Narodowe bolączki zaserwowane z żeberkiem jubilatki
„Nastia" – reż. Jura Dzivakou – Teatr Powszechny w WarszawieSzesnaste urodziny. Wyjątkowy i, jak twierdzi rozradowana tytułowa bohaterka, najszczęśliwszy dzień jej życia. A jednak uczta która miała służyć celebracji tej jakże niezwykłej okazji szybko przybiera mroczny obrót i niespodziewanie staje się krwawą orgią obnażającą wszystkie grzechy świata, który był kolebką Nastyi. A może nie tak niespodziewanie? Może ten porządek już od dawna trzymała w całości ostatnia, napięta nić?
Bezwzględne światło pozostawiające kąty niewielkiej sali w głębokim mroku. Na ścianie – kwiecisty dywan, są też dwa monitory wyświetlające enigmatyczne, negatywowe montaże, raz po raz rozlegają się wypowiadane mechanicznym głosem pojedyncze kwestie a na to wszystko wyziera surowy, wieczny Chrystus zamknięty w ramach chwalebnie zawieszonej ikony. W tym tajemniczym otoczeniu zostajemy wprowadzeni do świata „Nastyi", bezlitosnego, groteskowego i tchnącego wschodnią duszą.
Owa oprawa audiowizualna gra tu bardzo dużą rolę i bezpośrednio odpowiada za wydźwięk sztuki. W trakcie trwania przedstawienia na scenie powstaje wiele mocnych i pamiętnych obrazów. Niepodobna nie wspomnieć też o tym, że większość kwestii wypowiadana jest po rosyjsku z polskim tłumaczeniem wyświetlanym na ekranie na środku sali. Konfuzja wywołana przez próbowanie pogodzenia tego, co się słyszy z tym, co się widzi jest tylko cegiełką w budowaniu narastającej kakofonii dźwięków, obrazów i akcji, przytłaczającej widza i potęgującej absurd wydarzeń, a absurd ów jest jednym z głównych oręży sztuki i zręcznie zostaje przez Dzivakoua wyrażony. A niełatwym zadaniem jest przenoszenie awangardowej współczesnej prozy na scenę. Tak właśnie jest w przypadku „Nastyi", powstałej na podstawie opowiadania kontrowersyjnego rosyjskiego pisarza Sorokina o tym sam tytule.
Sorokin, znany z wyrażanego w jego pracach sprzeciwu wobec autorytarnej kultury swojego kraju, i tutaj przedstawia historię stanowiącą w zasadzie krytykę rosyjskiego zatwardziałego tradycjonalizmu, buńczucznej dumy i narodowej mitologii. Początek sztuki to świat, w którym podziały są jasno wydzielone, kobiety są do bólu słodkie, troskliwe i rozszczebiotane, mężczyźni ważni, postawni, oddani niekończącym się filozoficznym dyskusjom a pośrodku tego znajduje się niewinna Nastya, owinięta niepoprawnie długim warkoczem, symbolem swojej dziewiczości. Świat tak przejaskrawiony, tak ponaciągany, że zdaje się być na skraju pęknięcia. I istotnie, na naszych oczach dokonuje się dekonstrukcja wielopokoleniowego, wzniosłego rosyjskiego mitu. Kiedy Nastya zostaje upieczona i podana gościom jako główne danie – któż śmie sprzeciwić się jawnemu bestialstwu? Któż śmie wystąpić przeciwko wiszącym nad zebranymi ogromem nasiąkłego wiekami systemu? Jedynym, co pozostaje zrozpaczonej matce, są łzy i szaleństwo.
Wylewające się flaki, zwracany makaron, namiętny pocałunek z ikoną – wszelkie zasady dobrego smaku i konwencje zostają podważone w trakcie spadającej coraz głębiej w odmęty obłędu biesiady. Jednak w pewnym momencie wrażenie wywierane przez przetaczające się raz po raz po scenie bezeceństwa traci na sile, sztuka zapętla się, następuje na swoje własne stopy i gubi swoją wymowę oraz sensy. W wyniku tego też – stosunkowo niedługa – „Nastya" ostatecznie zdaje się dłużyć i na tym traci. Zwłaszcza tyczy się do dalszej części, w której postaci, przeniesione do współczesnych realiów, pokazują jak wygląda dziedzictwo wcześniejszych wieków obecnie, obnażone z doniosłości, rozpasane i przypominające karykaturę. Po nazbyt długim i przepełnionym wybuchową akcją poprzedzeniu, ma to mniejszy wydźwięk niż mieć mogło. A szkoda.
Niezaprzeczalną siłą sztuki są jednak aktorzy, którzy odnajdują się w posuniętych do ekstremum sytuacjach i odgrywają swoje role z głębią oraz dynamiką, która koresponduje z gwałtowną wymową „Nastyi". Warto również wspomnieć, że poza Natalią Lange cała obsada złożona jest z pochodzących z Ukrainy aktorów, jednak sama sztuka powstawała jeszcze przed wybuchem wojny z Rosją. Jak się okazuje, z czasem stała się tylko bardziej aktualna. W swoim poszukiwaniu źródeł wieloletniej, dziedziczonej agresji i zatwardziałości, w próbie diagnozy wielkiego, pełnego sprzeczności, nieokiełznanego narodu mimo swoich niedociągnięć „Nastya" stanowi ważny głos w sprawie tylko pozornie niedotyczącej nas rzeczywistości.
W obsadzie szczególnie błyszczy Darya Novik, odtwórczyni tytułowej roli, której szeroki, przejrzysty głos jest niejakim wprowadzeniem do sztuki oraz jej zakończeniem. Śpiew czystej, niewinnej rosyjskiej dziewki, niosący sentymentalne wersy piosenek stanowi klamry zachodzącej między nimi wybujałej groteski opinając je na podobieństwo zdobnej ramy, spiętej jednym, krótkim, przerywającym ostatni występ Nastyi i kończącym sztukę – „suka!".