Na "Tkoczy" w Teatrze Śląskim czekano 70 lat

Rozmowa z Mają Kleczewską

Na "Tkoczy" w Teatrze Śląskim czekano 70 lat. Maja Kleczewska, reżyserka: "To ciekawe, dlaczego wtedy nie doszło do realizacji spektaklu".

To będzie opowieść o buncie, inspirowana historią dolnośląskich tkaczy. Ich sytuacja jest dla nas dzisiaj zupełnie zrozumiała, chociaż dotyczy wydarzeń sprzed 180 lat - mówi Maja Kleczewska, reżyserka „Tkoczy" w Teatrze Śląskim. Premiera spektaklu 14 lutego.

Magdalena Nowacka-Goik: Dzisiaj, 14 lutego, chyba najbardziej oczekiwana premiera na Śląsku w tym sezonie - „Tkocze", dramat noblisty Gerharta Hauptmanna, historia powstania tkaczy w 1844 roku, którzy domagali się poprawy warunków życia, Podejrzewam jednak, że na Śląsku, zwłaszcza tym Górnym, mało o niej wiemy. Czy pani realizacja, jej forma, stanie się przypomnieniem tych wydarzeń, czy będzie bardziej pretekstem do współczesnej opowieści o buncie wobec nierówności społecznej, może nawet mobbingu? A może o tym, jak ważna jest tożsamość?

Maja Kleczewska - To będzie opowieść o buncie, inspirowana historią dolnośląskich tkaczy. Dzięki nowemu tłumaczeniu, autorstwa Mirosława Syniawy, tekst nabrał bardzo aktualnego brzmienia. Sytuacja tkaczy bielawskich jest dla nas dzisiaj zupełnie zrozumiała, chociaż dotyczy wydarzeń sprzed 180 lat. W czasach klasowego rozwarstwienia, które obserwujemy współcześnie, wydaje się, że zalążek buntu już się tli. W poczuciu niesprawiedliwości, nierówności, w ludziach budzi się potrzeba reakcji, walki o sprawiedliwe traktowanie.

Uniwersalizm problemu, ale umiejscowiony w XXI wieku z globalnym przesłaniem?

- Współcześnie żyjący, jeden z najbogatszych obecnie ludzi - Elon Musk, miliarder, dzięki swoim pieniądzom wchodzi w rolę polityka, pieniądze pozwalają mu na podejmowanie decyzji w sprawach globalnej rangi, nie tylko stricte biznesowych. To niepokoi. Tak samo jak fortuny gigantycznych rozmiarów, a z drugiej strony masa ludzi, którzy mimo ciężkiej pracy, żyją na skraju ubóstwa. W dzisiejszym świecie obserwujemy ogromne kontrasty. Dzięki temu, że język „Tkoczy" jest językiem współczesnym, ta historia opowiada o nierównościach klasowych - ale nie tych sprzed lat, ale tych, które istnieją tu i teraz.

Tekst Mirosława Syniawy różni się od poprzednich tłumaczeń.

- To tłumaczenie jest unikatowe, bo oddaje różnice językowe, które zapisał Gerhart Hauptman. Do tej pory w tłumaczeniu nie brano ich pod uwagę, a ma to kluczowe znaczenie dla wydźwięku, przekazu dramatu.

Będą mówili po polsku - i po śląsku. Co ma szczególne znaczenie właśnie teraz, kiedy tak mocno akcentuje się uznania śląskiego za język, kiedy ten przekaz trafił już do rządzących i być może, na co wszyscy liczą, po kolejnych wyborach prezydenckich oficjalnie zostanie uznany.

- Czekamy już dwadzieścia lat, żeby język śląski został uznany za język regionalny. Ślązacy są bardzo cierpliwi. Ale ta cierpliwość chyba powoli się kończy. Kiedy słucham języka śląskiego na próbach, to wydaje mi się niesłychanie współczesny i komunikatywny. Jest nam bliski, bo jest nacechowany bezpośredniością, jest dosadny, skrótowy, mocny, ludzie mówią nim to, co myślą.

Mówimy o języku, a samo umiejscowienie tej historii? Rozumiem, że na scenie nie zobaczymy społeczności tkaczy z XIX wieku? Realia będą współczesne?

- Nie przenosimy się 180 lat wstecz, myślimy współcześnie. Figura fabrykanta, nieobliczalnie bogatego człowieka, nie jest nam obca. Już podczas prób czytanych, tekst wydał nam się aktualny i mówiący o tym, co dotyka także nas. Nie potrzebowaliśmy historyczności, żeby go uzasadnić.

Na wystawienie tego dramatu czekano w Teatrze Śląskim... od 70 lat. Jesienią 1954 roku na tej scenie rozpoczęły się próby do spektaklu w tłumaczeniu Wilhelma Szewczyka, ale realizacja została wstrzymana. Gdybyśmy przenieśli się w czasie, bez tej dzisiejszej perspektywy, pomysł na realizację byłby bardzo różny? Inspiracje były zapewne inne.

- To ciekawe, dlaczego wtedy nie doszło do realizacji spektaklu. Można przypuszczać, że barierą stały się kwestie polityczne. Tekst, w którym klasa robotnicza atakuje sfery rządzące, nie był zapewne na rękę ówczesnej władzy.

Dziś można więc powiedzieć, że jesteśmy wolni od tego typu cenzury, a wręcz predestynowani, aby pewne rzeczy pokazywać, mówić.

- Możemy krytycznie przyglądać się rzeczywistości. I buntować się. Problem nierówności klasowej jest jednak nie tylko problemem polskim, ale problemem światowym. I niestety, wydaje się nierozwiązywalnym, przynajmniej na ten moment. Były wprawdzie próby buntu, jak na przykład ruch Occupy Wall Street (wrzesień 2011, Nowy Jork, grupa kanadyjskich aktywistów protestowała przeciwko nierównościom społecznym, chciwości korporacji, banków oraz przeciwko nadmiernemu wpływowi bankierów, menedżerów wielkich korporacji i lobbystów na rząd - przyp. Red.), ruchy, które zwracały uwagę na to, że nie może 90 procent PKB pozostawać w rękach jednego procenta ludności itp. A w samej Polsce? Szlachetna Paczka publikuje raport o ubóstwie z 2024 roku, z którego wynika, że 2,5 mln osób w Polsce, żyje za 700 zł miesięcznie. Jeśli sobie zwizualizujemy tę liczbę to miasto większe niż Warszawa. Szokuje i przeraża. Czy kraj w centralnej Europie, naprawdę nie może zapewnić ludziom godnego bytu?

Kiedy reżyserowała pani w Teatrze Śląskim dramat „Łaskawe", inspiracją była napaść Rosji na Ukrainę, której staliśmy się świadkami. Teatr współczesny coraz częściej sięga po dramaty, teksty, za pomocą których może wyrazić swój sprzeciw wobec tego, co najbardziej nas dotyka we współczesnym świecie. Staje się komentatorem świata, także kwestii społeczno-politycznych. I rzuca nam ze sceny pytanie, prosto w oczy, bez kamuflażu, subtelności.

- Pytanie, jak my, jako społeczeństwo się rozwijamy, czy mamy w sobie wrażliwość na biedę. Tkacze byli przedstawicielami środowiska robotniczego, ale współcześnie dotyczy to także innych grup zawodowych.

W tym także tych, którzy opowiadają tę historię na scenie

- Myślę o środowisku aktorów etatowych w Polsce, którzy zarabiają najniższą krajową. Jeśli nie grają wieczorami, bo nie ma spektakli, albo przeszkodzi choroba, to muszą za tą najniższą krajową przeżyć.

Wrócę jeszcze do kwestii cenzury. Jeszcze całkiem niedawno, naprawdę całkiem niedawno, mocne w wymowie dramaty wzbudzały ferment w świecie polityki. Wystarczy choćby przypomnieć sytuację z „Dziadami"- które wiele razy budziły oburzenie partii rządzących, niezależnie od czasów, w których je wystawiano. W tym także ta wersja reżyserowana przez panią w listopadzie 2021 roku w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie. Krytyka spektaklu przez ówczesną władzę stała się zresztą najlepszą promocją, mówiąc kolokwialnie, tłumy waliły. Będą „waliły" na „Tkoczy"?

- Mam nadzieję.

Magdalena Nowacka-Goik
Dziennik Zachodni - Katowice
17 lutego 2025
Portrety
Maja Kleczewska

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia