My, dzieci z dworca Zoo, czyli świadectwo przejścia przez piekło

Rozmowa z Giovanny Castellanos

- Młodych ludzi zapraszam do teatru między innymi po to, żeby zobaczyli współczesny, dynamiczny spektakl, kawał historii, która przeraża, wzrusza, a momentami nawet i rozśmiesza, takim trochę ironicznym śmiechem, ale która na pewno ich zainteresuje - mówi Giovanny Castellanos, reżyser spektaklu "My, dzieci z dworca Zoo" w Teatrze im. Sewruka w Elblągu.

Na Małej Scenie Teatru im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. odbędzie się premiera spektaklu "My, dzieci z dworca Zoo". Z reżyserem o przedstawieniu rozmawia Jarosław W Grabarczyk:

O książce "My, dzieci z dworca Zoo" i nakręconym na jej podstawie filmie Uliego Edela głośno było w latach osiemdziesiątych minionego stulecia. Czy dzisiaj utwór ten może jeszcze zainteresować teatralną widownię, zwłaszcza tę młodą?

- Myślę, że wręcz powinien. Niestety, jest to utwór, który wciąż jest aktualny i prawdopodobnie będzie taki także dla przyszłych pokoleń. W tym momencie jest to jedno z wielu świadectw ludzkiego dramatu, dramatu bardzo młodej osoby, która z własnego wyboru przeszła przez piekło. W pewnym sensie z własnego, bo przecież Christiane popchnął w to bagno cały system edukacyjny, społeczny i rodzinny. Myślę, że warto się zapoznać z teatralną wersją tego utworu. To jest takie przybliżenie tekstu w formie dużo bardziej nam bliższej, gdyż nasz spektakl jest dużo bardziej współczesny, niż tekst jaki znamy z oryginału.

O czym będzie reżyserowany przez Pana spektakl? Jaki jest Pana pomysł na to przedstawienie? Czym zaskoczy Pan widzów?

- Zaskoczeniem będzie przed wszystkim nowa stylistyka, którą próbujemy tutaj tworzyć. Konwencja teatralna, jaką wykorzystujemy, jest jakby mocno uwspółcześniona. Zastanawialiśmy się z realizatorami, ze scenografem, kompozytorem, jak przybliżyć, także czasowo, całą tę historię współczesnym widzom. Bo jest to spektakl adresowany głównie do młodzieży, do nauczycieli i rodziców. I może właśnie to, że jest to wersja uwspółcześniona, że jest dużo ciekawych rozwiązań teatralnych, może zaciekawić widzów. Myślę, że najważniejszym elementem tego przedstawienia jest właśnie przesłanie, iż osoba, którą dotknął taki problem, która znalazła się w takim piekle, znalazła się tam w wyniku pewnych zdarzeń, splotu różnych okoliczności, które popychają ją do takiego wyboru, choć ostatecznie to ona sama podejmuje oczywiście decyzję, W przypadku głównej bohaterki istotne jest to, że wszyscy zawiedli. Bardzo smutne w tym tekście jest również to, że jest tu mowa o bardzo młodych ludziach. To nie są osiemnastolatkowie, ale dzieci w wieku 10-13 lat. Mają zero doświadczenia, jakiegoś życiowego bagażu, nie mają czego się trzymać. Bohaterowie są totalnie pozbawieni miłości, rodziny, opieki społecznej, autorytetów. To wszystko zawiodło, Christiane została sama, musiała sama podejmować pewne decyzje, nie mając żadnego doświadczenia, dlatego kończy się to tak, jak się kończy.

Na elbląskiej scenie realizuje Pan już czwarty spektakl. Wcześniej reżyserował Pan tutaj sztuki "Na pełnym morzu", "Pamiętniki Adama i Ewy" i "Ruski miesiąc", a teraz "My, dzieci z dworca Zoo". Dobrze czuje się Pan w elbląskim teatrze? Jak układa się Panu współpraca z elbląskimi aktorami?

- Bardzo dobrze mi się tutaj pracuje. Co prawda jestem Kolumbijczykiem, ale jestem także człowiekiem Warmii i Mazur. Na stałe mieszkam w Olsztynie, tam pracuję w teatrze i czuję poczucie takiej misji, żeby działać w całym naszym regionie. Jest to dla mnie ważnym elementem mojej pracy. Z ogromną przyjemnością przyjeżdżam do Elbląga. Ludzie z zespołu zawsze bardzo ciepło mnie tutaj przyjmują, a ja lubię z nimi współpracować.

Gdyby miał Pan zaprosić widzów do obejrzenia tego spektaklu, to co by im Pan powiedział? Dlaczego warto wybrać się na to przedstawienie do teatru?

- Przede wszystkim widzowie nie będą się nudzili. Młodych ludzi zapraszam do teatru m.in, po to, żeby zobaczyli współczesny, dynamiczny spektakl, kawał historii, która przeraża, wzrusza, a momentami nawet i rozśmiesza, takim trochę ironicznym śmiechem, ale która na pewno ich zainteresuje. Bo to jest coś, co może ich dotyczyć, ich pokolenia, ich codziennego życia. A jeśli chodzi o rodziców, to chciałbym, żeby pozwolili dzieciom pójść do teatru i żeby sami też przyszli, i zobaczyli ten spektakl. Bo największym błędem rodziców jest zazwyczaj to, że udajemy, iż nic się nie dzieje, że jest dobrze, a czasami nie wiemy, co robią nasze dzieci, kiedy wychodzą z domu. Temat tego spektaklu jest przerażający, pewne rzeczy nazywane są tutaj po imieniu, pokazane bardzo brutalnie i nie ma zmiłuj się. Ale tak to właśnie musi wyglądać. Najważniejsze jest to, żeby po obejrzeniu tego spektaklu ludzie zaczęli myśleć, żeby mogli się zastanowić nad problemem, nad własnym życiem.

Jarosław Grabarczyk
Dziennik Elbląski
12 stycznia 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...