Na uczcie z Sokratesem

"Uczta" - reż. Krzysztof Garbaczewski - Nowy Teatr w Warszawie

Rzadko do Trójmiasta przyjeżdża zespół warszawskiego Nowego Teatru, więc ich wizyta z "Ucztą" Platona w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego stała się wydarzeniem, które przyciągnęło do Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego komplet widzów. Spektakl ten jest dla tego reżysera nietypowy, bo bardzo stonowany, utrzymany w pełnej, przesadnej wręcz dyscyplinie formy.

Trudno po jednym z ciekawszych twórców młodego pokolenia, jakim bez wątpienia jest Krzysztof Garbaczewski, którego przedstawienia trójmiejska widownia regularnie oglądać może w Trójmieście dzięki Festiwalowi Szekspirowskiemu ("Burza", "Hamlet") oraz Wybrzeżu Sztuki ("Balladyna", "Wyzwolenie"), spodziewać się spektaklu nijakiego. Reżyser ten lubi eksperymenty formalne i gatunkowe, multimedia, które w jego spektaklach-instalacjach stanowią bardzo ważny punkt odniesienia, podobnie jak śledząca aktorów kamera (w najgłośniejszym jego spektaklu - "Robercie Roburze" - granice między filmem a teatrem uległy całkowitemu zatarciu) i przy ich pomocy kreśli wizyjne, często przewrotne i odległe od oryginału teatralne eseje (m.in. "Balladyna", "Wyzwolenie") z różnym, zresztą, skutkiem.

Tym razem nie ma kamery, ale jest rzeczywistość wirtualna, czyli technologia VR (autorstwa tria Maciej Gniady, Marta Nawrot, Jagoda Wójtowicz), skupiona wokół nagiego kobiecego ciała z wystającym z łona skorpionem. Motyw ten w komputerowo wygenerowanej przestrzeni ulega multiplikacji, ciało zmienia pozycję w embrionalną, rzadko kiedy towarzyszy mu ciało męskie. I nic w tym dziwnego, bo przecież cała "Uczta" Platona poświęcona jest właśnie męskiemu ciału, dyskursowi o Erosie i miłości między kochankiem a ukochanym. Garbaczewski szukał pewnej przeciwwagi wobec faktu, że wszystkie postaci dramatu poza epizodyczną flecistką (Magdalena Popławska), z której epizodu uczynił dowcipny, nawracający przerywnik, oraz nauczycielką Sokratesa Diotymą (Magdalena Cielecka) to mężczyźni.

W spektaklu Nowego Teatru część bohaterów - w tym gospodarz uczty Agaton (który w interpretacji Garbaczewskiego wita ociągającego się z wejściem do jego domu Sokratesa namiętnym pocałunkiem) jest grana przez kobiety. Pojawia się też brawurowy epizod Afrodyty (Jaśmina Polak), co jest kolejnym dowcipnym zagraniem reżysera serwującego widzom farsową niemal wizję narodzin Erosa - przedmiotu dysputy. Drugim będzie dodana na koniec "Obrona Sokratesa". Nim jednak do niej dojdzie jesteśmy świadkami szeregu mów - aktorskich monologów, wiernie oddających (w koniecznym w warunkach scenicznych uproszczeniu) tekst Platona, nieraz ubarwiony aktualnymi odpowiednikami (fitness, Coca Cola).

Dużo tu podtekstów, jednak najważniejsze w spektaklu Krzysztofa Garbaczewskiego dzieje się poza słowami. Zabawne, farsowe wręcz kreowanie świata spektaklu na początku - aktorzy krzątają się tworząc układając kubistyczną scenografię (autorstwa Aleksandry Wasilkowskiej), która za chwilę imitować będzie monumentalną budowlę z bloków skalnych, złożoną z pudełek z dykty. Ktoś ze stojącego nieruchomo Sokratesa wykuwa dłutem posąg, ktoś inny skleja rurki by przypominały starożytną kolumnę. Tandeta i nowoczesność z ukłonem w stronę klasyki nie jest jednak wytrychem do interpretacji "Uczty", a raczej próbą pozbawienia spektaklu antycznego patosu. Dokładnie według tej samej zasady co początkowa "kreacja" świata bohaterów, stworzono kostiumy Sławomira Blaszewskiego, czyli nawiązujące do antycznych chitonów i himationów workowate powłoki, równie mocno co antykiem inspirowane modą współczesną.

Wszystko z kolei kończy niezwykle symboliczna uczta, do której zaproszeni są widzowie. Każdy może podejść i "skosztować" Sokratesa. Ironia tego konsumpcyjnego gestu bawi, choć w Teatrze Szekspirowskim podczas pierwszego spektaklu nikt się na to nie odważył. Eros, rozumiany jako napięcie między tym, co zmysłowe i cielesne, a tym co duchowe, pozostaje jednak obecny na scenie od początku do końca.

To, co zajmuje Platona, stanowi też główną oś spektaklu Garbaczewskiego, w którym pomysły formalne ograniczają się od prób uatrakcyjnienia trudnych, pełnych retorycznych chwytów oratorskich, wypowiedzi kolejnych mówców. Dlatego Fajdros (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) o Erosie opowiada w niemal miłosnym uścisku pudełek, z męskimi i żeńskimi cechami płciowymi, które usiłują ze sobą spółkować. A nauka Diotymy udzielona młodemu Sokratesowi (Paweł Smagała) zainscenizowana jest jako próba zbliżenia łóżkowego pomiędzy bardzo podnieconym obecnością półnagiej kobiety młodzianem oraz nią samą, kuszącą i podległą mu o tyle, o ile potrzeba do utrzymania zainteresowania chłopaka wywodem na temat Erosa, "syna dostatku i biedy", w którym dowodzi, że miłość jest sposobem boskiej kontemplacji (stąd wywodzi się miłość platoniczna).

Uwagę zwraca również Eryksimach w wykonaniu Bartosza Bieleni - trzęsący się starzec w pieluchomajtkach perorujący o harmonii i wstrzemięźliwości oraz wybuch zazdrości Alkibiadesa, który nie może patrzeć na Sokratesa układającego się przy pięknym Agatonie. Alkibiades (Bartosz Gelner) zwierza się z próby uwiedzenia Sokratesa (Jacek Poniedziałek) swoim ciałem, bo liczył na to, że stając się jego kochankiem zbliży do niego na tyle, by czerpać z jego mądrości. Cała scena wyrzutów wobec nieczułego na wdzięki pięknego chłopca Sokratesa odbywa się między nimi całkowicie nago. Sokrates pozostaje "w stroju Adama" już do końca spektaklu, który uzupełniono o słynną mowę obrończą z "Obrony Sokratesa" Platona. Nagi, przechadzający się po scenie aktor pyta retorycznie, czy faktycznie, jak insynuuje oskarżyciel Meletos, to właśnie on psuje dzisiejszą młodzież. Całość wieńczy dowcipny, ale zupełnie już niepotrzebny wywód o "jednym" metodą majeutyczną (Magdalena Popławska).

Zaskakuje inscenizacyjna wstrzemięźliwość Garbaczewskiego w kreowaniu "Uczty", która - pomimo ciekawych dodatków - pozostaje niemal tak statyczna jak dialog Platona. Najlepiej wypadają Jaśmina Polak, Magdalena Popławska i Magdalena Cielecka w duecie z Pawłem Smagałą oraz Bartosz Bielenia. Im dłużej trwa spektakl, tym mniej teatralnych argumentów ma reżyser, przez co całość staje się monotonna, a już podczas monologu Jacka Poniedziałka aktor nie dostaje żadnej pomocy ze strony Garbaczewskiego i pozostaje mu paradować nago przed widzami, wykładając racje Sokratesa.

To jednak jedna z najdojrzalszych teatralnych prac Garbaczewskiego - w odróżnieniu od większości, dużo bardziej serio niż z przymrużeniem oka. Chociaż przekora i zadziorność młodego reżysera gdzieś wyparowała, pozostaje kilka farsowych gagów, olbrzymia ilość nagości, która dla jednych jest nie do przyjęcia, wśród innych nie budzi większych emocji - oraz słowa Platona, z których w tak dużym nagromadzeniu i z licznymi, groteskowymi działaniami aktorów, niewiele, niestety, pozostaje. Cała "Uczta" jest jednak przede wszystkim intelektualną dysputą na temat kondycji naszego ducha, którą - jak sugeruje reżyser ustami Sokratesa - nie jest najlepiej. Przysłuchujemy się jej jednak bez większych emocji.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
13 listopada 2018

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia