Nasz Tata, Młynarski z Ateneum

Śmierć, kiedy już zrobiła swoje, zrzuciła cały swój majestat jak zmiętą szpitalną piżamę.

Zostało zawiniątko, plastikowa torebka z zawiązanymi uszami. Potem zamieniła się w urzędniczkę żądającą kolejnych dokumentów, dowodów na swoje istnienie. Biegaliśmy z siostrą i bratem od okienka do okienka. Zadaniowi do bólu, więc nie czuliśmy bólu prawdziwego. Nie było czasu. Nie było płaczu.

Tata nie był czułostkowy, nie znosił egzaltacji, jęczenia i użalania się nad sobą. "Jesteśmy tacy, jakimi chciałby nas teraz widzieć", powtarzaliśmy sobie. Jesteśmy rodziną prześmiewców, więc przemieszczając się w tych dniach po Warszawie od urzędu do urzędu, żartowaliśmy tak, jakby siedział między nami. Ojciec był mistrzem czarnego humoru, bezwzględnym szydercą patosu, bezlitośnie piętnującym złe aktorstwo zarówno w teatrze, jak i w życiu. Znajomi dzwonili, pytając, jak się trzymamy, a my odpowiadaliśmy, że dobrze.

Aż do chwili, kiedy przekroczyłyśmy z siostrą próg teatru Ateneum. Wtedy tama puściła. Wróciły wspomnienia. Wrócił obraz Taty tak szczęśliwego, jakim nie widziałyśmy go w żadnych innych okolicznościach.

Czy na mapie świata Wojtka Młynarskiego był jakiś inny punkt, w którym czułby się równie radosny, kochany i spełniony? Z całą pewnością nie. Jeśli jest jakieś miejsce, z którym trudno mu się było rozstać, to właśnie teatr przy ul. Jaracza w Warszawie.

Kiedy miałam 13 lat, odbyła się tam premiera spektaklu "Brel". Byłam na nim setki razy. Aż do swojego wyjazdu do Francji cztery lata później niemal każdy wieczór spędzałam z Tatą w Ateneum. Ojciec należał do autorów osobiście pilnujących jakości wykonań swoich tekstów i tłumaczeń. Dziś wiem, że zadręczał tym aktorów, którzy po odegranym spektaklu, zapewne marzyli tylko o powrocie do domu, a tu nic z tego. Ledwie zdążyli zmyć makijaż z twarzy, a już pojawiał się "Młynarz" i zaczynały się jego niekończące się "omówienia". Słuchałam ich z rozdziawioną buzią. A potem, wracając z Tatą do domu jego niebieskim Golfem, z którego był dumny jak mały chłopiec, słuchałam jeszcze, jak analizuje spektakl punkt po punkcie, tłumacząc mi, czym jest wspomniane już wcześniej aktorstwo dobre, a czym złe. I jak to się przekłada na życie.

Do domu zjeżdżaliśmy późną nocą. Zasiadaliśmy sami w kuchni, odgrzewaliśmy sobie zupę z obiadu, czasem wyciągaliśmy z lodówki biały ser, bo ojciec nie mógł żyć bez białego sera, robiliśmy sobie mocną herbatę i gadaliśmy dalej. O poezji, o powieściach, które trzeba przeczytać, o wystawach, na które warto pójść. Z tych rozmów wyniosłam naukę, że kultura wysoka jest jak komórki macierzyste. Jak szpik. To z niej odradza się wszystko co najważniejsze. I że inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi. I że mniej znaczy więcej. To były chwile, kiedy miałam Go tylko dla siebie.

Kolejne spektakle w Ateneum: "Hemar", "Wysocki" i "Młynarski – recital", sprawiły, że teatr stał się osią, wokół której kręciło się życie całej rodziny. Ateneum było prawdziwym domem naszego Taty i tak zostało do końca. Kiedy po przemianach '89 artyści zaczęli miewać "menedżerów " i tworzyć wokół siebie gwiazdorską barierę, Tata nadal korzystał z pomocy sekretariatu teatru.

To w Ateneum udało nam się nareszcie rozpłakać. Trudno opisać dojmujące poczucie Jego tam obecności.

Będziemy Cię odwiedzać w teatrze Tato.

Tata zostanie pochowany obok Stefana Jaracza na warszawskich Powązkach. Msza żałobna odbędzie się w kościele św. Karola Boromeusza o godzinie 13.40 w najbliższy piątek: 24. 03. 2017.

O "swoim teatrze" w swoim stylu Młynarski pisał tak:

Alkoholicy z mojej dzielnicy
siedzą na murku jak ptaszki,
slangiem najczystszym mówią mi: "Mistrzu,
zbrakło nam trochę do flaszki..."

"Jak wiele zbrakło?" – cokolwiek zakło-
potany, pytam nieśmiało,
a oni głucho i wargą suchą mówią:
"Zabrakło na całą!"

Bilonu blaszkę daję na flaszkę,
znam ich – z tematu nie zbaczam,
w głębi jest neon i mój Panteon –
teatr z ulicy Jaracza.

A oni szczerzą gęby dziobate,
sieknięte wiślanym wiatrem,
gęby dziobate mówią mi: "Ate-
neum jest pięknym teatrem!"

A oni mówią: "A wiesz pan, dlaczego
teatr ogólnie jest piękny?
Bo teatr to jest śmiech, kolego,
bo teatr to jest płacz, kolego!
To są te trzy elementy!".

Tak jak przywykli – poszli i znikli
w alkoholowym na Dobrej,
oczka nieduże i w gębie żużel,
łykną i bluźnią: "Niedobre!"

A ja poczułem, że mi się zbiera,
zanim dobiegnę do pointy,
na śmiech, cholera,
na płacz, cholera,
no, na te trzy elementy!

___

Paulina Młynarska - dziennikarka, producentka radiowa i telewizyjna, pisarka, podróżniczka.

Paulina Młynarska
onet.pl
21 marca 2017

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia