Nasze dziwactwa

"Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" - reż. Marcin Hycnar - Teatr Collegium Nobilium w Warszawie

Świat pełen jest dziwaków. Każdy ma swoje obsesje i fobie. Jedni je ukrywają, udając, że są najzupełniej normalni. Inni zaś je akceptują, uczą się z nimi żyć, aż wreszcie nabierają do nich dystansu, w skutek czego potrafią śmiać się ze swoich natręctw. I jednych, i drugich odnaleźć można w Opowieściach o zwyczajnym szaleństwie Petra Zelenki w reżyserii Marcina Hycnara.

Dziwactw bohaterowie mają wiele. Piotr (Maciej Zuchowicz) wydaje się być otoczony przez samych wariatów. Jego matka (Justyna Kowalska) ma obsesję na punkcie oddawania krwi i wojny w Czeczeni, a ojciec (Kacper Burda) fascynuje się bąbelkami w piwie. Wśród znajomych Piotra nie jest lepiej. Mucha (Szymon Roszak) ma słabość do erotycznego wykorzystywania sprzętów domowych, jego sąsiedzi (Julia Łukowiak i Kamil Szklany) uwielbiają być obserwowani w trakcie stosunku, zaś szef Piotra (Adam Machalica) lubi małych chłopców. Można by wymieniać te szaleństwa jeszcze długo.

Śmiejemy się oczywiście z natręctw bohaterów, z ich słabostek i potknięć. Bawią nas ich rozterki i wynikające z nich absurdy. Ale śmiech nie jest tu pozbawiony gorzkiej nuty. Gdy bliżej przyjrzeć się postaciom, okazuje się, że ich  pozornie zabawne ułomności wynikają często z bardzo poważnych problemów, zaś z kłopotami wielu z nich zupełnie nie potrafi sobie radzić. „Zamiatają je pod dywan" i udają, że wszystko jest, jak należy, a tymczasem okazuje się, że jedyną osobą, z którą można szczerze porozmawiać, jest nieznajoma artystka (Joanna Sokołowska), do której przypadkowo się zadzwoniło. Dzieje się tak dlatego, że wszyscy żyją obok siebie, ale nie ze sobą. Dziwactwa muszą więc istnieć i mnożyć się w zastraszającej ilości.

Bohaterowie nie są jedynie komediowymi typami. Są wielowymiarowi łączą powagę z zabawnymi, a często nawet absurdalnymi zachowaniami. Podołać takim rolom jest nie lada sztuką. Aktorom udało się wyeksponować zarówno komediowy charakter kreowanych postaci, jak i wyposażyć je w złożone motywacje, żeby widz miał świadomość, że śmiech nie jest celem tego spektaklu, a jedynie pretekstem do pokazania zawoalowanych problemów. Warszawscy dyplomanci zademonstrowali, że można się bawić postaciami, nie ukrywając przy tym ich rozterek. Dlatego mimo że każde pojawienie się na scenie Szymona Roszaka wywoływało salwy śmiechu  nie dało się nie zauważyć samotności jego bohatera i ogromnej potrzeby bliskości. Nawet jeśli bawił nas potok słów wypowiadanych przez Justynę Kowalską, to i tak w końcu współczuliśmy zamkniętej w zakładzie psychiatrycznym matce.

Marcinowi Hycnarowi udało się z sukcesem przeprowadzić dyplomantów przez świat Zelenki, przez wszystkie niecodzienne szaleństwa i obsesje. Nie były one jedynie wymyślne i chorobliwe. Były po prostu ludzkie. Łatwo jest skrytykować i osądzić czyjeś dziwactwo, nie zastanawiając się, z czego ono wynika. Spektakl ten uświadamia nam, że wszyscy mają swoje opowieści o własnych zwyczajnych szaleństwach, zabawne i przygnębiające jednocześnie. Dlatego akceptujemy postacie Zelenki z ich wariactwami. Bo kto z nas ich nie ma?

Joanna Królikowska
Tupot
19 maja 2016

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia

Dziadek do orzechów (P...
Rudolf Nuriejew
Zobacz arcydzieło baletu z Paryskiej ...