National Theatre w Twoim domu

"Frankenstein" - reż. Danny Boyle - National Theatre w Londynie

Na pomoc w tym ciężkim czasie pozbawionym naszej ulubionej formy konsumowania kultury, jaką jest wyjście do teatru - teatry przychodzą do nas. Niekończące się oferty teatrów z całego świata udostępniających spektakle, najczęściej zupełnie za darmo, z możliwością dobrowolnej opłaty na rzecz wsparcia sztuki w ciężkich dla niej czasach; zachęcają do pozostania w domu i oglądania spektakli na ekranach naszych telewizorów lub komputerów.

To prawda, że oglądanie transmisji cyfrowego zapisu spektaklu to nie to samo co podziwianie aktorów na żywo. Nie poczujemy ich obecności jak i charakterystycznej atmosfery bycia w teatrze. Jednak współczesna technologia jest na tyle zaawansowana, że oglądając takie transmisje nie musimy się mierzyć z barierą zacinającego się wideo czy robotycznie zniekształconego dźwięku, przez co łatwiej możemy skupić się na treści.

Mając świadomość, że w tym samym czasie tysiące ludzi w swoich domach ogląda dokładnie to samo nagranie, a czasem mogąc sprawdzić dokładną ich liczbę i porozmawiać z nimi poprzez czat, możemy poczuć tę więź i magię wspólnego doświadczania sztuki, po które chodzi się do teatru. Żyjemy w najlepszych czasach na odbywanie kwarantanny w historii świata. Porzućmy więc narzekanie i rozkoszujmy się tym, jak dobrze jest podziwiać najwybitniejszych aktorów najbardziej prestiżowych teatrów na świecie we własnym fotelu, w wygodnych ubraniach, a nawet może z kubkiem ulubionego napoju w dłoni.

30 kwietnia na kanale Youtube londyńskiego National Theatre udostępniono sztukę „Frankenstein", adaptację słynnej powieści Marry Shalley o tym samym tytule.

Postacie Frankensteina i jego potwora (często mylone ze sobą) są tak wyeksploatowane przez popkulturę, tak przetworzone przez kino od tanich dreszczowców, po komedie, tak zniszczone przez marketing i wyświechtane przez halloweenowe zabawy, że w masowej świadomości oddaliły się od pierwowzoru być może najdalej jak to tylko możliwe. Tymczasem sztuka w reżyserii uznanego i wielokrotnie nagradzanego twórcy filmowego, telewizyjnego i teatralnego - Danny'ego Boyle'a - wraca do korzeni. Do powieści gotyckiej z 1818 roku.

Sztuka jest mroczna, pełna głębokich refleksji egzystencjalnych. Wielka, choć prosta scenografia podkreśla podniosły nastrój towarzyszący stworzeniu monstrum już w pierwszej scenie. Spektakl rozpoczyna się bowiem od bicia ogromnego dzwonu wiszącego nad publicznością. Nad sceną wisi zaś niezliczona ilość małych żarówek błyskających i gasnących wraz z hukiem grzmotów burzliwej nocy, przywołując na myśl elektrowstrząsy. Z wielkiej konstrukcji, przypominającej ekran monitora USG podczas badania ciąży, w rytm przyspieszającego dźwięku bicia serca wyłania się sylwetka potwora. Jest pokraczny, nagi i brzydki. Całe jego ciało szpecą ogromne rany i blizny.

Od pierwszego momentu gdy pojawia się na scenie widza przygnębia samotność monstrum. Odrzucony przez stwórcę, w poczuciu bycia znienawidzonym sam uczy się poruszać i poznaje świat. To sprawia, że to z nim sympatyzujemy, a nawet możemy się utożsamić. Na swej drodze napotyka świat rewolucji przemysłowej symbolizowany przez wielką, hałaśliwą, pełną dymu, pary, iskier i kół zębatych lokomotywę. Wjeżdża ona na scenę wraz z obdartymi, brudnymi mieszczanami śpiewającymi o nowym raju, który chcą stworzyć na ziemi. Jednak gdy spostrzegają potwora, z przerażeniem wyganiają go i przeklinają. Radość i piękno potwór poznaje nie dzięki ludziom, a dopiero przez naturę - ciepło ognia, śpiew ptaków czy majestat wschodzącego słońca.

Uciekając i ukrywając się przed wrogimi ludźmi dociera do jedynego człowieka, który się go nie boi - ślepego staruszka. Z jego pomocą uczy się mówić i rozumować. To też dzięki niemu poznaje swoje miejsce w świecie i identyfikuje jego problemy - cierpienie, głód, biedę, nienawiść i samotność.

Przedstawienie Boyle'a wielokrotnie odnosi się do biblii, zwłaszcza do historii stworzenia człowieka i do buntu szatana przeciw Bogu. Pyta o obowiązki stwórcy wobec stworzenia i o posłuszeństwo, którego wymaga w zamian. Choć od początku stoimy po stronie nie proszącej o powołanie do życia i opuszczonej kreatury, mniej więcej w połowie sztuki poznajemy drugą stronę - Wiktora Frankensteina - genialnego naukowca. Po pierwszej konfrontacji z potworem, a także po poznaniu jego rodziny dostrzegamy, iż nie jest jednak całkiem nieczułym, bawiącym się w Boga draniem. Podobnie jak potwór odczuwa braki i niesprawiedliwość świata. Pomiędzy nimi dwoma tworzy się więź. Uzupełniają się nawzajem. Człowiek ma za sobą naukę, natomiast potwór - szczere, nieskorumpowane przez cywilizację uczucia.

Konflikt tych dwóch bohaterów jest najważniejszym motywem w całej sztuce. Myślę więc, że to jest najwyższy czas, bym przedstawił jej być może największą zaletę - obsadę aktorską. W spektaklu udostępnionym, 30 kwietnia potwora gra znany między innymi z głównej roli w brytyjskim serialu o współczesnej wersji Sherlocka Holmesa – Benedict Cumberbatch. W rolę Frankensteina zaś wciela się znany między innymi z roli tego samego detektywa (Sherlocka) w serialu osadzonym we współczesnym Nowym Yorku – Johny Lee Miller. Tworzą oni wyśmienity aktorski duet, a - co najciekawsze - w tej samej sztuce opublikowanej dzień później (1 maja) zamieniają się rolami. Mamy zatem unikalną okazję bezpośrednio porównać różne podejścia aktorów do swoich postaci; sprawdzić jak te same kwestie brzmią w ich ustach, jakimi ruchami przedstawiają te same uczucia.

Cumberbatch jako potwór bardziej eksperymentuje z ruchem, plastyką ciała, z kolei Miller jest bardziej posągowy, sztywny, za to mocniej gra głosem i ekspresją twarzy. Oczywiście sama rola nie jest łatwa - odrażający potwór, który dopiero co nauczył się chodzić i mówić musi być sztywny i pokraczny, a jednocześnie przekazać kotłujące się w nim emocje. Balansując pomiędzy dzikimi wrzaskami, a pełnymi rozwagi wątpliwościami moralnymi, ukazać drogę od monstrum do szpetnego i nieco nieokrzesanego, lecz w pełni świadomie artykułującego swym nieuformowanym do końca językiem głębokich przemyśleń. Miller w tej roli przypomina nieco Rutgera Hauera - ostatniego androida z filmu Łowcy Androidów Ridleya Scotta. Obaj aktorzy zagrali wspaniale. Zarówno potwora, jak i Frankensteina.

W roli Frankensteina Miller, dzięki swojemu dobitnemu i doniosłemu głosowi, eksponuje niemalże arogancką pewność siebie. Cumberbatch natomiast dał tej postaci więcej nieśmiałości czy wstydu, co w pewnych scenach wydaje się być zabiegiem komediowym. Elementów humorystycznych w tej sztuce jest naprawdę dużo, mimo tak poważnego tematu jaki porusza. Równoważą one patetyczny ton i ponury nastrój, który byłby przygnębiający bez nich. Najwięcej żartów wynika z niezrozumienia świata przez potwora. Niektóre z niezrozumienia świata uczuć przez Frankensteina. Znajdzie się też taki klasyk jak żart ze szkockiej pogody.

Na wyróżnienie zasługuje narzeczona Frankensteina, Elizabeth. Nie tylko jest wyśmienicie zagrana przez Naomie Harris, ale również jest postacią, która pozwala nam zrozumieć zachowanie Frankensteina. Gdy ona wyznaje mu miłość i chęć spędzania razem życia, niezależnie od wszelkich przeciwności, on ją odtrąca, co ujawnia nam obsesję na punkcie jego projektu. Victor zamiast żenić się i płodzić dzieci, woli być Bogiem i dawać życie zwłokom. Również Elizabeth subtelnie przemyca wątek nierówności, w kontekście braku równych szans w dostępie do edukacji, domyślnie ze względu na płeć. Ta skromna uwaga wybrzmiewa podwójnie donośnie, zważywszy, że aktorka, wypowiadająca tę kwestię jest czarnoskóra.

Strona wizualna również może wprowadzać w zachwyt. Zarówno charakteryzacja, kostiumy jak i scenografia są na najwyższym poziomie. Ogromna scena obrotowa pozwala na zmianę miejsca akcji i rekwizytów w niesamowicie szybkim tempie. Tak samo oryginalnie skomponowana muzyka trafia w punkt, idealnie oddając nastrój.

Oba spektakle (z Benedictem Cumberbatchem i z Johnym Lee Millerem w roli tytułowej) są dostępne za darmo na kanale Youtube National Theatre do 22:59 7 i 8 maja (w zależności od wersji) i serdecznie polecam je zobaczyć. Jest to bowiem unikalna zagraniczna produkcja zrealizowana w imponujący sposób.

Kamil Kacprzak
Dziennik Teatralny Wrocław
2 maja 2020
Portrety
Danny Boyle

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia