Na koniec lipca w kasie opery było tylko 1777 złotych i 4 grosze
o Operze i Filharmonii PodlaskiejNa koniec lipca w kasie opery było tylko 1777 złotych i 4 grosze. Dług powstał przez zakupy zbyt drogich scenografii i rozrzutność w wynagrodzeniach. Mimo to władze województwa doceniają talent artystyczny byłego już dyrektora i dziękują mu
Kiedy gruchnęła informacja, że Roberto Skolmowski będzie dyrektorem naszej opery, zadzwoniłem do koleżanki z Wrocławskiego Teatru Lalek. Wyraziła się o nim w bardzo niepochlebnych słowach. Kiedy szefował tamtejszemu teatrowi, też narobił długów - mówi Tadeusz Chachaj, były dyrektor Filharmonii Białostockiej.
Uważa, że marszałek województwa powinien sprawdzić, kogo na to stanowisko popierał minister kultury Bogdan Zdrojewski. - Winię też marszałka za to, że tak długo tolerował to, co się działo w operze - twierdzi.
Minister kultury niedawno się zmienił, a zarząd województwa odwołał wczoraj Roberto Skolmowskiego z funkcji dyrektora naszej opery. Najważniejszy powód to gigantyczny kredyt, jaki zaciągnęła placówka - prawie 5 min 300 tys. zł.
- Już dawno ostrzegaliśmy zarząd województwa, że w operze może dochodzić do niegospodarności. W końcu nasze przypuszczenia się potwierdziły - twierdzi Czesław Jaźwiński, szef związku zawodowego pracowników opery.
Marszałek Jarosław Dworzański podsumował wczoraj wyniki kontroli, jaka została skierowana do opery. - Produkcje były bardzo kosztowne, a przychody niskie. Koszty "Upiora w operze" to 4 mln zł, a przychód 2 mln 872 tys. zł - mówił.
Podkreślał, że w operze można było robić spektakle z dużo skromniejszą scenografią niż było to praktykowane. Wtórują mu melomani. - Trzy tapczany i balkon. Taka była scenografia "Traviaty" w wykonaniu niemiecko-austriackiej grupy artystów, którą widziałam w telewizji. Widać więc, że pewne sprawy można załatwić małym kosztem - mówi Janina Czerniakiewicz-Bolińska.
Jarosław Dworzański, marszałek województwa jeszcze
do niedawna bronił dyrektora opery przed jakąkolwiek krytyką
Na marnotrawienie pieniędzy narzeka też Czesław Jaźwiński. -Na makiety trzech domów użytych w "Strasznym dworze" wydano 1,5 mln zł. A na przykład Opera Krakowska wystawia przedstawienia za średnio milion złotych - wylicza. Twierdzi też, że związek zawodowy nie miał wglądu w to, jakie nagrody przyznawała dyrekcja swoim pracownikom. - A przecież powinno to być jawne - dodaje.
Kontrola ujawniła, że w 2013 roku dyrektor przeznaczył na nagrody ponad 390 tys. zł, a w latach 2013-14 podwyższył wynagrodzenie wybranym osobom na kwotę blisko 430 tys. zł.
Ponadto zwolnił 21 pracowników z 23 planowanych i zatrudnił 18 nowych. Oszczędności z tego tytułu to tylko ok. 12 tys. zł, a miało być 100 tys. Tak wynika z programu naprawczego, który został na operę nałożony przez władze województwa. Marszałek twierdzi, że już kilka razy przeprowadzane były rozmowy z Roberto Skolmowskim obligujące go do obniżenia kosztów funkcjonowania placówki. Nic to jednak nie dało, a dług rósł. Na koniec lipca tego roku w kasie było tylko niecałe 1800 zł. Opera przestała na bieżąco opłacać honoraria aktorom i zobowiązania wobec dostawców.
- Kontrola ujawniła też, że w latach 2013-14 opera nie miała utworzonego planu pracy z kosztorysem. Nieracjonalnie wykorzystywano też pracowników - mówił marszałek.
Roberto Skolmowski został odwołany z 3-miesięcznym okresem wypowiedzenia i zwolniony z obowiązku świadczenia pracy przez ten czas. Jego obowiązki pełnić będzie dotychczasowy zastępca - Damian Tanajewski. Teraz rozpocznie się przygotowywanie konkursu na nowego dyrektora. Procedura jego wyłonienia potrwa minimum 4 miesiące.
Pod znakiem zapytania staje premiera "Skrzypka na dachu", która ma się odbyć 28 września. Skolmowski jest reżyserem przedstawienia. - Umowa na "Skrzypka..." jest odrębnym dokumentem. W obecności dyrektora wyraziłem nadzieję, że spektakl się odbędzie - stwierdził marszałek województwa.
Melomanka: Najlepiej, gdyby na to stanowisko powrócił Marcin Nałęcz-Niesiołowski.