Muzyka Bacha jako ogniwo łączące

"Tańczmy Bacha" - choreogr: Emil Wesołowski - Teatr Narodowy w Warszawie

Poruszająca nasze najczulsze struny i sięgająca do głębi naszych przeżyć artystycznych muzyka Jana Sebastiana Bacha wciąż inspiruje nie tylko muzyków różnych epok, ale także twórców innych dziedzin artystycznych, jak na przykład balet. Do muzyki Bacha swoje choreografie tworzyli tak wybitni artyści jak m.in. Serge Lifar, Hans van Manen, Maurice Bejart czy wreszcie George Balanchine, którego praca wypełnia jedną z części wieczoru baletowego "Tańczmy Bacha" w Operze Narodowej

Przedstawienie "Tańczmy Bacha" ułożone jest do utworów Jana Sebastiana Bacha i składa się z czterech autonomicznych części różnych choreografów, co pozwala zaprezentować rozmaitość spojrzeń na ideę baletu, na warsztat, na klasykę i taniec nowoczesny. Każda z etiud różni się nie tylko tematyką, układem choreograficznym, ale przede wszystkim odmienną stylistyką i temperamentem twórczym choreografa.

Wieczór baletowy rozpoczyna premiera "Pocałunków" w układzie Emila Wesołowskiego do Koncertu klawesynowego d-moll. Nawiązująca do klasycznego kroku choreografia Wesołowskiego jest po trosze zabawą, dowcipem i grą obrazami, w czym wydatny swój udział mają kostiumy tancerzy autorstwa Magdaleny Tesławskiej. Scena mieni się rozmaitością barw, ale nie krzyczących, lecz harmonijnie dobranych pod względem kolorystycznym. Solistycznie wybija się w tej części Maksim Wojtiul.

Następna etiuda to już całkowity, oryginalny klasyk. "Concerto Barocco" tańczone do Koncertu d-moll na dwoje skrzypiec jest dziełem George\'a Balanchine\'a, rosyjskiego artysty, jednego z najwybitniejszych choreografów w historii baletu. W latach trzydziestych po przyjeździe do Nowego Jorku stał się twórcą tzw. amerykańskiego stylu baletu klasycznego i wywarł silny wpływ na kształtowanie się współczesnego baletu klasycznego na świecie. Balanchine nie żyje już od 1983 roku, ale jego prace nadal wystawiane są na różnych kontynentach. Artysta wypracował własną odmianę tańca klasycznego i widowiska baletowego, w którym nie ma fabularnej opowieści czy konkretnego wątku tematycznego prowadzonego linearnie przez cały spektakl. Choreografia Balanchine\'a oparta jest wyłącznie na relacji między tańcem i muzyką, co wymaga znakomitej perfekcji tancerzy i ogromnej precyzji wykonawczej.

"Concerto Barocco" jest tego typowym przykładem. Układ tańca doskonale harmonizuje z muzyką Bacha, to tak jakby Bach pisał muzykę, wiedząc, że Balanchine w przyszłości zrealizuje do niej swój balet. A że niełatwy dla tancerzy, widać w warszawskim spektaklu zwłaszcza w tych miejscach, które wymagają idealnie równego kroku czy gestu zarówno w scenach zespołowych, jak i w duecie. Znakomicie pomyślana ekspozycja dwóch solistek Natalii Wojciechowskiej i Marii Żuk tańczących na proscenium ma wiele uroku i dowcipu, ale niestety nie zawsze w jednakowym rytmie tancerki wykonują potrzebny ruch, krok, gest. Czasem decydują sekundy. Niemniej to właśnie "Concerto Barocco" w całym przedstawieniu "Tańczmy Bacha" najbardziej pokazuje, na jakie wyżyny poezji choreograf może wznieść taniec. Ale potrzeba do tego wybitnego, niezwykle precyzyjnego wykonawstwa. Mnie ta właśnie Balanchinowska część - mimo swej niedoskonałości - najbardziej się podobała. Głównie ze względu na piękno formy. Etiudę zrealizował Adam Luders.

Kolejna część wieczoru, "The Green", utrzymana jest w konwencji tańca współczesnego, i już tym samym kontrastuje z "Concerto Barocco". Autor choreografii, holenderski twórca Ed Wubbe, wykorzystał w "The Green" chóralny wstęp do monumentalnego dzieła Bacha "Pasji według św. Jana". Etiuda tańczona jest przez siedmioosobowy zespół męski. Nie przekonał mnie Ed Wubbe do swojej wizji baletowej. Ani układem choreograficznym, ani scenografią. Mimo ogromnego przecież wysiłku fizycznego tancerzy raz po raz konwulsyjnie rzucających się (nie zawsze równo) na podłogę (tzn. na trawę), czołgających się, drżącą ręką wskazujących na swój stan ducha, emocji itd., itd. Natomiast z wielką przyjemnością słuchałam Chóru Opery Narodowej wykonującego nieśmiertelne, głębokie i piękne dzieło Bacha.

Na zakończenie swoją pracę zaprezentował Krzysztof Pastor. Jego "In Light and Shadow" do arii z "Wariacji Goldbergowskich" oraz III Suity orkiestrowej D-dur jest premierą dla warszawskiego zespołu baletowego, ale nie premierą choreografii Krzysztofa Pastora. Po raz pierwszy swoje dzieło Pastor zrealizował przed dziesięciu laty w Holandii z tamtejszym zespołem Het Nationale Ballet. Potem było prezentowane w różnych teatrach Europy i Azji. Trzeba powiedzieć, że przygotowany ze sporym rozmachem balet sprawia chwilami wrażenie chaosu, gdzie każdy tańczy jakiś swój temat, wyrażając tym samym swój indywidualny świat. Jest to pewnie chaos zamierzony jako środek artystyczny, co jednak mnie nie przekonuje. Są też znaki zapytania, na przykład nie wiem, w jakim celu jawią się tutaj postaci o wyglądzie androginicznym (kostium, fryzura), wszak artystycznie nic z tego nie wynika. Ale kilka elementów na pewno jest tutaj do zapamiętania, jak choćby "ogrywanie" przez Dominikę Krysztoforską długiej sukni. I tu znowu pytanie: dlaczego w duecie Dominiki Krysztoforskiej z Siergiejem Basałajewem tancerka występuje w eleganckiej sukni balowej, a Basałajew w bieliźnianych majtkach?

Ale finał jest całkiem zabawny i pomysłowy. Prowadzona światłem scena (światło jest dziełem Berta Dalhuysena) pokazuje tylko nogi tancerzy w ruchu, natomiast od góry sylwetki są całkowicie wyciemnione, co sprawia wrażenie, jak gdyby nogi same tańczyły. Zabawna końcówka.

Wszystkie te cztery etiudy składające się na całość łączy muzyka Jana Sebastiana Bacha. I ten łącznik jest bardzo istotny, nie do przecenienia.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
10 lipca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...