"Nessum Dorma" na Stadionie

"Turandot" - reż: Michał Znaniecki - Opera Wrocławska

"Turandot" to na wskroś straszna, ale i pięknie kończąca się opowieść o chińskiej księżniczce, która bezwzględnie zabija każdego, kto nie odgadnie trzech postawionych przez nią zagadek. Marzenie zdobycia jej ręki to jak syzyfowe prace. Libretto Giuseppe Adamiego i Renato Simoniego posłużyło Giacomo Pucciniemu do muzycznego zilustrowania tej historii. Kompozytor, znany ze swoich oper tematycznych, doskonale poradził sobie z wykreowaniem rzeczywistości Chin.

Co ciekawe, sam autor nigdy nie był w Pekinie. Nie przeszkodziło mu to jednak w mistrzowskim zaaranżowaniu rdzennych chińskich melodii. Brylował w pentatonice, którą zastosował w swojej „Turandot”. Instrumentację rozpisał na liczne instrumenty perkusyjne: gongi, ksylofon, półksiężyce tureckie, a także na rzadko stosowany w operowych partyturach saksofon. Nie dane było mu dokończyć dzieła. Gdy zmarł, pozostawił partyturę na wątku śmierci Liu. Sztukę dokończył Franco Alfano. Prapremiera odbyła się w mediolańskiej La Scali w 1926 roku.

W Operze Wrocławskiej „Turandot” wystawiono tylko jeden raz, kiedy gościnnie na jej deskach zaprezentował się Teatr Wielki w Poznaniu. Zadanie, z którym chciała zmierzyć się Ewa Michnik, dyrektor Opery Wrocławskiej, było bardzo trudne. Postanowiła, aby ta ciekawa historia, wyreżyserowana przez Michała Znanieckiego, rozegrała się na murawie wrocławskiego Stadionu Olimpijskiego. 

Wielokrotnie mogliśmy poznać talent Znanieckiego do błyskotliwego zagospodarowywania ogromnych i nietypowych powierzchni pod wydarzenie operowe, a także do dobrego smaku reżysera wkwestii  doboru scenografii i kostiumów. Artysta zwykł samodzielnie przygotowywać te trzy najważniejsze elementy wizualne. 

Tak też stało się w przypadku wrocławskiej "Turandot". Ponad czterystu wojowników z terakoty, wzniesienie uwieńczone koroną, zza której ukazywała się Turandot, ogromny mur chiński, wielki księżyc z balonów, które wzbiły się w powietrze… Jeśli do tego wszystkiego dołożymy grę świateł Bogumiła Palewicza, mamy w efekcie olśniewające widowisko. Na finał, już nie puccinowski, publiczności zgotowano dodatkową atrakcję: nad niebem rozbłysły setki fajerwerków.

Muzyczną pieczę nad wydarzeniem sprawował Tomasz Szreder, który sprostał partyturze Pucciniego wyśmienicie. Zadanie miał niełatwe, bowiem akcja sceniczna działa się na murawie stadionu, a chór i orkiestra wraz z dyrygentem „ukryci” byli w jednym z budynków kompleksu. Wiele obaw dotyczyło połączenia głosu z muzyką, a w szczególności nagłośnienia tak dużej powierzchni. Jak się okazało, dla logistyki wydarzenia i to nie stanowiło najmniejszego problemu. Tak przygotowany open air śmiało zasługuje na miano profesjonalnego i dopracowanego pod każdym calem.

Jedynym najsłabszym punktem przedstawienia okazał się chór przygotowany przez Annę Grabowską-Borys. Słuchając wspaniale rozpisanych przez Pucciniego scen chóralnych miałem wrażenie, jakoby brakowały z tym zespole pewnej jedności i wyczucia siebie nawzajem. Pozwolę sobie nawet na stwierdzenie, że brzmiało to amatorsko. Intonacja pozostawiała wiele do życzenia, nie wspominając o zachowaniu rytmu i melodyjności.

Nic jednak nie przeszkodziło rewelacyjnym kreacjom wokalnym i faktem, że największy sukces po raz kolejny odnieśli soliści swojej rodzimej sceny. Gościem specjalnym premiery była gwiazda światowych teatrów operowych Georgina Lukacs. Jej interpretacja choć bardzo poprawna, prawie pozbawiona była aktorstwa i atrakcyjności. Miałem okazję porównać Turandot do obsady trzeciego przedstawienia i…

…Niewątpliwą gwiazdą ostatniego spektaklu, okazała się gwiazda Opery Wrocławskiej Jolanta Żmurko, kreująca tytułową rolę! Ileż było w tej interpretacji wysmakowanego i dojrzałego aktorstwa. Jak wiele doskonale wyszlifowanych koloratur i urzekających fraz. Jej śpiew, nasączony odpowiednim dramatyzmem, opanowaniem i wdziękiem, rozbrzmiewał i górował nad wszystkim. Artystka związana z Operą Wrocławską blisko 35 lat cały czas oczarowuje swoim najwspanialszym darem, jakim jest jej głos. Mówi się, że partia Turandot to odległe marzenie niejednej sopranistki, wszak Puccini nie napisał jej dla byle kogo.  Z pewnością występ Jolanty Żmurko pozostanie na długo w pamięci!

Czymże byłaby ta opera jeśli nie "sztandarowa" aria najlepszych tenorów – Nessum Dorma? Choć dla wielu najlepszym odtwórcą tej arii jest Pavarotti, to pochodzący z Meksyku Luis Chapa jako Kalaf sprostał wyzwaniu bardzo dobrze. Dokładając do śpiewu grę aktorską, pokazał bohaterskiego i pewnego siebie adepta do ręki okrutnej księżniczki.

Wielkie brawa i wyrazy uznania kieruję również w stronę Anny Lichorowicz. Ta młoda wrocławska sopranistka, której silny i barwny sopran dramatyczny mogliśmy poznać przy okazji spektakli Kobiety bez cienia Straussa, okazała się zjawiskowa. Rola Liu obfituje w trudne przebiegi i ciągłe śpiewanie w najwyższych rejestrach. Artystka poradziła sobie z tą partią wprost doskonale, wywołując aplauz publiczności.

Także trzej ministrowie Ping-Pang-Pong, w których wcielili się Wojciech Dyngosz, Adrzej Kalinin, Aleksander Żuchowicz, wypadli ciekawie i z oddaniem wcielili się w swoje role. Bardzo podobał mi się gościnnie występujący Wojtek Śmiłek, jako Timur. Do efektu prezentacji scenicznej artystów z pewnością przyczynił się reżyser Michał Znaniecki. 

Pięknie wypadły także sceny baletu, który specjalnie na premierę Turandot połączył swoje siły z Kieleckim Teatrem Tańca. Kreatorzy ruchu scenicznego Grzegorz i Elżbieta Pańtak pomysłowo połączyli kolejne zadawanie zagadek księżniczki z pantomimą.

Opera Wrocławska zdecydowanie jest promotorem i producentem rzeczy niezwykłych, a zwłaszcza plenerów, których w Polsce mamy deficyt. Trzy spektakle „Turandot” na wolnym powietrzu okazały się sukcesem. Pozostaje tylko czekać na kolejne megawidowiska. W planach jest zagospodarowanie pod letnią scenę nowego stadionu na wrocławskich Maślicach. Oby było więcej takich operowych przyjemności!

Maciej Michałkowski
Dziennik Teatralny Wrocław
23 sierpnia 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia