Niby jedna, a pięć. Głos odzyskany z gracją

"Panny z Wilka"- reż. Agnieszka Glińska - Narodowy Teatr Stary w Krakowie

„Panny z Wilka" powstały na kanwie znanego opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza o tym samym tytule, napisanym w 1932 w Syrakuzach. W tekście oryginalnym jest tylko jeden rzeczywisty bohater- Wiktor Ruben. Mężczyzna około czterdziestoletni, były żołnierz i do 1914 guwerner panien z Wilka.

W opowiadaniu patrzymy na świat oczami dawnego i obecnego Wiktora, który odwiedza Wilko po piętnastu latach. W te strony gna go zagubienie, poczucie utraty sensu i pragnienie powrotu do czasu z przedwojennych wspomnień (co i w spektaklu zostało oddane w formie ścierającej się wewnętrznie tożsamości młodzieńca i mężczyzny dojrzałego). Natomiast tytułowe panny pozostają jedynie uprzedmiotowionym materiałem wspomnień, fantazji i (auto)refleksji bohatera.

Inaczej jest w spektaklu Glińskiej, która oddaje głos kobietom i w mistrzowski sposób rekonstruuje ich podmiotowość. Wraz z Martą Konarzewską dopisują do korpusu tekstu monologi, dialogi i przemyślenia bohaterek, które w sposób spójny koegzystują z pierwotnymi fragmentami opowiadania. Miejscami bohaterki wychodzą z konwencji opowieści, zaczepnie mrugając do widzów, podkreślając krytyczny rys produkcji. Na powojoną perspektywę czasową Wiktora nakłada się pięć wersji teraźniejszości, które obserwujemy oczami każdej z sióstr. Choć akcja dramatu rozwija się linearnie, przy kolejnych siostrach wracamy do sceny przyjazdu Wiktora, by przeżyć ją na nowo w doświadczeniu lub wspomnieniu innej kobiety. Zapętlona, zapośredniczona rzeczywistości jest więc zwielokrotniona przez porządki czasowe i tożsamości różnych podmiotów.

Uwagę przyciąga pogłębiona przestrzeń sceny, która umożliwia symultaniczne wydarzanie się rozdwojonego Wiktora i fragmentów jego wspomnień. Do tego dochodzi bogate zaplecze multimedialne wykorzystywane w produkcji między innymi jako ilustracja zapowiadająca zmianę siostry, z której perspektywy odbieramy wydarzenia. Na jasnych, cienkich kurtynach (ekranach?) wyświetlane są kolejno portrety kobiet na kwiatowo-roślinnym tle. Każda z nich pozuje inaczej, ukazując indywidualny rys bohaterki. Prezentacje są bardzo kobiece, moim zdaniem uzupełniają spektakl o czułość i delikatność, które kontrastują z ogólnym krytycznym odczytaniem patriarchalno-mizoginistycznego Iwaszkiewicza. Scenografię stworzyły Monika Nyckowska wraz z Anną Rogóż. Za wyświetlane nagrania odpowiadał Franciszek Przybylski.

Również kostiumy mają charakter tożsaościotwórczy- stroje postaci współgrają z ich charakterami. Wiktor młody (Szymon Czacki) i Wiktor dojrzały (Adam Nawojczyk), którzy w różnych scenach występują zamiennie lub wspólnie, noszą bardzo podobny, jasny, swobodny garnitur. Wskazujący na przynależność do inteligencji i rys nonszalancji, który zdaje się cechować tę postać. Natalia Kaja Chmielewska, kreująca postać młodej Tuni, odznacza się wizualnie czarną barwą stroju i krótkością spodenek odsłaniających łydki. Ubranie podkreśla młodzieńczość postaci i jej zadziorny, zdystansowany charakter. Znamienne są również spodnie na nogach Kazi (Anny Radwan) jako postępowej intelektualistki i satyny noszone przez Jolę w wersji wieczorowej sukni i dziennego szlafroczka, oddające zmysłowość, roztargnienie i wyzwolenie od konwenansów bohaterki. Słowem, propozycje kostiumografki - Jagny Janickiej i jej asystentki Ewy Pieronkiewicz (ASP), nie tylko współgrają z całością, ale stanowią znaczący element budując podmiotową tożsamość postaci.

Warstwa dźwiękowa także ma charakter znaczący. W spektaklu występują piosenki śpiewane na żywo (jeśli z nagrania, to w sposób niezwykle dyskretny) przez siostry. Szczególnie zapada w pamięć, a w czasie spektaklu wstrząsa, „Pieśń Sobótkowa" (Koło Jana, koło Jana...) śpiewana przez aktorki białym głosem, w czymś na kształt transu. Wspólne rytmiczne wykonanie, miejscami przypominające skandowanie kobiet ubranych w proste białe sukienki i kwietne wianki przywołuje ideały siostrzeństwa zakorzenionego w rytuale. Kobiece pieśni zestawione z rozbrzmiewającymi chwilę później wojennymi i niepodległościowymi przyśpiewkami odnoszą się do archetypicznej dychotomii: kobieta-natura vs mężczyzna-kultura. Ten kontrast powraca w różnych miejscach, obrazując toksyczną, męską kulturę wojenno-polityczną i uzdrawiającą, witalistyczną kobietę usytuowaną blisko natury. Inna piosenka śpiewana przez siostry jako wspólnotowość kobiecą: „Gdzie mężczyźni są...", zdaje się stanowić gorzki komentarz do rzeczywistość powojennej i trwającej traumy Wiktora.

Aktorsko zdecydowanie dominowała Dorota Segda, odtwórczyni roli Julci. To ona jest panią tego domu, wie co i kiedy powiedzieć, jako jedyna pozostaje w dobrych stosunkach z mężem. W żaden sposób nie przypomina Julci z przeszłości Wiktora- intrygującej niemowy i kochanki podnoszącej doświadczenia cielesne do metafizycznych. Zmieniła się również fizycznie – utyła, nie jest już gibkim dziewczęciem. To postać Julci, jako związanej z erotycznymi doświadczeniami i fantazjami Wiktora, najpełniej obrazującej nieodwracalności upływu czasu, poświęcono w opowiadaniu najwięcej przestrzeni. Również Glińska rozbudowała jej postać obdarzając między innymi iście szekspirowskim monologiem o przemijaniu. Segda dobrze w to wchodzi, widzimy bohaterkę samoświadomą i znającą się na świecie, który niegdyś uważnie obserwowała. Jej dziarskość wydaje się wyuczona, ona sama kreuje siebie starając się sprostać oczekiwaniom i życiowym rolom- żony polityka, pani domu, ziemianki, starszej siostry i matki. Jednak mistrzostwo i wrażliwość Segdy ujawnia się w tym czego nie widać, w tej warstwie niedomówień, w jakiej można odnaleźć młodą dziewczynę. Tak zagrana Julcia dodaje warstwowości całemu spektaklowi. To nie fakt, że starej Julci nie ma, ale to, że Wiktor nie potrafi jej dostrzec stanowi jego tragedię.

Podwojona postać samego Wiktora, pełniej i w sposób bardziej zniuansowany wypada w wersji starszej. Adam Nawojczyk świetnie oddaje niepewność, życiowe zagubienie, tęsknoty i cierpienie Wiktora. Szczególnie ciekawe są momenty, kiedy Wiktor zderza się z pamięcią innych o sobie i tym, kim dla kobiet był i kim się stał. Napotkanie własnej gloryfikowanej postaci w oczach sióstr, o których pamięć sam zachował, częściej niż samozadowoleniem, napawa go onieśmieleniem i wstydem, w jakim jednocześnie przypomina małe dziecko i starca. Nawojczyk doskonale oddał żałosną kondycję teraźniejszego Wiktora- skulonego, stojącego na uboczu, łatwo wycofującego się, naiwnie zwracającego się w przeszłość, goniącego za jednymi duchami i uciekającego przed innymi.

Ostatnią osobą aktorską jaką chciałabym wyróżnić jest Natalia Kaja Chmielewska grająca Tunię. Większość scen w jakich występuje zdaje się dominować. Uosabia w sobie cechy tradycyjnie żeńskie i męskie- jest wygadana, inteligentna, zmysłowa, bezpośrednia, niewinna i wolna. Jako młodzieniec również byłaby postacią atrakcyjną. Kreacja ma w sobie silny rys androgeniczny, a nawet ponadludzki. W niektórych scenach przywodzi na myśl wyrocznię-widzącą więcej. Chmielewska jest w tej roli fenomenalna i niezapomniana. Tunia stanowi w opowiadaniu i w spektaklu bohaterkę porównywaną do młodej Julci i zmarłej Feli. Jej dziewczęca podmiotowość zostaje w ten sposób obciążona. Tunia ma szczególny kontakt z przyrodą, światem zmarłych i rzeczywistością- jak mantrę powtarza w stronę Wiktora: „Ale wojna się już skończyła.", jakby wyczuwając ogrom jego wciąż doświadczanej tragedii. Postać Chmielewskiej jest wyidealizowana do granic rzeczywistości, nie przypomina realnej osoby. Trudno natomiast określić czyje fantazje urzeczywistnia: wiktorowej młodej kochanki czy wolnej feministki?

Spektakl w reżyserii i opracowaniu Agnieszki Glińskiej to zrealizowany z rozmachem majstersztyk, którego elementy składowe dobrze ze sobą współgrają pomnażając kapitał kulturowy i artystyczny produkcji. Dla mnie miał charakter terapeutyczny. Glińska przywróciła głos kobietom odartym z podmiotowości. Paradoksalnie zawłaszczyła „Panny z Wilka" by panny z Wilka mogły opowiedzieć swoje historie. Reżyserka wplata wątki siostrzane i feministyczne, jest ich sporo, jednak w większości stanowią odpowiedź na treści patriarchalno-mizoginistyczne przenikające opowiadanie Iwaszkiewicza na wielu płaszczyznach. Co ważne, postać Wiktora nie schodzi na dalszy plan- jego wewnętrzne potyczki tożsamościowe widoczne są w grze odtwórców tej roli, a także całej wieloperspektywicznej i multitemporalnej konstrukcji spektaklu. Natomiast „panny" stają się równorzędnymi aktantkami tej fabuły. Pięć sióstr z jednej idei „kobiety" staje się pięcioma osobami.

Naprawdę warto przejść się na ten spektakl, gdy tylko wróci do repertuaru Starego Teatru w Krakowie, gdyż jest to produkcja udana, potrzebna i bogata.

Krystyna Wiktoria Szkaradek
Dziennik Teatralny Kraków
2 listopada 2022

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia