Nie bardzo przyzwoicie, a powabnie

„Szewcy" - aut. Stanisław Ignacy Witkiewicz - reż. Stanisław Melski – Teatr Polski we Wrocławiu

Jest w „Szewcach" scena, w której Księżna mówi „Wszystkie intymne rzeczułki mam tu w woreczku, ze szminką i innymi rupiećkami. Taka jestem kobieca, że aż wstyd..." po czym częstuje prokuratora tabletkami, na co ten odpowiada: „Ja się wprost chyba na śmierć zapożądam czy co?". Jest to chyba jedna z najbardziej znanych scen w „Szewcach" Witkacego, a mówi ona wiele o samym autorze.

Spektakl w reżyserii Stanisława Melskiego rozpoczyna się w zakładzie szewskim. Pracownicy – Sajetan (Dariusz Bereski) i dwaj czeladnicy (Błażej Michalski oraz Jakub Grębski) - narzekają na swoją ciężką pracę oraz na ludzi wykształconych i ich „metafizyczne przeżycia", których to uosobieniem jest prokurator Scurvy (Marcin Piejaś). Ten z kolei walczy o władzę nad szewcami, którą symbolizuje tron obecny za plecami tytułowych Szewców, do którego prowadzą trzy pary wielkich schodów. Na razie nikt jeszcze na nim nie zasiada.

Witkacy zawarł w „Szewcach" zdania tak na swoje czasy odważne, że jedną z częstych reakcji widzów jest pytanie „Witkacy tak napisał?". Ano napisał. Jego Księżna jest na tyle odważna, że nietrudno przekroczyć granicę dobrego smaku i zrobić z niej kobietę tak wulgarną, że widzowi ciężko będzie to udźwignąć. Wydaje mi się, że reżyser zdawał sobie z tego sprawę i była to jedna z przyczyn, dla których to właśnie Agata Skowrońska zagrała tę rolę. Na scenie miała ona w sobie wiele kobiecego seksapilu, ale przy tym nawet w najbardziej odważnych scenach nie sprawiała wrażenia obscenicznej. To prawda, Księżna powinna trochę taka być, ale aktorka wcielająca się w tę postać wyczuła czego jej potrzeba, żeby nie uczynić z niej tylko okrutnej dewiantki. Jak wiadomo sukces ma wielu ojców, dlatego warto też zwrócić uwagę na sponiewieranego przez Księżnę Scurvego. Kiedy na początku informuje Sajetana o braku pieczątki – sposobem, w jaki to robi kupuje sobie całą publiczność, która zafascynowana, do końca spektaklu patrzy już praktycznie tylko na niego. Przesadna szykowność prokuratora na początku, zupełne zaślepienie pożądaniem pośrodku i końcowe „zejście na psy" (przy zachowaniu męskiego uroku), a oprócz tego taniec. Cóż to jest za aktorstwo!

Po rozprawieniu się z Szewcami Scurvy zasiada na tronie, w otoczeniu kobiet wachlujących jego spocone lico i wygłasza monolog w stronę Sajetana. Kiedy co jakiś czas wstaje, ponieważ emocje nie pozwalają mu wysiedzieć na miejscu, kobiety rozpoczynają przemarsz synchroniczny przez obecne na scenie trzy pary schodów oraz podwyższenie. Stroje, w jakie ubrane są kobiety od razu nasunęły mi skojarzenie z filmem „Seksmisja" Juliusza Machulskiego. Tam także kobiety przejęły władzę nad mężczyznami - zupełnie jak Księżna Nad Scurvym.

Prokurator mówi: „W srebrzyste pola chciałbym z tobą iść, I marzyć cicho o nieznanym bycie, W którym byś była moją samotnością, I w noc tę prześnić całe moje życie." Pokazuje nam on tutaj swoją romantyczną stronę – zresztą miłość, która wciąż trwa mimo tak brutalnego odtrącania, siłą rzeczy musi chyba pochodzić od romantyka wierzącego w ideały. Z kolei Księżna nazwana przez Witkiewicza Zbereźnicka-Podberezka, spłyca to uczucie jedynie do pożądania, na domiar złego dodatkowo faszerując prokuratora „proszkami" ot tak, dla zabawy. „A tu masz proszek, który ci da nieskończoną wytrzymałość erotyczną, abyś nigdy zadowolenia nie doznał." Z pierwszego akapitu niniejszego tekstu wiemy, że jej chytry plan zadziałał.

Reżyserzy pracujący nad „Szewcami" często decydują się wzmocnić słowa, które wydawały się w czasach Witkacego nie do pomyślenia. Na przykład, kiedy Czeladnik Józek (Błażej Michalski) zapisuje na ścianie sparafrazowane przez Scurvego określenie Sajetana „Dzifki w majonezie". Opanowuje w ten sposób tekstem dwa zmysły widzów naraz. Krzysztof Jasiński w swojej interpretacji „Szewców" poszedł nawet dalej i nadał taki tytuł całemu spektaklowi: „Cnoty niewieście albo dziwki w majonezie". W przypadku Błażeja Michalskiego, warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz - to jak aktor ten śpiewa – naprawdę harmonijny głos.

„Szewcy" u Witkacego, podzieleni są na trzy akty. Każdy z nich kończy się rewolucyjnie. Podział ten zaznaczył się także w „Szewcach" Stanisława Melskiego. Mam wrażenie, że mieliśmy tutaj do czynienia z dwoma spektaklami. Przed przerwą, sceny następowały po sobie w logicznej i przewidywalnej kolejności. Porządek obywatelski był ustalony, a ludzie pomimo oczywistej staropolskiej marudności, narzekali raczej z przyzwyczajenia niż z poczucia niezgody. Z kolei druga część spektaklu to, poza krótkim wstępem, istny przewrót społeczny. Tytułowi Szewcy – cała trójka - zostają osadzeni w więzieniu wraz z Księżną, z rozkazu prokuratora Scurvego i przesłuchani na okoliczność dokonania przestępstwa. O ile wcześniej obserwujemy wierną deklamację dramatu, druga część jest twórczą zabawą formą w wykonaniu reżysera. W pewnym momencie nie wiadomo już co dzieję się na scenie. Aktorzy tańczący pod czujnym okiem siedzącego na tronie Chochoła zapożyczonego z „Wesela" (Maciej Gisman), Hiperrobociaż (Igor Kowalik) na szczudłach z nieludzkim głosem robota, Gnębon Puczymorda (Andrzej Gałła) tańczący do zupełnie współczesnych utworów popularnych, a na końcu wóz, ciągnięty przez lokaja Fierdusieńko (Andrzej Olejnik), na którym to wozie zasiada Chinka - Mandaryn Wang (Anna Haba) w tradycyjnym kapeluszu i uświęconej pozie klasztornego mnicha z rękami złożonymi jak do modlitwy. Zaczyna ona opowiadać historię, której niestety Państwu nie przytoczę, ponieważ sposób, w jaki była ona opowiadana powodował, że zupełnie nie byłam w stanie skupić się na przekazie, myśląc tylko o tym, żeby scena ta dobiegła wreszcie końca. Wyglądało to tak, jakby chciano wykorzystać wszystkie możliwe rozwiązania sceniczne naraz. Mimo wszystko jednak spektakl jest przemyślany i interesujący. Poza momentami rozgardiaszu, kiedy na scenie dzieje się wszystko, obserwujemy „powabne" widowisko.

Premiera „Szewców" w Teatrze Polskim we Wrocławiu połączona była z jubileuszem 35-lecia pracy artystycznej aktora Dariusza Bereski. Niezapomniana jest dla mnie Jego rola w spektaklu „Czas na mnie" i deklamacja wiersza „Na obrzeżach poezji" Tadeusza Różewicza. Życzę jeszcze wielu lat artystycznej pracy, oby od tej pory wciąż we Wrocławiu.

__

Reżyseria: Stanisław Melski, autor tekstu: Stanisław Ignacy Witkiewicz, scenografia i kostiumy - Marianna Syska, opracowanie muzyczne i kompozycje - Izabela Kuriata-Matuszewska i Piotr Matuszewski, choreografia - Arkadiusz Buszko, światło - Dariusz Bartołd i Mikołaj Pływacz, obsada: Dariusz Bereski - Sajetan Tempe, Błażej Michalski - Czeladnik I (Józek), Jakub Grębski - Czeladnik II (Jędrek), Agata Skowrońska - Księżna Irina Wsiewołodowna Zbereźnicka-Podberezka, Marcin Piejaś - Prokurator Robert Scurvy, Andrzej Olejnik - Lokaj Księżnej Fierdusieńko, Igor Kowalik – Hiperrobociarz, Andrzej Gałła - Gnębon Puczymorda, Bartosz Buława - Józef Tempe; Dziarski Chłopiec, Maciej Gisman - Chochoł  z „Wesela" Wyspiańskiego; Bubek, Marcin Rogoziński - Towarzysz Abramowski, Stanisław Melski - Towarzysz X, Anna Haba - Mandaryn Wang, Aleksandra Chapko, Marika Klarman-Gisman – Strażniczki, Aleksandra Chapko, Anna Haba, Marika Klarman-Gisman, Beata Śliwińska, Martyna Witowska, Bartosz Buława, Maciej Gisman, Jakub Grębski, Błażej Michalski, Paweł Monsiel (Gościnnie)/Jacek Skoczeń (Gościnnie) - Grupa Chłopska.

Teresa Wysocka
Portal Presto
4 stycznia 2023

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia