Nie bądź monadą z zamkniętymi oknami

"Lato Muminków" - reż: Mariusz Kiljan - Wrocławski Teatr Lalek

Zaraz po wejściu do Ogrodu Staromiejskiego przy Wrocławskim Teatrze Lalek dzieci (wraz z przyprowadzonymi przez siebie rodzicami) trafiają pod ostrzał zakazów i nakazów. Świeżo mianowany dozorca obiektu, Paszczak, z charakterystycznym dlań brakiem poczucia humoru zabrania małoletnim kolejno: śmiania się, biegania, śpiewania oraz krzyczenia. Jednak zanim Paszczak przystąpi do czynnego zaprowadzania porządku w parku, w sukurs gościom przychodzi Włóczykij - największy anarchista w historii bajek i zdeklarowany wróg wszelkich tabliczek z zakazami. Prędko obala autokratyczne rządy dozorcy, ustanawiając w obrębie teatru prawdziwą republikę dziecięcą. W tej krainie, gdzie królować będą radość i wyobraźnia, gościnę znajdą również bezdomne Muminki

„Lato Muminków”, najnowszy spektakl Wrocławskiego Teatru Lalek w reżyserii Mariusza Kiljana,  trzeba umieścić poza jakimkolwiek szeregiem produkcji dla dzieci – to zjawisko odrębne oraz, co tu dużo mówić, niepowtarzalne. I w tych słowach nie ma cienia przesady, gdyż uprawomocnia je po pierwsze: świetny pomysł i umiejętność alternatywnego spojrzenia na teatr, po drugie: znakomite aktorstwo, po trzecie: zaangażowanie twórców, po czwarte: ogrom pracy i energii, jakie włożono w przygotowanie spektaklu.

Pozornie czas opowieści Tove Jansson już dawno przeminął. Cykl historii o antropomorficznych istotach, które zasiedlają krainę leżącą gdzieś poza realnym czasem i przestrzenią, wydaje się dziwnym anachronizmem na tle tych wszystkich nowoczesnych bajek o amerykańskim rodowodzie. Czy naiwny i lekko nieporadny Muminek ma szansę zachwycić równie mocno jak Spiderman albo inny superbohater? Czy refleksyjna zaduma nad ulotnym pięknem świata zyska uznanie w oczach tych, których od najmłodszych lat osacza kultura pośpiechu i ciągłego potęgowania bodźców zmysłowych?

Emocjonalne reakcje dzieci zgromadzonych we wrocławskim teatrze każą udzielić odpowiedzi twierdzącej na tak postawione pytania. Pytanie jednak, czy młoda publika „kupiłaby” tę historię, gdyby nie całkowicie rewolucyjna formuła, dzięki której udało się zerwać z konserwatywnym, mocno schematycznym teatrem (co zresztą stanowi domenę tej instytucji). Oczywiście, w tym miejscu nachalnie nasuwa się niezwykle modne słowo „interaktywny”. Z jednej strony epitet wydaje się trafiony, z drugiej natomiast – zbyt prosty.  W końcu „interaktywność” ogólnie stanowi jedną z ważniejszych dyrektyw w teatrze dziecięcym; sięgają po nią zarówno twórcy wysokich lotów, jak i ci, którym bliżej do kiwi i kazuarów aniżeli orłów sztuki teatralnej. Tymczasem we Wrocławiu udało się przekroczyć ramy nawet tak pojemnego pojęcia.

Po spotkaniu z Paszczakiem i Włóczykijem u wrót Ogrodu Staromiejskiego dzieci udają się na Dużą Scenę, tak jak w każdej szanującej się instytucji tego typu być powinno. Jednak już od tego miejsca drogi reżysera oraz klasycznego teatru rozchodzą się dość radykalnie. Spektakl otwiera barwna i dynamiczna wizualizacja, która ukazuje, co tak naprawdę przytrafiło się Muminkom pewnego pięknego lata. Dzieci patrzą, jak do nieznanej krainy bohaterów wdziera się rzeka i zalewa ich domy, rodzice zaś w większości widzą Wrocław z 1997 roku, gdy przegrał zmagania z odrzańskim żywiołem (takich subtelności bazujących na dwupoziomowości przekazu można odnaleźć znacznie więcej).

Piszącą te słowa zachwyciła również ostentacyjna gra kategoriami fikcji i prawdy, złudzenia i namacalności, co w konsekwencji spowodowało niemal zupełne przemieszanie baśni oraz realności. Znienacka filmowe Muminki zjawiają się na scenie we własnej osobie – przejście z wirtualnego do rzeczywistego świata to pierwszy krok w kierunku prawdziwej magii. Monika Graban, Radek Dębniak, którzy zajęli się przygotowaniem kostiumów oraz scenografii, zadbali o należyte przeobrażenie aktorów w dziwne, hipopotamopodobne stwory na dwóch nogach, toteż prawdziwe, żywe, namacalne Muminki były właściwie na wyciągnięcie ręki. I postanowiły NAPRAWDĘ zamieszkać we Wrocławskim Teatrze Lalek. Zanim jednak wprowadzą się do nowego domu, postanawiają poznać najtajniejsze zakamarki budynku. Oczywiście, w tej wyprawie będą im towarzyszyć dzieci.

W tym momencie spektakl przenosi się z Dużej Sceny w obręb całego teatru. Struktura kompozycyjna „Lata Muminków” nasuwa skojarzenie z grami RPG: widzowie są podzieleni na grupy, które realizują różne scenariusze zwiedzania; w zależności od wybranego wariantu można zobaczyć miejsca, gdzie pulsuje życie teatru, zwiedzić sznurownię, garderobę, rekwizytornię, charakteryzatornię… W każdym pomieszczeniu zbudowano minisceny. Podczas krótkich epizodów, jakie się na nich rozgrywają, dzieci uczą się zabawnej piosenki o Muminkach (wieść gminna niesie, że utwór Sambora Dudzińskiego podbija lokalne listy przebojów) oraz wykonują pomysłowe zadania, skrojone z powieściowej materii.  Tym sposobem najmłodsi zostali czynnie zaangażowani w tworzenie spektaklu.

Twórcy podjęli szczególne wyzwanie. W pierwszym rzędzie starają się przeciwdziałać utrwalaniu się u dzieci najpowszechniejszej postawy związanej z uczestniczeniem w kulturze, czyli bierności i bezrefleksyjności odbioru, stępieniu wrażliwości estetycznej. Wszystkie te zachowania, kształtujące się pod przemożnym wpływem telewizji oraz Internetu, prowadzą nieuchronnie do zaniku życia wewnętrznego i przerażającego lenistwa umysłowego, które mogą zaciążyć na dorosłym życiu. W tym kontekście „Lato Muminków”, choć nie stanowi doskonałego panaceum na te bolączki, ma tę bezcenną zaletę, że pozwala dzieciom odkrywać tajniki wyobraźni – na oczach widzów zwykła szczotka w rękach woźnej Emmy zmienia się w lalkę, Kleopatrę. Teatr jako najbardziej elitarna ze sztuk w jakimś stopniu zaszczepia umysł przeciwko bylejakości oraz skłania do poszukiwania w przyszłości znacznie bardziej wyszukanych rozrywek.

Muminki uczą także miłości do samego teatru, jak również przekazują najmłodszym wiele rzeczowych informacji o tym miejscu – po zobaczeniu spektaklu już nikt nie powinien pomylić budki suflera ze spiżarnia ani twierdzić, że „rekwizytornia” to czyjeś nazwisko. Natomiast nieco starsi widzowie docenią z pewnością prawdę kryjącą się w stwierdzeniu, że „teatr to coś najpiękniejszego na świecie. W teatrze pokazuje się ludziom, jakimi mogliby być, gdyby tylko trochę się postarali".

Funkcja edukacyjna przedstawienia ma jednak znacznie głębszy, bardziej uniwersalny wymiar. Oglądając „Lato Muminków”, dzieci doświadczają świata zarówno od tej dobrej, jak i złej strony. W końcu powódź w świecie Muminków przynosi ze sobą także zniszczenie oraz smutek związany z utratą domu. Bohaterowie uświadamiają młodej publiczności (a dorosłym przypominają), że nawet takie tragedie można przeżyć – w gronie rodziny i przyjaciół, będąc otoczonym miłością oraz życzliwością. W trakcie spektaklu odbyły się nawet zajęcia praktyczne z oswajania własnego strachu: podczas pobytu w sznurowni ogromny, nader realistyczny smok najpierw wzbudza przerażenie wśród dzieci, później zaś zyskuje ich sympatię. Wreszcie – mali widzowie subtelnie, delikatnie stykają się z problemem śmierci; na scenie Mała Mi, Panna Migotka oraz Mimbla kłócą się zajadle, która z nich zostanie primadonną umierającą w trzecim akcie sztuki Taty Muminka. I choć otwarcie padają słowa: „Ja umrę, ja umrę!”, w żadnym razie nie łączy się to z uczuciem strachu.

„Lato Muminków”  jest pełne pozytywnych emocji. Siedząc na widowni, ma się wrażenie, że radość, pogoda ducha unosi się w powietrzu, przenika przez skórę wbrew wszystkiemu. Wiele składników ukonstytuowało ten niezwykły klimat: dowcipne dialogi pióra Mariusza Urbanka, energiczna muzyka w wykonaniu kwartetu smyczkowego (dodajmy, że każdy muzyk był przebrany zgodnie z wymogami bajek), a także praca, jaką włożyli aktorzy w stworzenie niepowtarzalnych, muminkowych charakterów.

Trzeba przyznać, że w ostatnich latach, każda premiera we Wrocławskim Teatrze Lalek to wydarzenie. Wrocławianie, a zwłaszcza ci, którzy dobrze znają jego repertuar mają wiele szczęścia mogąc uczestniczyć w spektaklach realizowanych przez twórców tego Teatru. Ich rozmach, rozmaitość teatralnej formy, wielość przekazywanych treści, barwność i muzyczność nieodmiennie wprawiają w zachwyt nie tylko dzieci, do których najczęściej kierowane są przedstawienia ale i dorosłych oglądających z takim samym podziwem jak ich pociechy to, co przygotowują artyści WTL-u. Jego dyrektor i twórca tej rozpoznawalnej już jakości - Roberto Skolmowski - od trzech lat proponuje widzom teatr na najwyższym światowym poziomie. Do współpracy zaprasza znakomitych ale i niekonwencjonalnych twórców teatralnych profesji. Daje szansę wielu młodym, niezwiązanym jeszcze z żadnym formalnym przyzwyczajeniem artystom, a oni odwdzięczają mu się tym co mają najlepszego, przy tym świeżego i nie zużytego sposobu na teatr.

Gottfried Leibniz twierdził, że ludzie to hermetycznie zamknięte byty, żyjące w pełnej izolacji od siebie, to monady, co „nie mają okien, przez które cokolwiek mogłoby się do nich dostać lub z nich wydostać”. Na deskach Wrocławskiego Teatru Lalek wykłada się całkowicie odmienną filozofię. Wyrasta ona z żelaznego przekonania, że tylko otwartość na drugiego człowieka oraz ciągła gotowość do doświadczania świata z całym dobrodziejstwem inwentarza mają wartość samoistną. Ukoronowanie tej triady stanowi rozbudzanie ciekawości poznawczej.

„Lato Muminków” w reżyserii Mariusza Kiljana realizuje wszystkie trzy postulaty w stopniu niespotykanym w innych teatrach.

Monika Wycykał
Dziennik Teatralny
25 października 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia