Naftalina

"Pułapka" - reż: Gabriel Gietzky - Wrocławski Teatr Współczesny

Fatalne role, szeleszczące papierem dialogi Różewicza, dziwaczna ścieżka dźwiękowa i widzowie zamknięci w tiulowym sześcianie niczym muchy w pułapce - tyle pokazał Gabriel Gietzky na scenie Wrocławskiego Teatru Współczesnego.

W planie ogólnym "Pułapka" jest traktatem na temat artysty niespełnionego, z domysłem biografii Franza Kafki w tle. W tradycji teatralnej sztuka Tadeusza Różewicza ma dwa wyraziste odniesienia - prapremierową inscenizację Kazimierza Brauna oraz realizację Jerzego Jarockiego z ciekawą rolą Włodzimierza Pressa w latach 90. ubiegłego wieku. Braun wystawił spektakl inteligencki, Jarocki - mroczny thriller. Oba fascynowały obrazami i dźwiękami. 

Gietzky miał zatem z czym się zmagać. Przez kilka pierwszych minut wydawało się, że młody reżyser znalazł pomysł. Skonstruował dwóch Franzów (Bartosz Woźniak). Pierwszy jest młodym cynikiem, drugi neurotycznym pisarzem. Pierwszy prowadzi grę z ojcem tyranem. Uwodzi kobiety, które ma w zasięgu wzroku, i zaręcza się z nimi, szydząc w ten sposób ze starca, którego despotyzm dławi rodzinę. Wielokrotne uroczystości i rychłe zerwania narażają tyrana na kpiny w mieszczańskim świecie. Drugi Franz popłakuje na biustach kochanek niczym Albin ze "Ślubów panieńskich". Wydawało się, że taka gra planszowa da efekt. Że Franzowi uda się przekonać widzów, iż dom rodzinny może być przekleństwem naznaczającym całe życie. Że ta swoista Nibylandia przybiera kształt potwornie rzeczywisty: piętnuje ciała tresurą codziennych gestów, sznuruje usta, które łakną prawdy, rytualizuje miłość. Woźniak z takim zamysłem sobie nie poradził. Skamlącego o czułość Franza niewiele różni od Franza manipulatora. Narrator własnego życia i retuszer cudzych biografii jest bohaterem wystruganym z drewna. Nie ma w nim żadnej przemiany, nie ma psychiki, nie ma gestu, mimiki, które choć na chwilę skupiłyby uwagę i coś uprawdopodobniły. Jego jedynym atutem jest ciekawy tembr głosu. Jeszcze dramatyczniej wypada Maks. Ni to zabiegany kochanek, ni czuły przyjaciel. Piotr Łukaszczyk wpadł w dziwaczną manierę. Gra niepewność, dziwacznie kurcząc ciało i drobiąc stopami, jakby musiał natychmiast biec do toalety, zamiast wadzić się z Franzem i jego kochankami o metafizyczny wymiar dzieła i żywota wielkiego pisarza, jakim był Kafka.

Być może te aktorskie nieporozumienia biorą się i ze słabości tekstu Różewicza. Zamysł, poszczególne wątki być może były ciekawe kilkadziesiąt lat temu. Dziś mamy przed sobą wszystkie dzieła Kafki i znakomite biografie. "Pułapka" na ich tle wypada blado. Dialogi potwornie szeleszczą papierem, historiozofia ociera się o grafomanię, a wątki prowadzące do nadchodzącej apokalipsy o kicz. Nie pomogli inscenizacji Gietzky\'ego kompozytor, choreograf ani scenograf. Ruch sceniczny bohaterów pierwszoplanowych jest tak nieporadny, że oczy bolą od patrzenia. Drepcą, biegają na oślep albo drobią we wspomniany sposób. Kiedy już nie wiedzą, co zrobić, ściągają majtki. Więc zasmucają. Zmanierowani, upozowani, mizdrzący się do siebie. Niby kochankowie. Kręcące się bez sensu na zasceniu ofiary nadchodzącej grozy Holokaustu. Ich dykcja jest tragiczna. W wolnych chwilach wnoszą i wynoszą meble, jakby to było "Małżeństwo z rozsądku", a nie "Pułapka". Turlanie się po podłodze to już paradygmat współczesnego teatru. Gdyby nie finałowy kwadrans, w ogóle nie byłoby co oglądać i o czym myśleć. Scena, w której ojciec (monotonny Bolesław Abart) upycha w szafie najbliższych, by ocalić ich przez zagładą, zawsze będzie dławić. Tu pytanie o rolę pisarza ma najgłębszy sens. Ale trauma trwa minutę, dwie. Pozostałe dwie godziny to literacka ramota, która nie wytrzymała próby czasu. Odurza zapachem naftaliny. Jedyne, co można zaakceptować bez zastrzeżeń, to pantofelki na stopach aktorek - naprawdę śliczne. I stopy, i pantofelki, zwłaszcza Grety (seksowna Anna Błaut). Pozostali będą się wstydzić, że w tej "Pułapce" zagrali.

Leszek Pułka
Dziennik Gazeta Prawna
27 marca 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia