Nic zwyczajnego

"Nic" - reż. Krzysztof Garbaczewski - Narodowy Stary Teatr w Krakowie

Można zastanawiać się, czy "Nic" jest produkcją teatralną, czy może wielką, rozpiętą w czasie instalacją multimedialną, wykorzystującą performans jako jedną ze swoich części składowych

Sytuujący się na pograniczu teatru i współczesnych sztuk wizualnych, spektakl Krzysztofa Garbaczewskiego zrealizowany w Starym Teatrze czerpie z różnych języków artystycznych XX wieku - począwszy od modernistycznej poezji Bolesława Leśmiana, przez awangardowy suprematyzm, po minimalizm muzyki współczesnej.

Wymieniany przez reżysera jako jedno ze źródeł inspiracji "Czarny kwadrat na białym tle" Kazimierza Malewicza patronuje spektaklowi i daje o sobie znać na różnych poziomach. Obecność obrazu najmocniej narzuca się w minimalistycznej scenografii Roberta Mleczki i Jana Strumiłły, będącej intrygującą wariacją na temat tego płótna. Białe tło pojawia się w postaci dużej, dominującej ramy. Zamiast czarnej powierzchni, widzimy zaś otwarty na publiczność sześcian o lustrzanych ścianach, zwielokrotniających znajdujące się w jego wnętrzu przedmioty i projektowane tam obrazy. Suprematystyczny postulat zwrócenia uwagi na formę jest tu jednocześnie uzupełniony o dodatkowe utrudnienie - forma rozmnaża się i rozpada w wielości odbić, a rama nieustannie się porusza.

Formalizacja rządzi jednak nie tylko sferą wizualną, ale również dźwiękową (muzyka - Jan Duszyński), znów przywołując dziedzictwo awangardy. Przetworzone elektronicznie kompozycje fortepianowe, przypominające grę na spreparowanym instrumencie Johna Cage'a i towarzyszące im atonalne partie wokalne, a także powtarzalne tło muzyczne z pogranicza minimalizmu i ambientu, przywodzą na myśl muzyczne kształty; wzory dźwięku o przemyślanej strukturze. Mowa ludzka również podporządkowuje się tej logice i staje się instrumentem, tracąc właściwości znaczeniowe. Lektury, które towarzyszyły Garbaczewskiemu przy pracy nad spektaklem, są cytowane tak obszernie, że trudno podążać za nimi myślą. Słowa zaczynają zlewać się w monotonny ciąg recytacyjny, wprowadzając momentami w trans, podobny temu, który towarzyszy widokowi ust Billie Whitelaw wykonującej "Not I" Samuela Becketta.

Gra aktorska podejmuje ten tryb, zbliżając się do kategorii happeningu, tak jak rozumieli go artyści z Black Mountain College w latach pięćdziesiątych - przyjmuje postać kolażu działań, przetykanych rytmicznymi choreografiami. Nie dzielą się one na sceny, ale raczej organizują się w performatywne "akty" - współwystępujące ze sobą i przeplatające się w przestrzeni sceny. W tej polifonii dostrzec można rytmy i fazy. Niektóre czynności mają początek, koniec i kierunek - jak skrupulatne, metodyczne wysypywanie piasku - inne powtarzają się w niekończącym się cyklu syzyfowej pracy. Ich formalna monotonia ostro kontrastuje z intensywnością gwałtownych ruchów, głośnych dźwięków i bogactwa sensorycznego.

Trudno jednak wszystko to złożyć w spójną całość i szybko orientujemy się, że wcale nie o to chodzi. To, co widzimy na scenie, nie jest komunikatem; spektakl odmawia współpracy i porzuca wizję porozumienia z widzem. Garbaczewski nie stara się tu obrabiać swoich myśli i emocji, by następnie podać je w przystępnej formie i racjonalnie uzasadnić. "Nic" jest rodzajem manifestu teatru, który zwraca się do wewnątrz samego siebie, w kierunku świadomości reżysera. Choć nieoficjalnym patronem spektaklu jest Bolesław Leśmian, w roli tej dobrze mógłby funkcjonować także Andrzej Sosnowski. Jego neoawangardowa poezja, dystansująca się zarówno wobec tradycji klasyków - Czesława Miłosza, Zbigniewa Herberta i Adama Zagajewskiego - jak również wobec inspirowanych szkołą nowojorską "piewców życia codziennego", jak Marcin Świetlicki, stanowi radykalny gest odcięcia. Niewiązana dłużej koniecznością komunikatywności i opisu, otwiera nowe możliwości eksploracji języka - jego zdolności wyrażania i wytwarzania sensów.

I poezja ta działa - podobnie jak spektakl Garbaczewskiego. Ze względu na formalne uproszczenie, wieloznaczność i abstrakcję, hermetyczna - na pierwszy rzut oka - materia przedstawienia powoduje, że do pracy zabiera się wyobraźnia, nasuwając kolejne skojarzenia. Sceniczne formy zaczynają pośredniczyć w odczuwaniu twórcy i odbiorcy, zostawiając temu ostatniemu dużą dowolność i funkcjonując jako impuls, który może być przeżywany na rozmaite sposoby. Prowokują, pobudzają, zastanawiają. Paradoksalnie, zamknięcie staje się więc otwarciem - surowe przełożenie wrażliwości reżysera na równie surowe języki teatralne wytwarza uniwersum możliwości i potencjalności.

Gdy to wydarzenie zetknięcia wielu indywidualnych światów wyobrażeniowych znajduje odbicie na scenie, "Nic" okazuje się być również spektaklem o literaturze. Podobnie jak język, który - próbując chwycić rzeczywistość - to przybliża się do niej, to oddala; biała rama scenografii, długo nie mogąc dotknąć lustrzanego wnętrza, w końcu zderza się z nim, pchnięta gwałtownie. To ten wielki moment - dla niego właśnie mówi się i pisze. Oscylujące wokół rzeczy słowo dosięga jej; poezja wyraża doświadczenie tak, jak jeszcze nigdy dotąd. Literatura spełnia swój cel. Lecz - co potem? Nic się nie dzieje. Krótka chwila epifanii i wszystko wraca do stanu wyjścia. Rama znów odsuwa się, a aktorzy wskakują z powrotem na swoje tory - spektakl toczy się dalej. Język nigdy nie ustanie w syzyfowej pracy wyrażania, z rzadka rozświetlanej małymi sukcesami. Można uznać, jak sądzę, że to był jeden z nich.

Adam Partyka
e-teatr.pl
13 kwietnia 2019

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...