Nałóg zniszczył jego karierę
Jerzy Dobrowolski na stałe zapisał się na kartach polskiego filmu i kabaretu.Był niezwykle odważny, wyjątkowy i z ogromnym poczuciem humoru. Nie istniały dla niego tematy tabu, nie miał problemu z tym, aby otwarcie krytykować partię rządzącą i ustrój.
- Był przenikliwym, wyrafinowanie inteligentnym facetem, twardo stąpającym po ziemi - wspominał go przed laty Wojciech Młynarski.
Pomimo że emanował pozytywną energią, to Jerzy Dobrowolski był w głębi duszy bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Początkowo niewiele osób to dostrzegało, ponieważ na spotkaniach zawsze był duszą towarzystwa, imprezy kończył o świcie. Dopiero później rodzina i przyjaciele zauważyli, że artysta ma skłonności do nadużywania alkoholu. Ten jednak ignorował wszystkie dobre rady i żył swoim życiem.
Uzależnienie i depresja
W 1957 r. założył kabaret Koń, który uważnie obserwowała cenzura. Kolejny kabaret, założony 9 lat później, nazwał Owca. Skecze, które Dobrowolski wraz z ekipą prezentował na scenie, były nie tylko zabawne, ale również wbijały szpilę rządzącym. Cenzorzy kazali usuwać poszczególne sceny, ale twórcy szybko zastępowali je nowymi, równie mocnymi. Na tym polegał fenomen kabaretów stworzonych przez Dobrowolskiego.
- Obojętnie czy na estradzie, czy w radiu, czy poprzez teksty pisane. Nikt, tak jak on, nie potrafił opisać PRL-owskiej rzeczywistości. Nie chodzi tylko o jego fenomenalne zdolności aktorskie czy teksty, które napisał dla siebie i kolegów, ale także o zaproponowanie zupełnie nowej formy sztuki kabaretowej. Jego humoru nie da się z niczym porównać. To była piekielna, błyskawiczna riposta, podkreślenie jednym słowem, coś, co obezwładniało - opowiadał Roman Dziewoński w audycji radiowej.
Władza tak bardzo nie mogła znieść jego twórczości, że bardzo dokładnie monitorowała wszystkie działania Jerzego Dobrowolskiego. Usuwano kolejne skecze i uniemożliwiano mu występy w radiu. To sprawiło, że artysta szukał ukojenia w alkoholu. Był stałym bywalcem barów, w których zawsze zamawiał szklaneczkę czegoś mocniejszego. Uzależnienie wpędziło go w depresję.
Nawet miłość mu nie pomogła
Wielką miłością Jerzego Dobrowolskiego była Jolanta Zykun. Artysta poznał ją w teatrze, ale dużo młodsza koleżanka nie chciała się z nim związać, ponieważ miał już żonę i dzieci. Ostatecznie kabareciarz postanowił porzucić małżonkę i natychmiast oświadczył się Jolancie. Ta z radością przyjęła jego oświadczyny. Niestety, po ślubie dopadła ich szara rzeczywistość.
Dobrowolski był coraz bardziej uzależniony od alkoholu. Nie panował nad sobą, nie wracał do domu, nie dawał znaku życia. Zykun wraz z córkami pomieszkiwała u znajomych. Nie chciała, aby dzieci widziały ojca pijanego.
- A to policja rzeczna dzwoniła znad Zegrza, a to leżał gdzieś w rowie... Ile razy wyciągał go Młynarski, ile razy Derfel. Przeżyłam gehennę przez swoje uzależnienie od Jurka - opowiadała Jolanta.
Proszenie o to, aby Jerzy udał się na odwyk nie skutkowało. W końcu Jolanta Zykun zagroziła, że jeśli jeszcze raz wróci pijany do domu, to go zabije. Ostatecznie złożyła pozew rozwodowy.
To sprawiło, że Jerzy Dobrowolski trafił na odwyk. Jednak jego organizm był zbyt wymęczony i nie wytrzymał. Artysta zmarł 17 lipca 1987 r. w szpitalu na uchyłkowe zapalenie jelit w wieku 57 lat. Żona wybitnego twórcy była załamana, ale w jednym z wywiadów przyznała również, że poczuła wielką ulgę.
- Przez dwadzieścia lat wszystko, co miałam przepłakać, przepłakałam. Pogrzeb miał taki, jakiego by sobie życzył. Chciał, żeby było wesoło. Wydałam majątek, żeby ułożyli go w trumnie na boczku. Poduszeczka, kurteczka, sztruksy, tak jak lubi - mówiła.
Jolanta Zykun: ciężkie życie u boku legendy. Nie potrafiła od niego odejść
Dobrowolski sam o sobie mówił, że najlepiej ilustruje go film "Rejs", w którym pojawił się tylko na początku, wchodząc "służbowo" na statek. Na planie wpadł w ciąg alkoholowy, więc przed kamerą już się nie pojawił.