Narracja zza okiennej szyby

"Escurial" - reż: Zuza Gaińska - Teatr Stara ProchOFFnia w Warszawie

Wyciemniona czarną materią przestrzeń sceny ma tylko jeden jaśniejszy punkt. To delikatnie oświetlona, niewielka drewniana konstrukcja osłonięta szybą w kształcie okna. Za nią stoi aktorka i wykonuje swój monodram. Od czasu do czasu wychodzi spoza tej ramy i wtedy słyszymy kwestie. Natomiast większość tekstu wypowiadanego za szybą do nas nie dochodzi. I tu tkwi podstawowy błąd realizacyjny przedstawienia "Escurial" Unii Teatr Niemożliwy

Drugie, równie ważne, bo decydujące o jakości przedstawienia i jego odbiorze niedociągnięcie, to nienajlepsza dykcja wykonawczyni monodramu i zbyt ciche wymawianie kwestii. Skoro nie słyszymy tekstu, patrzymy na obraz, który początkowo jest intrygujący, przypomina trochę klimat znakomitych spektakli Leszka Mądzika. Mamy nadzieję, że podobnie jak u niego, tak i tu, pośród ciemności, narracja będzie prowadzona światłem. Okazuje się, że to tylko chwilowe złudzenie, ponieważ "Escurial" w wykonaniu Zuzy Gaińskiej idzie zupełnie w innym kierunku. Jedynym łącznikiem ze stylistyką teatru Mądzika jest okotarowana i wyciemniona scena wraz z widownią. I podobieństwo na tym się kończy.

Escurial to hiszpański zabytek architektoniczny pochodzący z XVI wieku. Położony kilkadziesiąt kilometrów od Madrytu monumentalny zespół zabudowy obejmuje: pałac, klasztor, mieszczą się w nim zbiory sztuki (m.in. dzieła Tycjana, El Greco, Velázqueza), ogromny księgozbiór z bezcennymi manuskryptami. Stanowi on także wielką nekropolię władców Hiszpanii. Właśnie tutaj, w jednej z sal pałacowych, belgijski dramaturg Michel de Ghelderode umieścił akcję swojej przewrotnej, jednoaktowej sztuki napisanej w 1927 roku, i nazwał ją tak samo jak pałac: "Escurial".

Jest noc, trwa powolna agonia królowej. To najprawdopodobniej król ponosi odpowiedzialność za śmierć kobiety, bo wszystko wskazuje na to, że podał swej małżonce truciznę. Podejrzewał, iż zdradza go z zakochanym w niej błaznem. Teraz, w oczekiwaniu na śmierć królowej, znudzony monarcha wzywa nadwornego błazna Szaleja, by rozmaitymi sztuczkami rozśmieszył go i zabawił. Smutny błazen błaga króla, by w tak wyjątkowej sytuacji zwolnił go z "obowiązku zawodowego", lecz król nie ustępuje. Wtedy Szalej wpada na szaleńczy pomysł, by obaj panowie zamienili się rolami, bo to może być bardzo interesujące i zabawne. Król w końcu przystaje na tę propozycję i dochodzi do wymiany ubrań oraz akcesoriów - atrybutów profesji obu panów. Błazen mający na głowie królewską koronę i dzierżący w ręku berło sprawuje teraz władzę. Wydaje mu się, że jest ona wręcz nieograniczona i że może mówić, co chce. Król zaś w roli błazna może pozwolić sobie na upust złości w formie rozmaitych podejrzeń, ośmieszenia królowej, przedstawienia jej negatywnego wizerunku. Krótko mówiąc, nie musi dbać o klasę monarchy, lecz może zniżyć się do poziomu zachowań gminu. I tak właśnie czyni.

W rezultacie ta umowna zamiana ról prowokuje do gry, w której ujawniają się prawdziwe uczucia obu mężczyzn i motywacje ich działań. Odsłaniają się mroczne tajemnice pałacu. Obaj zasługują na pogardę. Żaden z nich nie jest bohaterem pozytywnym. A w tej ekstremalnej sytuacji, w której się znaleźli, ujawnili siebie bez ograniczeń konwenansu. W efekcie, po śmierci królowej, Szalej zostanie skazany na śmierć. Tak w największym skrócie jest w tekście autorskim. Na scenie mogłoby być podobnie, ale z powodu błędów reżyserskich treść srogo ucierpiała, a do oglądania pozostała właściwie tylko forma... Można by nawet przystać na taką dominantę, gdyby sensy zawarte w sztuce przebiły się przez stronę formalną spektaklu. Jednak tak się nie stało.

"Escurial" powstał w pierwszej wersji jako etiuda egzaminacyjna w ramach studiów aktorskich na Wydziale Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku (to zamiejscowy wydział warszawskiej Akademii Teatralnej). Zuza Gaińska powróciła do tej sztuki i rozwinęła etiudę w pełny spektakl, dodała scenografię i muzykę. Przedstawienie jest monodramem i łączy teatr aktorski z lalkowym. Aktorka jest narratorką opowieści i zarazem animatorką poruszającą dwie lalki, a ściślej - pacynki przedstawiające króla i błazna.

Pomysł, by połączyć w jednym przedstawieniu te dwie formy, jest interesujący, ale jego sceniczne rozwinięcie ma wiele braków. Oprócz tego, że jedynie śladowo słyszymy tekst wypowiadany przez aktorkę, animowane przez nią pacynki (mające uosabiać króla i błazna) są tak bardzo do siebie podobne, że trudno zorientować się, kto jest kim. A kiedy następuje zamiana ról bohaterów, owa trudność jeszcze narasta. Lalki powinny różnić się w sposób wyrazisty i równie jasno określać charakter postaci. Nie tylko poprzez ekspresję nadaną im głosem animatorki, ale też w samej konstrukcji kukiełki i plastycznym ukształtowaniu twarzy. Pacynki wszak są tu jednym ze środków wyrazu artystycznego.

Wszystkie te niedociągnięcia sprawiają, że spektakl pozbawiony jest emocji i nastroju, co prowadzi do pewnego zobojętnienia ze strony widowni. Owszem, należy podkreślić walory plastyczne przedstawienia, tyle tylko, że niewzbogacone pozostałymi elementami. One też się wyczerpują po pewnym czasie. W tej sytuacji przedstawienie funkcjonuje raczej jako ciekawa propozycja formalno-techniczna (w sensie organizacji przestrzeni i użycia pacynek), aniżeli wypowiedź artystyczna niosąca jakieś przesłanie, co - jak sądzę - było głównym zamierzeniem Zuzy Gaińskiej. Szkoda, że tego zamierzenia nie udało się przełożyć na realizację sceniczną, a pozostało ono jedynie na poziomie intencji.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
29 lipca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...