Napijmy się

XII Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej Interpretacje

W czwartek na "Interpretacjach" przyszedł czas na "Pijaków" - spektakl Teatru Starego z Krakowa w reżyserii Barbary Wysockiej, zdolnej aktorki i początkującej reżyserki, laureatki Paszportu "Polityki" w kategorii muzyka poważna za wyreżyserowanie opery "Zagłady domu Usherów".

„Pijacy” to spektakl powstały w ramach festiwalu „re_wizje/sarmatyzm 2009” – akcji krakowskiego Teatru Starego, polegającej na oryginalnym odczytaniu przez reżyserów czasem niezwykle nudnych, często niezrozumiałych tekstów staropolskich. Takim tekstem są właśnie „Pijacy” Franciszka Bohomolca, jednego z naszych narodowych dramatopisarzy czasów oświecenia, specjalizującego się w moralizatorskich komediach.  

Reżyserka, owszem, ma pewien koncept, zamysł, sposób na przedłożenie na scenie staropolskiego tekstu, za który nikt nigdy nie wziąłby się do czytania z własnej nieprzymuszonej woli. Autorka spektaklu wymyśliła sobie, aby włożyć ów tekst w usta bohaterów żyjących w czasach nieco bardziej nam współczesnych. Miejsce akcji, kostiumy bohaterów, ich stylizacja i rekwizyty, jakie pojawiają się na scenie sugerują na lata 70. XX wieku, aczkolwiek – jak potwierdziła reżyserka w pofestiwalowej dyskusji – małe miasteczka, wsie w szczerym polu położone oraz dzielnice biedniejszych miast wcale tak bardzo się nie zmieniły i sztuka równie dobrze dziać się może „tu i teraz”.

Jest zatem jedno z polskich podwórek, którego ramy wyznaczają od lewej trzepak, od prawej kontener na śmieci, z tyłu zaś trzy blaszane garaże (w jednym z nich ukryto nawet czerwonego „malucha”!). Jest więc bardzo tandetnie i szaroburo. Brakuje jeszcze tylko polskiego nieba zasnutego przez większość roku równie szaroburymi chmurami. Szarość ową na szczęście przełamują bohaterowie – u Bohomolca z pewnością zabawiająca się szlachta, u Wysockiej – sami swoi, sąsiedzi z placu, kolesie z knajpy. Każdy z nich ubrany jest równie tandetnie, ale przynajmniej kolorowo. I cóż robią ci wszyscy znajomkowie? Ano, piją. Piją przez cały czas, dzień w dzień, na okrągło. Nawet jak się zarzekają, że już kielicha do ust nie wezmą, że już więcej nie będą, to i tak za chwilę zaczynają od nowa swoją przygodę z pijaństwem. Akcja toczy się, jak to wśród pijaków bywa - leniwie. Wszystkie działania koncentrują się wokół zamążpójścia panny Tereski, która ma wyjść za Iwrońskiego, jednego z „przyjacieli-pijaków” Pijakiewicza, opiekuna Tereski. Podstępkiem udaje jej się jednak oszukać dwóch pijusów i wyjść za mąż za ukochanego niepijącego.

Reżyserka wykorzystuje w spektaklu chwyty znane nam m.in. z przedstawień Michała Zadary: przede wszystkim jest zderzenie starego tekstu literackiego ze sceniczną rzeczywistością nie pasującą doń, są muzyczne wstawki ogrywane na gitarze elektrycznej, są mikrofony i statywy, jest coś z performensu – mamy wiedzieć, że aktorzy są aktorami, że na scenie właśnie odbywa się spektakl. Wiele jest miejsc, kiedy aktorzy grają nie-granie i nic na scenie się nie dzieje. Widz odnosi wrażenie, że reżyserce brakło istotnego pomysłu na wypełnienie treścią poszczególnych fragmentów przedstawienia.

Warto wspomnieć o tym, że spektakl „trzyma się” i nie rozmywa w znacznej mierze dzięki grze aktorów. Na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim kreacja Romana Gancarczyka – ojca chrzestnego, który rzeczywiście nieomal parodiuje... Ojca Chrzestnego według kodu Marlona Brando z pamiętnego filmu Francisa Coppoli! Sceny z udziałem ucharakteryzowanego na lokalnego mafioza Gancarczyka gestykulującego jak legendarny Brando ogląda się z niekłamaną przyjemnością i należą one do najlepszych w spektaklu. Równie interesująco wypadł Juliusz Chrząstowski jako Pijakiewicz, „centralny pijak” oraz Ewa Kaim jako Tereska.

Barbarze Wysockiej na szczęście udało się uniknąć symptomu przysłowiowej ramoty. Spektakl, dzięki charakterowi reżyserki ma swój własny charakter i wiele interesujących scen. Wiele pracy kosztowała zapewne barwna adaptacja i jest ona ważną zaletą przedstawienia. Niestety jednak zbyt często siadało w nim tempo i wiało ze sceny zwyczajną nudą. Większość pomysłów „sprzedana” została w pierwszej części, a na resztę chyba nie starczyło konceptu i sytuację ratowali tylko wykonawcy. Niestety, nie zawsze skutecznie.

Marta Odziomek
Dziennik Teatralny Katowice
20 marca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia