Nabucco, Abbado i Grzesiński

"Nabucco" - reż. Weiss-Grzesinski Marek - Opera Wrocławska.

Jedyną wybitną operą Giuseppe Verdiego, której polska tradycja wykonawcza rozpoczyna się dopiero w naszych czasach, jest "Nabucco".Myślałem o tym, siedząc na spektaklu "Nabucca" w La Scali, gdzie przed kilkunastoma dniami nową realizację przedstawili Nicola Luisotti (dyrygent) i Daniele Abbado (reżyseria) - pisze Sławomir Pietras w Angorze.

W roku 1967 we Wrocławiu wyreżyserowała ją Danuta Baduszkowa, lecz do premiery nie doszło, bo w Izraelu wybuchła właśnie wojna sześciodniowa. Ówczesna antysemicka nagonka zbiegła się z konceptem reżyserskim przedstawiającym konflikt izraelsko-babiloński przez pryzmat Holocaustu i po próbie generalnej cenzura poleciła przedstawienie odwołać. W latach osiemdziesiątych w Łodzi zapowiadałem polską prapremierę "Nabucca", ale zajęty innymi judaikami (Żydówka, Próba, Salome, Legenda o Józefie) zagapiłem się i dokonał tego w Bytomiu dyr. Napoleon Siess. W Łodzi byliśmy drudzy (dyrygent Andrzej Straszyński, reżyseria Marek Okopiński), a potem "Va pensiero" rozbrzmiewało kolejno w Gdańsku (Janusz Przybylski, Ryszard Peryt), Wrocławiu (Jose Florencio, Marek Okopiński), w Krakowie (Ewa Michnik, Waldemar Zawodziński), Bydgoszczy (Maciej Figas, Ryszard Peryt) oraz w Warszawie (Marek Weiss-Grzesiński, Andrzej Straszyński) i Poznaniu (Marek Weiss-Grzesiński, Jose Florencio).

Myślałem o tym, siedząc na spektaklu "Nabucca" w La Scali, gdzie przed kilkunastoma dniami nową realizację przedstawili Nicola Luisotti (dyrygent) i Daniele Abbado (reżyseria). Na scenie zdarzyły się dwa niezwykłe zbiegi okoliczności. Abbado (syn tego wielkiego dyrygenta), podobnie jak 45 lat temu nasza Baduszkowa, przeniósł akcję w czasy XX-wiecznego Holocaustu. Natomiast rozwiązania poszczególnych scen, zwłaszcza chóralnych, do złudzenia przypominały pracę Grzesińskiego. Tylko, niestety, prawie nic nie zgadzało się z didaskaliami. Tam, gdzie u Grzesińskiego na cofający się przerażony tłum Izraelitów napiera armia z Nabuchodonozorem i Abdallem na żywych koniach, u Abbady uciekają wynędzniali Żydzi z getta przed bohaterem tytułowym pojawiającym się na scenie w garniturze od Armaniego. Jakże groteskowo wyglądało wydzieranie sobie korony przez Abigail i Fenenę w obecności Anny. Damy odziane były w eleganckie garsonki, jakby zamierzały zaraz pójść na kolację do Biffi-Scala. Niedorzeczności można by mnożyć. Zupełnie bez wrażenia przeszedł "grom z jasnego nieba", scena Abigail z tronem, którego nie było, rozlatujący się niewidzialny posąg Baala i rozpacz Żydów nad nieistniejącymi wodami Babilonu.

Grzesińskiemu zastanawiające podobieństwo scenopisu przyniosło sukces, a u Abbady klęskę. Wiem, dlaczego. Nasz reżyser poprosił projektanta kostiumów o bogate, oparte na autentyku i XIX-wiecznym malarstwie ubiory, a Andrzej Kreutz-Majewski zaprojektował obszerny dziedziniec świątyni Salomona, bogate wnętrze pałacu królewskiego, wiszące ogrody Babilonu i wznoszący się na monumentalnych schodach posąg Baala. Wszystko to zafunkcjonowało w Warszawie przy udziale nowoczesnej maszynerii teatralnej. W replice poznańskiej robiło również wielkie wrażenie, głównie za sprawą chórów, które przygotowała niedościgniona mistrzyni - legendarna Jolanta Dota-Komorowska.

U Abbady (którego ciągle porównuję z Grzesińskim) wszystko utonęło w szarościach, macewach, ponurości, łachmanach, niezgodności tekstu śpiewanego z działaniami na scenie, wreszcie w rozbieżności patosu muzyki młodego Verdiego z niezręcznie przedstawionym cierpieniem ludzi z innych czasów, innych powodów i skrajnie innych zachowań.

Zasłuchany w brzmienie orkiestry znalazłem wiele pozytywnych analogii interpretacyjnych między Nicolą Luisottim a dyrygującym w Warszawie Andrzejem Straszyńskim. W partii Abigail - Maria Gulegina (mistrzostwo świata!). W roli tytułowej doskonały Leo Nucci. Nieznani mi dotąd śpiewacy Dimytry Beloselskiy (Zaccaria) i Aleksander Antonenko (Ismael) również stanęli na wysokości zadania. Po zakończeniu owacja była skromniejsza niż zwykle, mimo sukcesu solistów.

Wersja Grzesińskiego od ponad 20 lat utrzymuje się w Operze Narodowej i Pod Pegazem w Poznaniu, bijąc rekordy powodzenia. Wersja Abbady trafi wkrótce w ramach koprodukcji do Londynu, Chicago i Barcelony. Ciekawe, czy wróci jeszcze kiedyś, na przykład znów do La Scali.

Sławomir Pietras
Angora
28 lutego 2013

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...