Napięte mięśnie

"Iwona księżniczka Burgunda"-reż: M. Hajewska-Krzysztofik-Teatr PWST Kraków

Na dworze wszystko ma wygląd idealny. Ludzie stają się jedynie ożywionymi obrazami, pamiętającymi o swoim lepszym profilu. Aby utrzymać się w formie, należy zniszczyć bezformie ciągłym ćwiczeniem i dławiącym karasiem.

„Iwona, księżniczka Burgunda” w krakowskiej PWST jest spektaklem przykuwającym uwagę. Scenografia złożona z wielkiego ekranu w tyle zmusza aktorów do zapełnienia sobą sceny. Również statyczność Iwony (Gabriela Oberek) - jej zwalistość, niezgrabność i ociężałość sprawia, że cały dwór ugina się przed nią i dostosowuje. Walka formy z jej brakiem została tu przeniesiona na współczesny grunt i zatopiona w świecie sztucznego, podstępnego piękna telewizji, okładek, rozpuszczonych książątek. 

Już w pierwszej chwili jest kreowany obraz dworu. Widzimy, jak królowa, król, książę pozują do fotografii. Utrzymanie się we właściwej pozie jest najważniejsze, dlatego tych troje nawet nie mrugnie okiem, gdy dama dworu mdleje za ich plecami. Reguły istnienia ikon, gwiazd są tu rozwijane na różne sposoby, prezentując wachlarz umiejętności aktorskich. Ponieważ zasadą istnienia tej społeczności jest ciągła gra w wizerunek.

Na wielkim ekranie wyświetlany jest obraz Marilyn Monroe, różnych modelek. Mamy w tle ciągle te ikony urody jako flaga, która uzasadnia bezlitosność. Wygimnastykowanie, zwinność dworu to wyniki ciągłego naginania swojego ciała do schematów, klisz i masek piękna. W pewnym momencie postać na ekranie wykonuje bezbłędnie serie ćwiczeń jako instruktarz – powoli widzimy, iż bohaterowie przegrywają z jego niezmordowaną perfekcją i nawet królowa (Dominika Kimaty), choć najlepsza, musi się poddać. Niepokoi w tym obrazie muzyka – Joy Division swoją ascetyczną muzyką nadaje porannym ćwiczeniom charakter morderczej rutyny i zniewolenia.  

W spektaklu to Iwona obezwładnia cały dwór, zmuszając do odrzucenia maski. Przypomina im, że są zagubieni w ciągłym dążeniu do idealnej pozy. Iwona po prostu jest, ale jej obecność nie jest jakąkolwiek reprezentacją, nie krępuje się własnej bytności i nie dopasowuje do żadnej z form relacji panującej na dworze. Widoczna jest nie tylko na zasadzie ciągłego kontrastowania z resztą bohaterów, ale niepokojącym trwaniem, z jakim przyjmuje wszystko. Wydaję się nawet, iż sama przygrywa planom swojej śmierci, grając na fortepianie, kreuje nastrój sytuacji, gdy cały dwór spiskuje.

Ciekawym motywem jest fotograf (Michał Czyż) pojawiający się w chwilach nieuwagi, zakradający i oszukujący dwór. Łapie postacie na nieuwadze, na odpoczynku, odejściu od maski ideału, do której ciągle pozują. W tym zestawieniu, robienie zdjęcia Iwonie niepozującej, niezmiennie prawdziwej wydaje się być esencją spektaklu. W momencie kiedy Filip (Tomasz Schuchardt) siada naprzeciwko Iwony, na jego twarzy widać walkę z niezmiennością – oskarżającą i niepokojącą go. Wije się w odpowiedzi na bezruch, wariuje wręcz, szukając możliwości poruszenia jej. Groteskowe maski, które przybiera w zestawieniu ze statyką Iwony, tworzą niezwykły efekt sceniczny. Podobnie działa dwór, zmieniając sceny w przykrą bufonadę, która wymierzona w Iwonę, uzyskuje jedynie reakcje widzów. 

Otrzymujemy mroczną współczesną baśń o królestwie o napiętych mięśniach. Wiecznie grzecznym uśmiechom przyświeca gwiazda ikon kultury popularnej. Ciało na samym końcu musi siebie tak wyćwiczyć, aby uklęknąć przed grobem Iwony wykreowanej na Marilyn Monroe. Puste formy zostaną z nami tylko no krótką chwilę.

Justyna Stasiowska
Dziennik Teatralny Kraków
8 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...