Na scenę kuchennymi drzwiami

"Czego nie widać" - reż. Jan Tomaszewicz - Teatr im. L. Solskiego w Tarnowie

Festiwalowy konkurs na tegorocznej Talii rozpoczął Tarnowski Teatr, prezentując premierę sztuki Michaela Frayna "Czego nie widać". Spektakl nie zdobył wprawdzie żadnej nagrody, ale wart jest polecenia - do repertuaru teatru wejdzie już w listopadzie

Londyńczyk Michael Frayn jest jednym z najwyżej cenionych współczesnych dramaturgów. Filozof z wykształcenia, karierę zawodową zaczął od poważnych publikacji intelektualnych, ale to nie one ani nawet powieści, za które dostał kilka nagród literackich (m.in. Somerseta Maughama), ale właśnie farsa z 1982 roku pt. "Czego nie widać" przyniosła mu rozgłos i międzynarodową sławę, a pękali przy niej ze śmiechu nawet Chińczycy. Na polskie sceny trafiła na początku lat 90. i od tamtej pory gości na nich nieprzerwanie. Starsi bywalcy Tarnowskiego Teatru mogą pamiętać jej inscenizację na miejskiej scenie z 1992 r. w reżyserii Wandy Laskowskiej.

Sztuka oparta jest na motywie "teatru w teatrze", który, choć nienowy, wykorzystany w niej został w sposób bardzo oryginalny. Oto w pierwszym akcie publiczność obserwuje próbę generalną przedstawienia "Co widać". Niestety, aktorzy mylą kwestie, zapominają o rekwizytach - tu szczególną rolę odgrywa talerz sardynek - gubią szkła kontaktowe, borykają się z technicznymi usterkami scenografii, a nad tym wszystkim usiłuje zapanować reżyser. Widzowie, obserwując nieszczęsną próbę, dowiadują się co nieco o pracy w teatrze i aktorskiej profesji. Mamy więc aktora, który musi mieć wszystko wytłumaczone, innego, który popija i znika, gdy jest potrzebny, głuchawego, który słyszy, tylko gdy zechce, aktorkę, która gra wyuczoną rolę bez względu na okoliczności....Do tego trzeba dodać pracownika technicznego, który marzy o aktorskiej karierze. Reżyser ma doprawdy niełatwe zadanie.

Akt drugi to jedno z przedstawień "Co widać", które zespół prezentuje podczas swojego tournee. Tym razem jednak publiczność śledzi wszystko od strony kulis. Nie jesteśmy już widzami, lecz podglądaczami. Zza odwróconych dekoracji słyszymy znany nam tekst, ale naszą uwagę przyciąga to, co dzieje się poza sceną - na pracę aktorów nakładają się ich osobiste perypetie, różne konflikty między nimi, napięcia w stosunkach pozazawodowych. Na dodatek robią sobie złośliwe dowcipy. Jak przekłada się to na jakość ich scenicznych poczynań? Warto przekonać się osobiście. W ostatnim akcie znów stajemy się widzami i to pożegnalnego spektaklu. Trzeci raz więc oglądamy ten sam fragment sztuki. Ale czy na pewno ten sam? Odbiega on bowiem dalece od znanego nam z próby generalnej.

Michael Frayn znakomicie wykorzystał wszystkie trzy typy komizmu - sytuacyjny, postaci i słowny - a pomysł pokazania publiczności trzech sytuacji scenicznych, oglądanych z dwóch stron - od widowni i od kulis - w oparciu o ten sam wycinek tekstu jest wprost genialny. Do tego trzeba dodać świetne dialogi, zaskakujące zwroty akcji i przezabawne momenty.

Tarnowska inscenizacja zrobiona jest sprawnie, co w przypadku tej farsy jest bardzo istotne, ważną rolę odgrywa tu bowiem osiem par drzwi i jedno okno. Aktorzy biegają między nimi, wchodzą, wychodzą, zatrzaskują się, a wszystko musi rozgrywać się w tempie i z precyzją godną zegarmistrza. Tu ukłon w stronę reżysera Jana Tomaszewicza, znanego już tarnowskim widzom z realizacji komedii "Każdy kocha Opalę" z Barbarą Wrzesińską, poci którego kierunkiem aktorzy owej precyzji nabyli. Bez niej sztuka ani w połowie nie byłaby tak zabawna.

Tempo akcji stopniowane jest przemyślnie - od wolniejszego aktu pierwszego po dynamikę trzeciego. Role są właściwie obsadzone, a aktorzy dobrze poprowadzeni. Na scenie mamy przyjemność oglądać prawie cały zespół Tarnowskiego Teatru: Bogusławę Podstolską-Kras (Dotty Otley), Mariusza Szaforza (Lloyd Dallas), Jolantę Januszównę (Belinda Blair), Tomasza Piaseckiego (Frederick Fellowes), Ireneusza Pastuszaka (Selsdon Mowbray), Matyldę Baczyńską (Brooke Ashton), Monikę Wentę-Hudziak (Poppy Norton Taylor), Kamila Urbana (Garry Lejeune) oraz Piotra Hudziaka (Tim Allgood). Trudno wyróżnić tu kogokolwiek z nich, bo wszystkie role zagrane są po prostu solidnie. Na uwagę zasługuje też ładna i funkcjonalna scenografia, która także w spektaklu "gra", autorstwa Małgorzaty Treutler.

Tarnowianie, którzy wybiorą się na tę sztukę, nie pożałują spędzonego z nią czasu. To znakomita propozycja na jesienne i zimowe wieczory, a że głębokich refleksji o świecie i życiu z teatru nie wyniosą, to i dobrze. Relaks i szczery śmiech są wartością nie do przecenienia, a to właśnie ma nam z definicji zapewnić farsa. "Czego nie widać" na tarnowskiej scenie to gwarantowane dwie godziny dobrej zabawy.

Beata Stelmach-Kutrzuba
Temi
31 października 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia