Nie istniejemy inaczej niż we wspomnieniach innych

"Akropolis..." - Wrocławski Teatr Współczesny

Najnowszy spektakl wrocławskiego Teatru Współczesnego w reżyserii Michaela Marmarinosa to nie tylko, jak mówi już sam tytuł, rekonstrukcja czyli odtworzenie czegoś na podstawie zachowanych fragmentów lub całości, ale także, a może przede wszystkim, próba uchwycenia przeszłości, pewnych kluczowych momentów i opowieści budujących naszą wspólną świadomość i tożsamość poprzez wydobycie jej z otchłani pamięci, będącej jednym z podstawowych elementów zaświadczających o naszym istnieniu.

Podstawą całego spektaklu stał się dramat Stanisława Wyspiańskiego Akropolis oraz spektakl Jerzego Grotowskiego o tym samym tytule, które zostały potraktowane z dużą dozą dystansu, umożliwiającego wyjście poza ramy i treści przekazywane w obu dziełach. Z pewnością było to posunięcie bardzo trafne ukazujące świadomość reżysera zdającego sobie sprawę z niemożliwości ponownego wejścia do rzeki, która mimo wszystko przepłynęła.  

Pierwsza część spektaklu, ciekawie skomponowana, wypełniona została ożywającymi z pomników wawelskiej katedry postaciami, które wychodząc z perspektywy wszystkowiedzących bohaterów, starały się za pomocą sekwencji niekończących się retrospekcji, zrekonstruować przeżyte już historie. Na tym poziomie, zarysowany został już stosunek aktorów do odgrywanych postaci, w prawdzie jeszcze nieznaczny, jednak zaświadczający już o dystansie na osi aktor-bohater.  

Poza tym jasno określono już rolę widza- siedząca widownia od początku stała się współuczestnikiem rozgrywających się wydarzeń naprzemiennie, jako pomniki wawelskiej katedry, przysłuchujące się rozgrywanym historiom, lub jako postacie zaświadczające o istnieniu pojawiających się na scenie i widowni aniołów. Aniołów które prawie, że wyciągnięte z apokryficznej księgi Henocha odczuwały swoją cielesność, a także pragnienia, dlatego też krążąc nieustannie pomiędzy pomnikami-widzami, próbowały uzyskać ich aprobatę a także odwzajemnienie własnych emocji w siedzących dookoła żywych lustrach.  

Jeżeli chodzi o warstwę słowną, tekst Wyspiańskiego został tu poszerzony o nowe konteksty, chociażby współczesne, sytuujące ukazywane wydarzenia nie tylko kiedyś - tam ale i teraz – tu. Liczne odwołania do obecnych nam czasów, momentami humorystyczne traktowanie zaistniałych opowieści, z pewnością przybliżyły widzom rekonstruowane przez aktorów zdarzenia. Zdarzenia, których oni sami nie byli do końca świadomi i pewni, toteż scena stała się dla nich pewnego rodzaju laboratorium w którym poszukiwali wahając się co chwilę, chociażby co do wyboru miejsca rozgrywanych wydarzeń. Wątek wawelskich pomników zakończony został ich powtórnym wejściem do wody, z której narodzili się na początku spektaklu, by opowiedzieć swoje historie. Woda- symbol życia i śmierci, zarówno w wymiarze cielesnym jak i duchowym zaświadczający o przejściu z jednego stanu w inny, stała się punktem granicznym pomiędzy opowiadanymi historiami - rzeczywiście po zanurzeniu w wodzie wawelskich pomników i swoistym oczyszczeniu, doszło do przejścia w inny stan, inny moment i historię. Aktorzy zaczęli bowiem luźną dyskusję na temat znaczenia słowa „Akropolis” i współczesnych miejsc mogących nosić takie miano, kończąc tym samym pierwszą część spektaklu.

Druga część zaczęła się więc od kontynuacji podjętego tematu- aktorzy wraz widzami zastanawiali się nad współcześnie istniejącymi miejscami, które mogłyby nosić miano akropolu czyli górnego miasta, w szerszym kontekście państwa, ojczyzny, wolnej wspólnoty ludzkiej, miejsca najbardziej znaczącego dla danej zbiorowości. Po raz kolejny postawili widzów w roli współuczestników rozgrywających się wydarzeń, podróżników, którzy w trakcie tej swoistej, jak mówił sam reżyser, wizyty, tak samo jak aktorzy mieli prawo do różnego rodzaju wahań a co za tym idzie do poszukiwań naszej wspólnej, ogólnospołecznej czy nawet ogólnoludzkiej tożsamości. 

Po krótkiej dyskusji nastąpiła chyba najbardziej dyskusyjna część spektaklu, nad której zasadnością i potrzebą, można by się długo zastanawiać. Oto bowiem aktorzy odgrywając swoiste mini-scenki na tle wyświetlających się zdjęć, podjęli próbę rekonstrukcji niektórych scen z Akropolis Jerzego Grotowskiego. W nienaturalnych pozycjach, poszukując właściwej intonacji a także spoglądając co chwilę na wyświetlane zdjęcia, dali świadectwo swoich poszukiwań i świadomości niemożliwego wejścia w Grotowskiego. Zdystansowani wobec odgrywanych fragmentów, bez zaangażowania emocjonalnego, a momentami nawet z dużą dawką sztuczności, odegrali biblijną historię Jakuba i Ezawa, podkreślając co chwilę rozbieżność pomiędzy JA a ONI. Wielokrotnie bowiem aktorzy zaznaczają brak utożsamiania się z postaciami; to nie ich historia się tu rozgrywa, dlatego nigdy nie jest to ja, ale nieustannie oni, bo to, „oni tańczyli”, „oni śpiewali”, oni stali”.  

Taka perspektywa zostaje zresztą kontynuowana w kolejnej historii dotyczącej już antycznej Troi, którą grecki reżyser, Michael Marmarinos, przedstawił w formie rapsodii. Bardzo żywiołowi, emanujący radością i optymizmem aktorzy, starając się wciągnąć widownię w interakcję, po raz kolejny udowodnili swoiste współistnienie i współtworzenie historii, której częścią stał się każdy z nas. Typowa dla tego spektaklu ostentacyjna zmiana nastroju, bardzo szybko przeniosła publiczność z krainy szczęśliwości i rozszalałego żywiołu, do rzeczywistego planu wydarzeń, który zakończony został powrotem bohaterów do wodnych przestrzeni, kończących kolejny rozdział ich historii, ale dający jednocześnie zaczątek do nowej, rozegranej gdzieś i kiedyś, być może przez nas samych.  

O premierze wrocławskiego Teatru Współczesnego, niewątpliwie można powiedzieć jak o ciekawym zdarzeniu, bardzo solidnie przygotowanym. Interesująca choreografia wyreżyserowana przez Leszka Bzdyla, który wykorzystał całą przestrzeń sceniczną a także widownię, wzbogaciła spektakl o żywiołowy ruch, który przełamywał statyczność wypowiadanych kwestii nadając nie tylko ciału ale i słowom dużą dawkę dynamizmu. Bardzo dobra gra aktorska, dała dużą przyjemność oglądającym spektakl widzom, którzy nieustannie wchodzili w różnego rodzaju interakcje, chętnie podróżując przez wszystkie historie wraz z aktorami. Atutem była też na pewno muzyka, wykonywana na żywo przez Piotra Dziubka, która swoją nastrojowością i adekwatnością co do rozgrywanych wydarzeń, wypełniała po brzegi całą salę.  

Pozytywnych aspektów znajdziemy w tym przedstawieniu na pewno wiele. Zaznaczyć jednak należy, że wiele momentów tej dziejowej rekonstrukcji wzbudza jednak wątpliwości. Zbyt wiele jest tu powielanych momentów i działań, ze zmienionymi jedynie postaciami, które wydaje się, że są mnożone bez końca całkiem niepotrzebnie, gdyż sprawiają, że chwilami spektakl staje się przewidywalny i nużący dla widza, już dawno zorientowanego w celowości danego działania. Wydaje się też, że kompozycyjnie przedstawienie nie jest do końca spójne-ciągłe balansowanie na dość dużej przestrezni czasowej sprawia, że sensy, które powinny wypływać z danych historii rozmywają się gdzieś w przestrzeni, nie zostając dosadnie uwypuklone, a jedynie zarysowane i zamalowane kolejnymi już opowieściami. Dyskusyjny jest także przedstawienie w II akcie fragmentu historii poprzez Grotowskiego. W prawdzie jest to rekonstrukcja z zaznaczonym bardzo silnie zdystansowaniem, opowieść do której reżyser, jak sam mówi, podchodzi jak do realnego zdarzenia artystycznego, do historycznego osiągnięcia, którego próba odtworzenia pokazuje stan laboratoryjnej próby i poszukiwania; podróży bez gotowych odpowiedzi i rozwiązań. Zastanawia jednak celowość i zasadność tej swoistej rekonstrukcji. Z pewnością daje ona jedną z wielu odpowiedzi na pytanie: Czym dzisiaj jest akropolis dla polskiego narodu? Pokazuje, że pamięć żyje w przywoływanych wspomnieniach i konkretnych, realizowanych działaniach. Jednak czy wprowadzenie tego historycznego zdarzenia w przedstawienie, było właściwym i potrzebnym posunięciem, które dało nam coś więcej niż zostało już powiedziane? Na to pytanie z pewnością może odpowiedzieć sobie każdy z nas, dołączając swój głos w toczącej się dyskusji dotyczącej, jak to powiedział Leszek Bzdyl, wariacji na temat Wyspiańskiego z Grotowskim w tle.

Magdalena Młynarczyk
Dziennik Teatralny Wrocław
15 grudnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia