Nakłuć język i pozwolić mu mówić

O rozmowie z Dorotą Masłowską

W temacie proporcji formy i treści zawsze byłam odsądzana od czci i wiary. Ludzie, którzy czytają moje książki wiedzą, że jest to pewna metoda pisarska. Chcę pozwolić mówić językowi. Język, odpowiednio nakłuty, ujawnia treść. Moim zadaniem jest odpowiednie nakłucie go, aby uwolnił tyle treści, ile w sobie ma.

Utrzymaną w towarzyskiej atmosferze rozmowę z pisarką poprowadziła właścicielka księgarni Bookowski, Maria Krześlak-Kandziora. Początek konwersacji dotyczył podobieństw między pierwszą książką Masłowskiej, "Wojną polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną", a ostatnią, zatytułowaną "Inni ludzie".

- Nie może się odczepić ode mnie porównanie obu tych tekstów - wyznała Krześlak-Kandziora. - Co się wydarzyło w języku albo polskiej rzeczywistości przez szesnaście lat dzielących te teksty?

- Nieodżałowana Maria jest o wiele lepiej przygotowana do tej rozmowy niż ja, bo dawno tych książek nie czytałam - odparła żartem Masłowska, po czy dodała: - Co łączy te dwie książki? Chyba nie tylko fakt, że bohaterem jest młody mężczyzna, że książka ma formę oraz energię strumienia świadomości i taki dość pospieszny, muzyczny rytm, ale też to, że historia zatoczyła koło... Wydawało mi się w pewnym momencie, że Wojny nie warto już wznawiać i wydawać, ponieważ stała się książką historyczną, ale paradoksalnie przeterminowała się tak bardzo, że znów stała się aktualna.

Zupełna abstrakcja

W dalszej części rozmowy pisarka poruszyła zagadnienie przekładów "Wojny polsko-ruskiej" na języki obce, które w dużej mierze zależą od uwarunkowań społeczno-politycznych. Autorka posłużyła się przykładem tłumaczenia na język szwedzki, który ma ukazać się w tym progresywnym kraju dopiero teraz, ponieważ zdaniem wydawców stanowi adekwatny komentarz do aktualnych wydarzeń w Polsce.

- Z tego co wiem jeździsz po świecie ze swoimi tekstami - kontynuowała temat zagranicznej recepcji dzieł Masłowskiej prowadząca. - Twoje dramaty trafiają do wielu krajów, zebrałaś doświadczenie z wielu różnych miejsc. Gdzie twoje teksty, na przykład "Dwoje biednych Rumunów", były wystawiane i z jakim odbiorem się spotykały?

- To rzeczywiście dość egzotyczne, że literatura taka jak moja, której główną atrakcją jest język, jego pewne kalectwo i jego zagmatwanie, gdzie główną siła wyrazu są błędy gramatyczne, różne specyficzne wyrażenia lokalne, jest przekładana, chociaż wymaga to od tłumacza właściwie przepisania książki na nowo, aby oddać jej sens w swoim języku - odparła pisarka. - Wydaje mi się, że największą elastycznością wykazał się właśnie dramat "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku", którego ukoronowaniem światowej kariery było wystawienie na Kubie w listopadzie ubiegłego roku. To było zupełnie abstrakcyjne - zauważyła Masłowska - bo w Hawanie, w mieście, w którym nikt nie widział śniegu, wystawiana jest zimowa opowieść.

Masłowska, nieco zbaczając z kursu pytania, rozwinęła swoje spostrzeżenia na temat funkcjonowania teatrów w odrębnych kręgach kulturowych. Przyznała, że podczas gdy ona, siedząc na widowni teatru w Polsce boi się bycia wciągniętą na scenę, na Kubie ludzie garną się do aktorów i spontanicznie współtworzą spektakl wraz z nimi. Innym zaskakującym wrażeniem, tym razem z pobytu w Jekaterynburgu, było dla niej odgrywanie jednej z głównych ról w spektaklu przez aktora bez przednich zębów.

- W podróży po świecie i oglądaniu tych moich sztuk było też bardzo dużo nudy - przyznała. - Często po prostu siedziałam, oglądałam wygibasy i słuchałam ścieżki dźwiękowej, której nie rozumiem, chociaż umówmy się, wiedziałam co będzie dalej i jakoś mnie to bardzo nie ekscytowało.

Najbardziej klasyczny typ człowieka

Istotnym tematem rozmowy z Dorotą Masłowską była kwestia przeniesienia akcji powieści-poematu "Inni ludzie" do dużego miasta. Krześlak-Kandziora zwróciła uwagę, że zabieg ten w dużym stopniu odmienił rzeczywistość książki w odniesieniu do świata przedstawionego w "Wojnie polsko-ruskiej". Autorka, odpowiadając na pytanie, podzieliła się z zebranymi swoimi doświadczeniami związanymi ze stolicą: - W Warszawie ci korpoludzie są najbardziej klasycznym typem człowieka, więc nie sposób opisać stolicy bez nich. Trochę się boję opowiadać o Warszawie, bo ostatnio spotkał mnie za to straszy lincz.

- To było w Warszawie?

- To było w "Tygodniku Powszechnym" - odparowała Masłowska, a publika zaniosła się śmiechem. - Specyfika Warszawy polega dla mnie na tym, że przez ostatnie 20 lat populacja zwiększyła się dwukrotnie za sprawą ludzi, którzy przyjechali tu do pracy, traktują to miasto użytkowo, ślizgają się po powierzchni. W tygodniu pracują, a w weekendy wyjeżdżają do domów. [...] Ludzie żyją w towarzyskich bańkach, a to na dłuższą metę wydaje mi się szkodliwe.

W dalszej części dyskusji Masłowska opowiadała o metodach gromadzenia materiałów do Innych ludzi. Język, którym się posługiwała, i który jest właściwym bohaterem dzieła, czerpała z rozmów zasłyszanych na dworcach kolejowych, w restauracjach i centrach handlowych. Autorka zwracała jednak uwagę, że podczas pracy nad książką istotniejsze było dla niej "chłonięcie klimatu" miasta, "odbieranie szumów".

- Nie bez znaczenia są też te wszystkie straszne programy, które oglądam i które stanowią skarbnicę patologii językowych - dodała ze śmiechem.

Pod koniec spotkania przyszła pora na pytania publiczności. Dotyczyły one głównie pozostałych dzieł autorki i specyfiki jej twórczości.

- Czy fascynacja formą oznacza, że treść ma mniejsze znaczenie? - zapytał ktoś.

- W temacie proporcji formy i treści zawsze byłam odsądzana od czci i wiary. Ludzie, którzy czytają moje książki wiedzą, że jest to pewna metoda pisarska. Chcę pozwolić mówić językowi. Język, odpowiednio nakłuty, ujawnia treść. Moim zadaniem jest odpowiednie nakłucie go, aby uwolnił tyle treści, ile w sobie ma. Mówiąc do siebie w sposób potoczny, przekazujemy sobie znacznie więcej, niż zdajemy sobie z tego sprawę.

Jacek Adamiec
kultura.poznan.pl
9 października 2018

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia