Na dobry początek

Dance Company Pál Frenák - "Bliźniacy" - 13. Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca

Zeszłoroczne Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca rozpoczynało przedstawienie "Po drugiej stronie rzeki" w choreografii Olgi Pony. Spektakl zbudowany był z wielkim rozmachem, zadziwiał nie tylko widowiskowy układ ruchów, ale i niebywałe umiejętności tancersko-akrobatyczne wykonawców.

W tym roku organizatorzy postanowili rozpocząć festiwal mniej brawurowo. Przedstawienie „Bliźniacy” węgiersko-francuskiej grupy Dance Company Pál Frenák to 45 minut tańca dwóch mężczyzn (Lászlo Major i Kristof Várnagy). Dodatkowo można zobaczyć też dwa niewielkie fragmenty, w których pojawia się trzecia postać – aktor (Dávid Fekete) animujący raz dużą, raz małą drewnianą kukłę. Trójka występujących to naprawdę niewiele w porównaniu z liczbą tancerzy z rosyjskiej grupy, toteż w stosunku do tegorocznego spektaklu rozpoczynającego festiwal oczekiwania były zupełnie inne. Kameralność, intymność scen i możliwość dokładniejszego skupienia się na działaniu konkretnej postaci, to atuty przedstawień z mniejszą ilością aktorów.

Twarze dwóch tancerzy, odgrywających tytułowych bliźniaków, zakrywają jednakowe, ściśle opięte białe maski. W efekcie tego zabiegu głowa swoją bielą kontrastuje z resztą ciała, staje się czymś nienaturalnym, nieludzkim. Jednakowy, składający się wyłącznie z czarnych bokserek strój i podobna postura występujących sprawiają, że rzeczywiście trudno ich od siebie odróżnić. Jeśli chodzi zaś o ruch, nie można powiedzieć, by u obydwu aktorów był taki sam. Przedstawienie rozpoczyna solowa jazda na rolkach jednego z bliźniaków. Zatacza kręgi, omija przeszkody, by po kilku okrążeniach sceny schować się za kulisami. Jego miejsce zajmuje drugi z „braci”. Biała podłoga przypomina lodowisko, po którym jak na łyżwach jeżdżą wkrótce obydwaj tancerze. Po krótkim czasie siadają na podłodze, i opierając się plecami o ustawioną z tyłu sceny niewielką ścianę zdejmują rolki. Muzycznym tłem dla tego obrazu jest krzyk mew.

Artyści zaczynają taniec – początkowo równo, symetrycznie, po chwili oddalają się od siebie, każdy z nich tańczy osobno, by po pewnym czasie znowu wrócić do wcześniejszego układu. Leżąc na podłodze splatają się nogami, przy pomocy rąk wprawiają się w ruch i kilkakrotnie przetaczają się razem po podłodze. Nie trwa to jednak długo, już po chwili ten związek dwóch ciał rozpada się, a postaci, które odzyskały swój pierwotny kształt, toczą między sobą walkę. Nie ma tu jednak nic z brutalności, gesty w całym swym dynamizmie są łagodne, wyważone.

Kolejna scena przedstawia ucieczkę. Jeden z tancerzy goni drugiego, ten chroni się na drabince, prowadzącej do huśtawki zawieszonej pod sufitem. Powoli wdrapuje się po sznurkowych szczeblach jeden, a za chwilę drugi artysta. Gdy obydwaj znajdują się już na szczycie, konflikt zanika. Względy bezpieczeństwa przemawiają za tym, by na wysokości nie poruszać się zbyt gwałtownie, toteż tancerze nie usiłują walczyć między sobą, a jedynie wykonują serię ruchów rękami i górną częścią ciała. Nie można oczekiwać wiele więcej od kogoś, kto siedzi na delikatnej huśtawce. Po kilku seriach tych wspólnych, wyważonych ruchów, obydwaj schodzą na ziemię, gdzie ponownie splatają się ze sobą - tym razem nie tylko nogami, ale całymi ciałami. Toczą się po podłodze, wirując jak jeden organizm, w którym rozróżnienie odrębnych postaci jest niemożliwe. Z dwóch ciał tworzą jedno - hybrydalnego stwora z ośmioma kończynami, który kończy swą wirującą drogę przy ścianie. Tancerze ustawiają się, współtworząc kształt litery X, po czym następuje krótka część symetrycznie wykonanego tańca przy ścianie.

W ruchu artystów zauważalne są elementy baletu klasycznego, do którego ćwiczenia, rzecz jasna, się przyznają. W rozmowie po spektaklu, zapytani o miejsce, jakie zajmuje grupa Pál FrFrenák we współczesnym tańcu węgierskim, artyści odpowiedzieli, że jest to miejsce szczególne. Jednym z wpływających na to czynników jest fakt, że grupa działa pomiędzy Węgrami a Francją.  

Tancerze występujący w przedstawieniu „Bliźniacy” na Węgrzech odebrali klasyczne wykształcenie baletowe, ale ze względu na konserwatywność form tańca węgierskiego, współczesnych technik tanecznych uczyli się właśnie we Francji. Ponadto każdy z członków zespołu może dochodzić do swojej formy w sposób indywidualny, jedni robią to poprzez ćwiczenia jogi, inni wybierają zupełnie inna drogę. Dowolność w decydowaniu o sobie jest rzadka w grupach tanecznych. Spektakle, które tworzą, nie są jednak polem do prezentacji indywidualnych ruchowych zainteresowań, a miejscem, gdzie energie taneczne każdego z osobna łączą się w spójną choreograficznie całość.

„Bliźniacy” to przedstawienie, którego aktualny kształt różni się od formy pierwotnej. Obecnie jest to występ usiłujący zobrazować trudne i zawikłane życie bliźniąt, początkowo zaś spektakl dotyczył samotności, której przełamanie następuje wraz z wymyśleniem sobie przyjaciela. Solowy uprzednio taniec przenikał się z częstym pojawianiem się na scenie kukły symbolizującej owego przyjaciela. Stopniowo jednak rola marionetki została ograniczona a do solisty dołączył drugi tancerz. Po rozbudowanej roli kukły pozostały tylko dwie sceny – jedna, w której aktor animuje dużą lalkę i druga, gdy stojąc na szczudłach porusza marionetką wielkości kilkuletniego dziecka. Krótkie te obrazy nie współgrają z całością przedstawienia zastanawiając widzów i sprawiając, że doszukują się w tych scenach znaczenia symbolicznego. Sami aktorzy tłumaczą pozostawienie tych scen w przedstawieniu właśnie jego początkową formą, która choć obecnie porzucona na rzecz nowej, odmiennej jakości, ciągle jest ważna i powinna być w jakiś sposób sygnalizowana widzom.

Podsumowując, nie można zarzucić organizatorom, że wybór przedstawienia inauguracyjnego był błędny. Może nie zobaczyliśmy tak wielu choreograficznych smaczków, co w zeszłym roku, na pewno „Bliźniacy” byli też mniej widowiskowym spektaklem niż ubiegłoroczny, ale z pewnością nie można mu odmówić umiejętności wzbudzenia w widzach odczuć estetycznych. Również przesłania, jakie ze sobą niesie, kwestie psychologiczne, tożsamościowe, skomplikowane relacje międzyludzkie, czynią go przedstawieniem, w którym forma współgra z treścią i skłania do myślenia poprzez poruszenie emocji tańcem. Taki spektakl na początku festiwalu może być dobrą prognozą całego wydarzenia.

Kaśka Plebańczyk
„5 ściana”
19 listopada 2009

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia