Muzyczne perły na wielkiej scenie

rrozmowa z Ewą Michnik

We wrześniu w Operze przy ul. Świdnickiej we Wrocławiu usłyszymy Ewę Podleś. Ale to nie koniec muzycznych niespodzianek. Z Ewą Michnik, dyrektor Opery Wrocławskiej o nowym sezonie, rozmawia Katarzyna Kaczorowska

W sezon artystyczny 2013/ 2014 Opera Wrocławska wchodzi nowym cyklem "Gwiazdy Metropolita Opera" na scenie Opery Wrocławskiej. Długo walczy się o takie gwiazdy?

- Prawdę mówiąc, nie. Wszystko jest kwestią terminów i oczywiście możliwości finansowych. Nasz nowy cykl zainauguruje recital Ewy Podleś, wybitnej polskiej śpiewaczki, rewelacyjnej wykonawczyni dzieł Handla i Rossiniego, której możliwości głosowe pozwalają na wykonywanie repertuaru od baroku do współczesności dzięki charakterystycznej, dramatycznej barwie głosu o ogromnej skali i biegłości. To artystka, która bardzo świadomie dobiera repertuar, sięga po partie trudne, ale zawsze mistrzowskie w swojej klasie. Występuje zresztą na największych scenach świata i wszędzie ma swoich wielbicieli. Jej recital, w którym orkiestrę poprowadzi Wojciech Michniewski, znany już wrocławianom z realizacji premiery "Matki czarnoskrzydłych słów" Hanny Kulenty, będzie naprawdę dużym wydarzeniem i już teraz z całego serca zapraszam na niego wszystkim miłośników opery. Do tej pory staraliśmy, by 8 września, kiedy otwieramy sezon, zawsze miała miejsce polska premiera...

Data jest w końcu nieprzypadkowa.

- To prawda - tego dnia w 1945 roku odbyła się we Wrocławiu, już polskim, premiera "Halki" Stanisława Moniuszki. Stąd na inauguracje sezonu wystawialiśmy "Halkę", "Straszny dwór" czy "Króla Rogera". Tym razem postanowiliśmy, że pokażemy nie wielkie dzieło polskiej kultury muzycznej, ale wielką polską gwiazdę i zarazem wybitną artystkę, która naszą kulturę w świecie promuje.

Kto będzie następny? Piotr Beczała, Mariusz Kwiecień?

- Prowadzimy rozmowy z dziesięcioma artystami. Nie chcę jeszcze zdradzać nazwisk. Problemem jest przede wszystkim kalendarz. Rewelacyjny tenor, z którym negocjujemy termin, może bez problemu przyjechać z recitalem do Wrocławia, ale w Wielki Czwartek lub Wielki Piątek. To jednak dla naszej publiczności dni wyjątkowe, w których można posłuchać Pasji, Requiem, ale nie koncertu złożonego z choćby najpiękniejszych arii operowych czy operetkowych. Rozumiem to i szanuję, stąd też i nasze rozmowy, ale proszę mi wierzyć, melomani na pewno będą mile zaskoczeni. Rozmowy prowadzimy nie tylko z polskimi artystami, poza tym wielu śpiewaków, którzy dzisiaj pojawiają się w MET, występowało na naszej scenie, jak choćby Artur Ruciński, który rewelacyjnie śpiewał partię Forda w "Falstaffie" Verdiego, a teraz zaśpiewa w MET, czy Aleksandra Kurzak, którą publiczność oklaskiwała u nas w rolach Zuzanny czy Gildy.

Jest szansa, że któraś z tych gwiazd wystąpiłaby w premierze?

- Zdecydowanie łatwiej uzyskać termin na koncert, bo premiera oznacza większe zaangażowanie czasowe, przecież konieczne są przygotowania, próby.

Po recitalu Ewy Podleś szykujecie Państwo megaprodukcję w Hali Ludowej.

- "Poławiaczy pereł" wyreżyseruje Waldemar Zawodziński. To taki nasz wkład w 100-lecie Hali, z którą scenicznie jesteśmy związani od 1997 roku. To, że Berg umieścił tam największe swego czasu organy w Europie, a na otwarcie wykonano IX Symfonię Beethovena, nie było przecież dziełem przypadku. To również miejsce jak najbardziej projektowane z myślą o muzyce. Jestem przekonana, że publiczność zaakceptuje naszą kolejną propozyq'ę. To pierwsza opera Georges'a Bizeta, napisana w 1863 r., ale już pokazująca jego umiejętności kompozytorskie, pełna pięknej muzyki i prawdziwych operowych hitów. Wytrawne ucho usłyszy tu na przykład zapowiedź choćby fragmentów partii Micaeli z "Carmen". Akcja "Poławiaczy..." dzieje się na Cejlonie, ale dla Bizeta osadzenie jej w egzotycznej scenerii było przede wszystkim krokiem w kierunku odświeżenia gatunku, zdominowanego przez muzykę włoską. Trzeba przyznać, że mu się to udało. Co ciekawe, bohaterem jest w tym dziele chór, a główny ciężar partii solowych spoczywa na trójce solistów - sopranie, tenorze i barytonie.

Zawodziński, z którym współpracuje Pani od lat, to gwarancja sukcesu?

- Mam nadzieję, że tak. Rewelacyjne recenzje zebrały przecież jego "Opowieści Hoffmanna", równie dobry był "Borys Godunow" czy "Pajace". Na pewno będzie się podobał nasz chór, który prowadzi pani Anna Grabowska-Borys, ostatnio zdobywczyni I nagrody w konkursie w macedońskiej Ochrydzie, ale nie tylko - muszę bardzo pochwalić balet, który pod okiem pani Bożeny Klimczak zrobił ogromne postępy.

Stąd "Coppelia" Delibesa?

- Też, ale już przy "Córce źle strzeżonej" w choreografii Georgio Madii zapowiadaliśmy, że to początek jego współpracy z naszą Operą. Pan Madia pracuje już z zespołem nad tym przedstawieniem, które - jak sądzę - wielu widzom wyda się znajome - podobne wątki lalki stworzonej przez człowieka są przecież w "Opowieściach Hoffmanna".

Muzyka do tego baletu będzie odtwarzana z CD?

- Pierwsze cztery spektakle będą z orkiestrą, którą poprowadzi Tadeusz Zathey, ale pozostałe już niestety z CD - z powodu trudności finansowych. Zobaczymy też dawno nie wystawianą we Wrocławiu "Łucję z Lamermooru". Kierownictwo muzyczne spektaklu sprawuje Tomasz Szreder, a spektakl reżyserować będzie Anette Leistenschneider. To bardzo ciekawa niemiecka reżyserka, która współpracować będzie z Pawłem Dobrzyckim, autorem scenografii.

Czy zaproszenie gościa z Niemiec oznacza, że Łucja będzie we współczesnym kostiumie?

- W taką stronę będzie zmierzać, tym bardziej że Niemcy generalnie zupełnie inaczej traktują pojęcie tradycji w teatrze, zwłaszcza operowym. Trzeba pamiętać, żeby koncepcja autorska nie była w sprzeczności z muzyką. Bohaterowie dramatu nie muszą być ubrani w kostiumy z epoki, jednak powinny one uwiarygodniać tragiczną historię miłosną. Pomysły, nawet najciekawsze, nie mogą zabijać prawdziwości dzieła, emocji, jakie ze sobą one niesie.

Usłyszymy w tej premierze gwiazdy?

- Stawiamy na nasz zespół. Mamy rewelacyjne soprany, a tę operę wybrałam właśnie z myślą o nich. O Aleksandrze Kubas, która zaczęła robić karierę międzynarodową, aktualnie występuje, dzieląc czas między Wrocław, Bonn i Moskwę. O Joannie Moskowicz, która w tym roku dostała nagrodę dla najlepszego sopranu koloraturowego na VIII Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. Stanisława Moniuszki, a także o Marcie Brzezińskiej, która rozpoczęła u nas pracę dopiero w ubiegłym sezonie. Po "Łucji...", na którą z pewnością wielu melomanów będzie czekać, wystawimy kolejny balet. To dawno niepokazywany we Wrocławiu "Pan Twardowski" Ludomira Różyckiego.

Który kiedyś święcił triumfy na scenie Opery Wrocławskiej.

- To jest rewelacyjna partytura, z której suita "Na Krakowskim Rynku" często umieszczana jest w programach koncertów filharmonicznych. Choreografię do "Pana Twardowskiego" przygotowuje Emil Wesołowski: łączy w niej elementy tańca charakterystycznego z tańcem klasycznym.

Na zakończenie sezonu planuje Pani kolejną megaprodukcję - również w Hali.

- Tak, to będzie "Makbet" Verdiego - dawno niewidziany na naszej scenie, w realizacji reżysera Brunona Berger-Gorskiego.

Ma Pani większy budżet w związku z tak bogatym programem?

- Niestety nie. Musimy sobie radzić z tym, który mamy i dlatego ogromnym wsparciem dla nas jest pomoc ze strony sponsorów: Tauron Polska Energia, oficjalnego sponsora bieżącego sezonu, a także KGHM Polska Miedź, naszego sponsora strategicznego, i od lat wspierającego nasze produkcje Banku/ PKO BP. 

Katarzyna Kaczorowska
POLSKA Gazeta Wrocławska
3 września 2013
Portrety
Ewa Michnik

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia