Nie czyń świni, co tobie niemiłe

"Świństwo", reż. Błażej Peszek, Teatr Nowy Proxima

W dobie ujawniania kolejnych gwałtów i molestowań, które mężczyźni tuszowali latami - od krakowskiego Teatru Bagatela po Hollywood - ta opowieść dostaje kolejne życie. Błażej Peszek przeniósł na scenę powieść "Świństwo" Marie Darrieussecq, historię kobiety przemieniającej się w świnię. Debiut francuskiej pisarki z 1996 roku ściągnął na nią falę oburzenia i listy z pogróżkami.

W "Świństwie", porównywanym do "Przemiany" Franza Kafki i "Metamorfoz" Owidiusza, kobieta jest zerem. Z detalami opisuje obrzydliwości, jakie zgotowali jej ludzie, a przede wszystkim rządzący nią mężczyźni. Najgorsze, że pogodziła się z rolą seksualnej zabawki, pozbawionej prawa do decydowania o sobie.

Z drogerii do chlewu
Spektakl zaczyna się od miętoszenia sztucznej piersi przez grupę mężczyzn. Symbolicznie jest to pierś narratorki-masażystki. Otoczenie traktuje ją jak towar, którym w rezultacie się staje. Ludzki nos z czasem zamienia się w świński ryj, a ciało pokrywają oporne na depilację włosy.

Aktor i reżyser Błażej Peszek podzielił jedną postać na dwie osoby. Pomysł nadużywany, w tym wypadku niewystarczająco uzasadniony, lub niepotrzebny. W chaotyczny świat z książki Darrieussecq i tak trudno się zaangażować, a reżyserski zabieg niemal to uniemożliwia. Wycofana (zwykle świetna, tu niewykorzystana) Katarzyna Krzanowska, i rozkrzyczana Aleksandra Nowosadko, zawodzą, nie bardzo wiedząc, co powinny grać. Podobnie mistrz Jan Peszek i przemierzający scenę tanecznym krokiem (później w zwierzęcych maskach) Radosław Lis, Mateusz Lisiecki, Andrzej Michalski - prawdopodobnie tańczący "nad grobem" bohaterki.

Najbardziej drapieżnym zwierzęciem jest człowiek
Powieść "Świństwo" nadal uchodzi za obrazoburczą. To, co u Marie Darrieussecq przeraża, oburza i zniesmacza, w przedstawieniu Błażeja Peszka ginie w mało zapamiętywalnej inscenizacji, której brak spójnej formy. Adaptacja powieści jest albo nieprzemyślana, albo pokazuje, że historia sprzed niemal ćwierćwiecza wcale nie jest tak dobra, jak o niej mówią. Transformację kobiety w świnie autorka opisuje mieszając horror z groteską. U Peszka nie wybrzmiewa ani jedno, ani drugie.

Zamiast uderzenia, czy to w patriarchalny porządek, czy w kult idealnego kobiecego ciała, czy w hipokrytów, zamykających oczy jak im wygodnie (w zależności od tego, co akurat mają na talerzu), dostajemy przedstawienie pełne przypadkowych, często niezrozumiałych pomysłów. Ocierające się o śmieszność w nieodpowiednich momentach (monolog rozpaczającej Aleksandry Nowosadko, zamkniętej w klatce dla świń).

Spektakl broni się, gdy jest najspokojniejszy. Wtedy udaje mu się utrzymać uwagę, jak w przejmującym finale. Zrezygnowana, skulona Krzanowska, zostawia nas z myślą, że najbardziej drapieżnym zwierzęciem jest człowiek. Wniosek z tego taki, że "Świństwo" należało wystawić jako monodram.

"Feminizm poprzedniego pokolenia nauczył mnie bezgranicznej wolności w stosunku do własnego ciała. Odkąd uzyskałam tę wolność, mogę sobie pozwolić na pisanie rzeczy najokropniejszych o kobietach. Wszakże jedno jest pewne: gdyby tę książkę napisał mężczyzna, miałabym ochotę go zamordować" - komentowała pisarka w wywiadzie dla "La Presse". Być może to jednak kobieta powinna wyreżyserować "Świństwo"?

Dawid Dudko
Onet.Kultura
21 stycznia 2020
Portrety
Błażej Peszek

Książka tygodnia

Bioteatr Agnieszki Przepiórskiej
Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Katarzyna Flader-Rzeszowska

Trailer tygodnia