Nie kręci i nie podnieca

"Jakiś i Pupcze (Smutna komedia)" - reż. Piotr Szczerski - Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach

W zaprezentowanym podczas Festiwalu Boska Komedia „Jakisiu i Pupcze" (reż. Piotr Szczerski) ujawniają się najważniejsze cechy twórczości autora sztuki – Hanocha Levina (1943–1999). Rozmiłowanie w przedstawianiu ludzkiego cierpienia i nieszczęścia, przez które izraelskiego dramatopisarza porównuje się czasem do Becketta, zestawione zostaje tu z obecną w innych jego sztukach tematyką rodzinną, okraszoną pokaźną dawką absurdu i groteski.

Pochylając się nad historią Jakisia i Pupcze ma się ochotę zacytować fragment piosenki Katarzyny Groniec i bez krzty przesady przyznać, że „Gdzieś tu chyba zakpił los, ona brzydka, brzydki on". Na tym zdaniu podobieństwa jednak się kończą. Relacja łącząca dwójkę bohaterów z miłością nie ma nic wspólnego. Jest jedynie kalkulacją, złem koniecznym, wynikającym z przekonania, że na nikogo lepszego, niż na siebie nawzajem, nie zasługują. Najintensywniejszym uczuciem między młodą parą jest obrzydzenie i to tak silne, że podczas pierwszego spotkania bohaterowie zamiast paść sobie w ramiona, szukają okazji do jak najszybszej ewakuacji. Mimo to odbywa się ślub, który członkom obydwu rodzin daje nadzieję na przedłużenie rodu.

Niestety pojawia się problem – brzydota Pupcze tak mocno rani zmysł estetyczny Jakisia, że nie jest on w stanie wypełnić małżeńskiego obowiązku, a po nieudanej nocy poślubnej bohaterom nie pozostaje nic innego, jak przyznać się rodzinie, że „wskazówka zamiast być na dwunastej, była na szóstej". Wrodzona brzydota jest mniej elastyczna i podatna na zmiany niż wyobraźnia, więc to na Jakisiu skupia się cała presja związana z powiększeniem rodziny. Obydwa klany wytaczają ciężkie działa, wysupłują z kieszeni ostatnie grosze i jadą do pobliskiej miejscowości o wdzięcznej nazwie Paluszki, by tam jakisiowe zmysły rozpaliła francuska prostytutka.

Mimo pikantnej tematyki, wyrazistego aktorstwa i zapadających w pamięć ról epizodycznych spektakl pozostawia nieznośny niedosyt, niezależnie od tego, w jakim kluczu interpretuje się sztukę. Traktowanie „Jakisia i Pupcze" jako komedii absurdu przynosi rozczarowanie. Kolejne niedorzeczne wydarzenia i przejaskrawione postaci giną w natłoku przydługich, często nużących dialogów. Kwestie, które pękają w szwach od nadmiaru dość prymitywnych synonimicznych określeń stosunku seksualnego czy organów płciowych nawet widza o niewybrednym poczuciu humoru mogą rozbawić tylko za pierwszym razem. Ale można pójść jeszcze innym tropem i w sztuce Levina doszukiwać się pewnego uniwersalnego przesłania, być może skrzętnie ukrytego pod warstwą błazenady. Jednak i ta interpretacyjna ścieżka zawodzi, bo pod skorupą słodko-gorzkiej groteski nie kryje się nic oprócz refleksji, że brzydkiemu zawsze wiatr w oczy.

Podtytuł „smutna komedia" na plakacie reklamującym spektakl zdaje się zapowiadać historię niejednoznaczną i interpretacyjnie bogatą. Niestety „Jakiś i Pupcze" w rzeczywistości bardziej przypomina chaotyczną bajkę dla dorosłych, która ani nie smuci, ani nie bawi, ani (mimo poruszanej problematyki!) nie elektryzuje, a na ironię zakrawa fakt, że historia osadzona na zagadnieniach cielesności, pozostaje tak mdła i bezpłciowa.

 

Monika Boguska
Dziennik Teatralny Kraków
5 stycznia 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia