrąża się w nieskończonych seansach "lizania się", tworzy z odgłosów cmokania, mlaskania i siorbania antyromansową ścieżkę dźwiękową. W tym kontekście wszystkie miłosne wyznania, nawet wzbogacone o cytaty (muzyczne i choreograficzne) z "Dirty Dancing", muszą wypaść blado. Ostatecznie jedna z ostatnich scen, kiedy bohaterki stają wreszcie przed ołtarzem, bardziej przypomina kulminację thrillera niż happy end.

Twórcy spektaklu bawią się elementami zaczerpniętymi z musicalu i komedii romantycznej, odnajdując w nich klucz do ironicznego tonu pisarstwa Jelinek. Podobnie jak w książce, studiujemy opisane ze swadą dwa przypadki tej samej choroby ("Brigitte słyszała, że miłość jest jak choroba i wtedy jest prawdziwa"), zaśmiewając się do łez. W spektaklu brakuje jednak wyraźnego komentarza, informacji o tym, co determinuje bohaterki. Żal nam głupiej i naiwnej Pauli, tak jak żal nam zwierzęcia, które wpadło we wnyki. Tymczasem w książce Jelinek poruszało właśnie uświadomienie mocy absurdalnych, ale utartych społecznych schematów i przekonań, które nie pozwalają zmądrzeć i nie zginąć.

 Mimo to "Amatorki" w Wybrzeżu to spektakl znakomity, uderzający precyzją i dyscypliną gry aktorskiej. Ewelina Marciniak wie, jak pracować z aktorami, jak zdobyć ich zaufanie i wydobyć potencjał. Widać to szczególnie w przypadku Katarzyny Dałek, nowej aktorki w zespole teatru, która stworzyła wyjątkową rolę, tym bardziej zaskakującą, że do tej pory na deskach Wybrzeża wypadała słabo. Reżyseria Marciniak jest konsekwentna, a jednocześnie intuicyjna. Zaskakuje widzów niespodziewanymi znakami teatralnymi stworzonymi jakby z niczego, a aktorów prowadzi w miejsca nieprzewidziane.

Agnieszka Kochanowska
dwutygodnik.com
2 stycznia 2013

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia