Nie chcę żyć w dobrobycie

"Dobrobyt" - reż. Árpád Schilling - Teatr Powszechny w Warszawie - 15 grudnia 2022 r.

Nigdy wcześniej nie byłam w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Nie miałam żadnych oczekiwań, przyszłam neutralnie nastawiona. Czytając o przedstawieniu, zdziwił mnie fakt, że nie podano nazwiska scenografa. Zaczęłam mieć pierwsze wątpliwości co do przedstawienia.

Scenografia jest moim kierunkiem studiów, więc przyglądam się jej uważnie. W tej sytuacji, nie było się czemu przyglądać. Podłoga baletowa nie pokrywała całej sceny, galerie techniczne były widoczne, a horyzont surowy. Tyle i nic więcej. To oczywiście nie musi być problemem. Gra aktorska może wszystko dopełnić.

Dyrektorka hotelu wychodzi na środek sceny i przerywa dyskusję zniecierpliwionej widowni - tak zaczyna się spektakl. Jak Państwu minęła podróż? Oczywiście, nikt nie odpowiada. Widzowie siedzą cicho, gdy pada pytanie ze sceny. Nawet trzeci dzwonek nie ma takiej mocy.
W końcu odzywa się para - Wera i Jakub. Wchodzą na scenę, dźwigając moje małe rozczarowanie - walizkę i plecak. Na scenie ubogo, a wisienką na suchym biszkopcie są kostiumy, które do siebie nie pasują. Są bez idei. Nie tworzą wspólnej plastyki przedstawienia.

Gdy na scenie nie ma nic, trzeba być czujnym na każdy detal, bo wtedy każdy szczegół ma znaczenie. Minimalizm razi bardziej, niż ściana cekinów. Trzeba wiedzieć, jak minimalizmem operować. Para komentuje swój wygrany na loterii pokój: Jak tu pięknie! Żaden Photoshop. Można spojrzeć ironicznie na scenografię, gdy Wera i Jakub podziwiają zamurowaną ścianę. Tylko wciąż wszystko jest z innej bajki: brokat, konfetti z chipsów, sadyzm, dosłowność, kontrasty, kolory, projekcje i nagość. W efekcie, obraz mówi o niczym, jest przypadkowy. Wygląda to jak splądrowanie magazynu z zalegającymi rekwizytami i kostiumami z innych sztuk teatralnych. Na pochwałę estetyczną zasługuje jedynie światło reżyserowane przez Piotra Pieczyńskiego. Nieomylne jest stwierdzenie, że światłem można uratować wszystko.

Scenariusz jest najmocniejszą stroną przedstawienia. Czas się nie dłużył, a przerwa nie była potrzebna. Można było się pośmiać i zastanowić. Reżyser Árpád Schilling wykazuje się świeżym spojrzeniem na teatr. Nie brakuje odważnych i intrygujących scen jak np. scena pływania czy taniec mężczyzn z mopem. Ciekawym rozwiązaniem jest gra między obszarem widowni a sceną. Bogaci ludzie patrzą na Weronikę i Jakuba z balkonu. Patrzą na nich z góry.

Na szczycie jest wciąż miejsce, tak ci powtarzają. Ale wcześniej musisz nauczyć się jak zabijać z uśmiechem, jeśli chcesz być taki jak kolesie na górze - Working Class Hero John Lennon.

Hotel jest rozbudowaną metaforą systemu polityczno-gospodarczego. Gdy Wera i Jakub bałaganią pokój, pojawia się obsługa, karząca im posprzątać. Nie ma tam miejsca na wolność. Słodko-gorzki smak dobrobytu. Szczęście należy do odważnych, a ja się boję - zwierza się Jakub. Oportunizm jest dla niego najbezpieczniejszy, ale czy dobry?

W tym momencie zakończę swoją recenzję, dlatego że historia jest naprawdę ciekawa i warta uwagi. Jeżeli dobrobyt tak wygląda, to nie chcę w nim żyć.

Paulina Orzeł
Dziennik Teatralny Warszawa
23 grudnia 2022

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia