Muzyczne interpretacje
"Dawno temu w Odessie" - reż: Łukasz Czuj - Wrocławski Teatr WspółczesnyŁukasz Czuj, przygotowując we Wrocławskim Teatrze Współczesnym spektakl "Dawno temu w Odessie", sprawnie połączył artyzm z rozrywką. Możemy jednak przypuszczać, że, w zamierzeniu twórcy, za ową ludycznością powinno kryć się "coś więcej". Wykraczanie w stronę wyższych rejonów interpretacji przyniosło różne efekty. Zobaczmy, w jaki sposób powaga połączyła się z zabawą
Zacznijmy od dekoracji, której prosta i funkcjonalność pozwoliła aktorom w pełni wykorzystać możliwości sceny. Co więcej, piec, służący także jako podest lub mównica, rusztowania, poszerzające horyzont przestrzeni i codzienne przedmioty w roli rekwizytów sugestywnie współtworzą atmosferę międzywojennej Odessy. Trzeba przyznać, że Czuj sprawnie, a zarazem nostalgicznie, naszkicował przed publicznością obraz wybranego miejsca i czasu.
Jako proste i funkcjonalne albo, by uniknąć nieco nieszczęśliwej metafory, zwięzłe i dynamiczne należy określić też inne zastosowane środki. Teksty piosenek Michała Chudzińskiego doskonale oddają nastrój, łączącego żartobliwość z melancholią, spojrzenia na rzeczywistość odeskiego półświatka. Krótkie dialogi, które składają się na skecze przeplatające poszczególne songi, wpisują się w artystyczny zamysł reżysera. Dzięki znakomicie zachowanym proporcjom między mową a śpiewem, a także z powodu umiejętnego i spójnego zarysowania każdej postaci, spektakl zyskuje odpowiednią dynamikę, a widz może z radością i z satysfakcją uczestniczyć w jego odbiorze.
Dodajmy, że choć aktorzy dobrze odegrali swoje role, to brak tu wielkich, przyciągających uwagę (z jednym wyjątkiem – o nim za chwilę) kreacji. Wszystkie bowiem środki (łącznie z wykonywaną podczas spektaklu muzyką „Elektrycznej Bandy Beni”) mają sprawnie i „gładko” budować muzyczno-teatralną, rozrywkową całość.
Jednak, jak już wspomniałam, Czuj szuka czegoś więcej. Ambicje te zaznaczyły się zwłaszcza w niezbyt udanym finale spektaklu. Zmiana stylistyki i posłużenie się estetycznymi dysonansami to wprawdzie zabiegi, za pomocą których można było poszerzyć perspektywę interpretacyjną. Niestety, reżyser nie wykorzystał tych środków. Odnosimy raczej wrażenie, że sens zakończenia gubi się w natłoku konceptów, maskujących brak pomysłu na błyskotliwą puentę.
Na szczęście ostatnie słowa należą do Lubki (Marta Malikowska). Jeśli jej narrację uznamy za wiodącą, przedstawienie zyska, pożądany przez reżysera, głębszy wydźwięk. Co więcej, historia silnej, lecz wrażliwej bohaterki, obecnej niemal w każdej scenie i patronującej poczynaniom innych postaci, wzbogaca spektakl o delikatnie feministyczny wydźwięk. Do opowieści dostaje się zatem kolejny mroczny akcent, siłą wyrazu przewyższający inne zaciemniające tonację wątki (np. motyw rewolucji lub nadejścia Żydowskiego Mściciela). Swój upór i determinację Lubka zawdzięcza aktorskiemu zaangażowaniu Malikowskiej, której rola wyróżnia się spośród innych kreacji.
Mimo tego siła „Dawno temu w Odessie” leży w rozrywkowym potencjale sztuki. Dobrze skompowane połączenie muzyki i tekstu dostarczy zapewne wielu widzom odbiorczej przyjemności. Przyjemność tę zmniejszy jednak poszukiwanie „czegoś więcej”. Wypada zatem pogodzić się z tym, że czasem trzeba „poprzestawać na małym”.