Najnowsza premiera teatru Wybrzeże
"Kamień" - reż: Adam Nalepa - Teatr Wybrzeże w GdańskuCałkiem zbił mnie z tropu Adam Nalepa, reżyser "Kamienia" Mariusa von Mayenburga, najnowszej premiery teatru Wybrzeże. Przecież to ten sam Adam Nalepa, który w tym samym teatrze Wybrzeże inscenizował "Blaszany bębenek", świetną sceniczną wersję powieści Guntera Grassa
Spodziewałem się podobnej fantazji, swobody, rozmachu. A tu proszę.
Marius von Mayenburg, jedna z gwiazd niemieckiej, a może i europejskiej dramaturgii, napisał kameralną sztukę, która na scenie może stać się wszystkim. Tekst sprowadza się do prostych dialogów, migawek, następujących jedna po drugiej jak jednominutowe filmiki, zrobione telefonem komórkowym.
Łączy je jedynie miejsce, dom na przedmieściu Drezna. Krążymy po tym domu w kilku czasach równocześnie, zaczynając od lat 30., gdy żydowscy właściciele odsprzedali go niemieckiej rodzinie, po lata 90. Przez tych parędziesiąt lat żydowską rodzinę, jak się domyślamy, uśmiercono w obozie koncentracyjnym, ich niemieccy sukcesorzy jako tak zwani przyzwoici Niemcy przemieszkali w nim do 1945 roku, potem przyszła zwycięska Armia Czerwona, potem , jak się domyślamy, przyzwoici Niemcy po latach zwiali na lepszą stronę granicy, a po zjednoczeniu Niemiec pojawił się problem, do kogo właściwie ten dom należy. Cała skomplikowana historia drugiego półwiecza XX wieku w pigułce.
Tekst sztuki Mayenburga sprawia wrażenie szkicu, surowej partytury. Przedstawienie jest czymś jeszcze skromniejszym, bo dopiero teatralną próbą, poprzedzoną próbą muzycznego kwintetu. - Posuń się jeszcze trochę, o tak, teraz dobrze - ustawia swoje koleżanki na scenie Wanda Skorny, jedna z aktorek tegoż żeńskiego kwintetu. To chwyt, którym całkiem często posługują się ostatnio teatralni reżyserzy, puszczający oko do publiczności, że to, co oglądają, to tylko teatr, przedstawienie. W jakim celu puszcza oko do widzów Nalepa?
Sztuka Mayenburga pokazuje, że czym innym jest prawda o historycznych wydarzeniach, a czym innym ułatwione opowieści, które na ich temat powstają. Tekst kończy się jak szkolne wypracowanie, w którym dziadkowie dzisiejszych uczniów występują jako cisi bohaterowie, na swoją miarę walczący z nieludzkim systemem. Ale my, widzowie, po obejrzeniu sztuki wiemy , że prawda była całkiem inna, trywialna, podława nawet. Dziadkowie, kupując dom, wcale nie pomogli w ucieczce jego żydowskim właścicielom. Skorzystali z okazji, by kupić posiadłość za bezcen… I tak dalej, i tak dalej. Prawda o przeszłości jest mało budująca.
Adam Nalepa, wystawiając "Kamień" jako teatralną próbę, jeśli dobrze rozumiem, opowiada się po stronie historii fragmentarycznych, niepełnych i przez to bliższych prawdy, niż historie wygładzone. Założenie jest słuszne, pytanie tylko, czy na tym wyborze wygrywa jego przedstawienie.
Alina Lipnicka na przykład, najkonsekwentniej z piątki aktorek stosującą się do zalecenia, by tak grać, żeby niczego nie grać, moim zdaniem na tym nie zyskuje.
Żeby nie było wątpliwości: to mimo wszystko ciekawy spektakl. Ale zupełnie inny, niż można by się było spodziewać.