Nie interesuje mnie, jak ludzie się poruszają, ale co ich porusza

Rozmowa z Ewą Wycichowską

- Trójmiasto ma swój styl. Nie wiem od czego to zależy, może od położenia, bliskości morza ? Na ten fenomen składa się na pewno ilość projektów, inicjatyw i aktywnych tancerzy, którzy występując w przeróżnych konfiguracjach przeglądają się wzajemnie, uzupełniają, wzbogacają - mówi Ewa Wycichowska, dyrektor Polskiego Teatru Tańca.

Piotr Wyszomirski: Czym był projekt "Proces. Mięso" w Sopockim Teatrze Tańca?

- To była niezwykła praca. Wiedziałam, że będę mieć niewiele czasu na objaśnienie pomysłu i struktury projektu. Nie zawiedli mnie artyści Sopockiego Teatru Tańca, którzy pokazali więcej, niż widziałam w niejednym spektaklu.

Ile trwała praca przed spektaklem?

- Spotkałyśmy się dosłownie na 1,5 godziny przed spektaklem, mówiłam bardziej o koncepcji, a nie o tym, co tancerze będą robić. Przed przyjazdem do Sopotu napisałam na Facebooku z jakiego tematu tancerze mają się przygotować, poprosiłam o przygotowanie własnych kostiumów i rekwizytów. Cały proces powstawania spektaklu odbył się na oczach widzów. Po krótkiej przerwie miała miejsce premiera szkicu spektaklu. Jestem bardzo zadowolona z przygotowanie technicznego, a jeszcze bardziej intelektualnego i mentalnego sopockich artystów. Znałam ich, wiedziałam na co ich stać, ale i tak byłam zaskoczona ich skupieniem, uważnością. To była ogromna przyjemność pracować z nimi, jestem po prostu szczęśliwa.

Mówimy o fenomenie trójmiejskiego teatru tańca. Czy to naprawdę fenomen? Czym się wyróżnia na tle kraju?

- Trójmiasto ma swój styl. Nie wiem od czego to zależy, może od położenia, bliskości morza ? Na ten fenomen składa się na pewno ilość projektów, inicjatyw i aktywnych tancerzy, którzy występując w przeróżnych konfiguracjach przeglądają się wzajemnie, uzupełniają, wzbogacają. Gdańsk miał zawsze prekursorów. Pamiętam jak improwizowałam i tańczyłam u Janiny Jarzynównej-Sobczak, która stworzyła pierwszy teatr tańca w Gdańsku. Jej spektakle były bardzo nowoczesne, miały bardzo wysoki poziom artystyczny. Cieszę się, gdy tancerz myśli, czuje i dysponuje świetnym warsztatem. Jestem zachwycona jakością ruchu, oddaniem i błyskawicznym podejściem do zadania, jakim był dzisiejszy projekt. Zapewniam, że nie wszyscy tancerze to potrafią.

Pytanie banalne, ale w tym przypadku uzasadnione: czym jest teatr tańca?

- Och, to jest rzeczywiście pytanie! Ten gatunek jest definiowany bardzo różnie, zależnie od kraju i tradycji. We Francji aktorzy Tadeusza Kantora byli nazywani tancerzami. Zupełnie inaczej definiuje się to w Niemczech, gdzie działali Kurt Jooss i Pina Bausch, jeszcze inaczej jest w Polsce. Polski teatr tańca jako gatunek też nie jest jednoznacznie określony, mieści się w nim bardzo dużo: od baletu po show. Moje wzory to oczywiście Conrad Drzewiecki, po którym miałam zaszczyt przejąć Polski Teatr Tańca, wiele znaczyło zawsze dla mnie doświadczenie Tadeusza Kantora i Jerzego Grotowskiego oraz praca z wspomnianą już, "waszą" Janiną Jarzynówną-Sobczak. Definiowanie i szufladkowanie zostawmy teoretykom, a nam na co dzień niech ciągle przyświeca nieśmiertelny cytat z Piny Bausch: "Nie interesuje mnie, jak ludzie się poruszają, ale co ich porusza".

Jaki pisać o teatrze tańca?

- To jest rzeczywiście problem. Tak naprawdę nie ma złotego przepisu czy wzorca. Zakładając, że recenzent ma talent, to wystarczy komunikat, w którym piszący o teatrze tańca odpowiada na pytania: Co widział? Co czuł? I co myślał? Jeśli jest to dziełem obserwatora dobrze przygotowanego, uważnego i otwartego, to na pewno będzie to cenna wypowiedź dla tancerzy, którym bardzo brakuje profesjonalnych recenzji, które mogą ich nakierować i wzbogacić.

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska
9 maja 2014
Portrety
Ewa Wycichowska

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia