Na spektakle już w sierpniu!

Rozmowa z Robertem Talarczykiem

Przez moment będziemy się bawić jeszcze w historie internetowe, multimedialne, ale za pół roku, rok, najpóźniej dwa lata, wrócimy do takiego funkcjonowania teatru, jaki doskonale znamy.

Z Robertem Talarczykiem - dyrektorem Teatru Śląskiego w Katowicach - rozmawia Magdalena Mikrut-Majeranek.

Magdalena Mikrut-Majeranek: Wchodzimy w erę teatru postpandemicznego?

Robert Talarczyk - Epidemia koronawirusa sparaliżowała wszystkie sfery życia. Zamknięto m.in. teatry, kina czy galerie handlowe. „Lockdown" dla instytucji kultury trwał do 6 czerwca.

W jakim miejscu był sezon artystyczny w Teatrze Śląskim, kiedy okazało się, że z uwagi na pandemię konieczne będzie zamknięcie instytucji?

- Decyzja w tej sprawie zapadła 10 marca, a my byliśmy 10 dni przed premierą spektaklu „Prawda prawda prawda prawda" w reżyserii Agaty Dudy-Gracz, która miała być największą premierą w tym sezonie, jak nie największą premierą dekady. Trwały też próby do „Potopu" Kuby Roszkowskiego, którego premiera miała być 25 kwietnia.

Jak długo trwały przygotowania do wspomnianych spektakli?

- Nad premierą spektaklu Agaty pracowaliśmy od pół roku. Wszystko było temu podporządkowane, a jako że większość aktorów była zaangażowana w tę produkcję, dlatego graliśmy dla widzów niewiele, a same próby trwały po wiele godzin.

Nowa, pandemiczna rzeczywistość z pewnością nie byłą łatwa dla całego teatralnego środowiska. Jak aktorzy przyjęli fakt, że po tak długiej i intensywnej pracy nad spektaklem trzeba wszystko przerwać?

Na początku była pewnie odrobina buntu. Część zespołu nie dowierzała w to, co się dzieje. Kiedy pandemia wybuchła w Lombardii, okazało się, że to realne zagrożenie. Wtedy rzeczywiście wszyscy uznali, że tak musi być, zamykamy teatr, ale wrócimy za miesiąc... Tak się jednak nie stało. Okazało się, że powrót do normalności nie nastąpi tak szybko, jak się tego spodziewaliśmy. Można powiedzieć, że samopoczucie aktorów przybierało postać sinusoidy: od niedowierzania, przez zniechęcenie, aż do strachu o to, kiedy wrócimy. Premiera przesunęła się nam o 8 miesięcy i finalnie będzie miała miejsce 27 listopada, a próby wznawiamy 3 listopada. Mamy nadzieję, że będzie już można zaprosić pełną widownię.

Jak wygląda kwestia utrzymania teatru w warunkach pandemii?

- To gigantyczny problem. Mam 41 aktorów, ponad 140 pracowników i 4 sceny. Koszty stałe są duże, a nic nie zarabiamy. W kwietniu i maju zazwyczaj dużo graliśmy i jeszcze wynajmowaliśmy nasze sale, co dawało nam spory przychód. Obecnie jest to niemożliwe. W czerwcu przez trzy dni mieliśmy organizować przesłuchania do programu „Mam Talent!", ale nie doszło to do skutku. Tym samym teatr stracił możliwość zarobienia dużych pieniędzy. Ale mamy Radę Mecenasów, która nas wspiera. Jeden z nich, który prosił o zachowanie anonimowości, przyniósł 50 tys. zł z własnych oszczędności. Stale zasila nasz teatr kwotą 20-25 tys. zł rocznie, jednak teraz, mając na uwadze naszą złą sytuację, ofiarował 50 tys. zł, mówiąc, że to już a conto przyszłych projektów.

Teatr de facto był nieczynny, ale nie oznacza to, że nic się w nim nie działo. Czym zajmowali się artyści w tym czasie?

- W naszych mediach społecznościowych prezentowaliśmy archiwalne nagrania spektakli. Aktorzy siedzieli w domach i nudzili się, dlatego też wymyślaliśmy dla nich różne projekty. Nagrywaliśmy bajki. Na początku, w hołdzie Włochom, nagraliśmy całego „Pinokia". Wszystko można znaleźć na naszym kanale na YouTube, ale też na Facebooku. Później nagrywaliśmy dzieła literatury klasycznej. Obecnie kończymy „Guliwera". Powołaliśmy też kombinat artystyczny „Poleku" i przez miesiąc nagrywaliśmy film „Pandemony", do którego scenariusz napisał Artur Pałyga. To pierwsza produkcja Teatru Śląskiego, której premiera i pokazy odbędą się wyłącznie w Internecie.

Czy ten sezon artystyczny uznaje się za stracony?

- Nie. 26 czerwca na naszym kanale na YouTube miała miejsce premiera filmu „Pandemony" zrealizowanego przez kolektyw artystyczny. 19 sierpnia na Scenie w Galerii zaprezentujemy spektakl „On wrócił", a 22 sierpnia z okazji metropolitalnych obchodów 100. rocznicy wybuchu II powstania śląskiego na Kopcu Wyzwolenia w Piekarach Śląskich robimy wielkie widowisko – „Nie rzucim ziemi", we współpracy z Metropolią oraz miastem Piekary Śląskie. Widowisko będzie transmitowane przez telewizję. Wezmą w nim udział m.in. Olgierd Łukaszewicz i Miuosh, pojawi się też Organek, Barbara Lubos, Grażyna Bułka, Dariusz Chojnacki, Agnieszka Radzikowska i Marcin Wyrostek. To ma być jednorazowe wydarzenie promujące Śląsk i idee powstań śląskich.
Z kolei do regularnych prób wracamy pod koniec sierpnia i będziemy przygotowywać się do premiery spektaklu w reż. Norberta Rakowskiego, który realizujemy razem z opolskim teatrem. Jest on inspirowany filmem „Amator" z Jerzym Stuhrem. W roli głównej występuje Darek Chojnacki. Premierę zaplanowano na 7 listopada. Mniej więcej w tym samym czasie wznawiamy próby „Potopu" w reżyserii Jakuba Roszkowskiego. Premiera odbędzie się 17 października. W międzyczasie będziemy przygotowywać spektakl VR-owy „Black" w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego i projekt „Katyń. Teoria Barw" Wojciecha Farugi i Julii Holewińskiej.
Na koniec września planowaliśmy premierę spektaklu „Germinal". Musimy wrócić do tego pomysłu. Rozmawiamy też z Justyną Łagowską w sprawie wystawienia u nas antycznej klasyki. Musimy też wrócić do rozmów ze Słobodziankiem i Kuczokiem na temat spektaklu o Korfantym, który mieliśmy robić w przyszłym roku. Co więcej, Ingmar Villqist miał mieć swój jubileusz w listopadzie i miał wystawić „Emigrantów", ale to musimy przesunąć na przyszły rok.

Teatr ma także ambitne plany związane z organizacją wydarzenia w Arenie Gliwice.

- W przyszłym roku, w maju, chcemy przygotować widowisko multimedialne „Ghosteen by Nick Cave", oparte o utwory z jego ostatniej płyty „Ghosteen". Planujemy zaprosić między innymi Renatę Przemyk i Arkadiusza Jakubika, którzy będą śpiewać piosenki Nicka Cave'a.

Czy czas pandemii wyzwolił inne pomysły na teatr niż dotychczasowe, które będą kontynuowane?

- Myślę sobie, że przez moment będziemy się bawić jeszcze w historie internetowe, multimedialne, ale za pół roku, rok, najpóźniej dwa lata, wrócimy do takiego funkcjonowania teatru, jaki doskonale znamy. Nie ma się co oszukiwać i trzeba przyznać, że 70% tego, co zostało zarejestrowane w teatrach, jest dziś nie do oglądania z uwagi na nie najlepszą jakość nagrania. Oczywiście, niektóre teatry, które do tej pory się tym nie zajmowały, muszą zainwestować w nowe kamery, a dziś koszty są już niewielkie, ale dzięki temu mogą nagrywać spektakle w lepszej jakości.

Jaka jest obecnie sytuacja finansowa Teatru Śląskiego?

- Dotacja, którą obecnie otrzymujemy, wystarcza nam na to, żeby trwać. Nie wystarcza jednak na produkowanie. Jednak tu trzeba mieć też świadomość, że jesteśmy w unikatowej sytuacji w Europie jeśli chodzi o teatry instytucjonalne. Podobna sytuacja jest jeszcze w Rosji i częściowo w Niemczech. Póki co...

Dziękuję za rozmowę!

__

Robert Talarczyk – urodził się 21 stycznia 1968 w Katowicach. Reżyser, aktor teatralny, telewizyjny, radiowy i filmowy, scenarzysta, dramaturg, autor i tłumacz piosenek, dyrektor Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. 

Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Katowice
7 lipca 2020
Portrety
Robert Talarczyk

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia