Nie lubię roli mistrza

Rozmowa z Wiesławem Michnikowskim. Jeden z najwybitniejszych polskich aktorów komediowych otrzymał w piątek w Sopocie Wielką Nagrodę Festiwalu Dwa Teatry.
Rz: Dwa lata temu laur Dwóch Teatrów za dorobek życia trafił do rąk Gustawa Holoubka, przed rokiem do Danuty Szaflarskiej. To dla pana ważne wyróżnienie? Wiesław Michnikowski: Każda nagroda jest istotna. Tylko nie wiem, czy sobie na nią zasłużyłem. Holoubek na pewno, Szaflarska też, ale ja? Byłem bardzo zaskoczony. Nie wydaje mi się, żebym rzeczywiście miał tak wielkie dokonania. Jest pan zbyt skromny... Nie, patrzę realnie. Ostatnio nie dostaję żadnych propozycji. Jestem już tak przeterminowany, że nikomu nie wpadnie do głowy powierzyć mi rolę. Kiedyś nie mógł pan narzekać na brak pracy... Jako młody chłopak często występowałem w słuchowiskach. Bardzo lubiłem grać dla dzieci. Moją pierwszą większą rolą był krawiec Niteczka, a reżyserowała to słynna przedwojenna "ciocia radiowa" – Wanda Tatarkiewicz-Małkowska. Wtedy po raz pierwszy zetknąłem się z Jerzym Wasowskim, który do tej bajki napisał muzykę. Za tamtych czasów słuchowiska były realizowane bardzo starannie, tworzyli je wybitni pisarze i kompozytorzy. Mam miłe wspomnienia. Czy dzisiaj słucha pan radia? Czasem włączam na wiadomości. A wyłączam, jak tylko zaczyna się prognoza pogody. Co to za prognoza, kiedy na każdym kanale jest inna. Bardzo dobrze przepowiadają to, co było wczoraj. Ale czy będzie padało następnego dnia, już nie wiedzą. Też mógłbym tak prognozować. Zresztą pogoda to pół biedy. Najbardziej denerwują mnie piosenki. Piosenkarze dziś nie śpiewają, tylko krzyczą. Melodii w tym nie ma żadnej, tekst jest o niczym. Nie wiem, może na stare lata stałem się zgorzkniały, ale to są rzeczy, które mnie drażnią. Prymitywizm zalał radio i telewizję. Brakuje panu takiej twórczości, jaką uprawiali Przybora z Wasowskim? Mam wrażenie, że nie tylko mnie. To były perełki. Przyborę zawsze traktowałem bardziej jako poetę niż autora tekstów. Z kolei bez muzyki Wasowskiego jego utwory by nie zaistniały. Oni się pięknie uzupełniali. A dziś w telewizji za dużo mnie denerwuje. Mówi pan o programach rozrywkowych? Nie tylko, ale o nich głównie. Problem polega na tym, że namnożyło się w Polsce satyryków. W każdej wsi jest teraz kabaret. Mamy przesyt humoru. Trudno mi o tym mówić spokojnie, bo skręca mnie w środku, kiedy widzę te roznegliżowane panienki czy panów fikających koziołki. Zagra epizod w serialu i już jest z niego gwiazda. Nie ma aktorów i aktorek, są same gwiazdy. A co by pan powiedział młodym aktorom, którzy chcieliby uprawiać taki rodzaj kabaretu, jaki tworzyli Starsi Panowie? Że wszystko zależy od zbiegu okoliczności i tego, z kim się człowiek zetknie w tym zawodzie. Ja miałem szczęście, spotkałem w swojej pracy znakomitych artystów. Ale jest ich coraz mniej. To duże ryzyko w dzisiejszych czasach podejmować się aktorstwa. Jestem przerażony, bo mój najmłodszy wnuk startuje do szkoły teatralnej. Za pierwszym razem się nie dostał. Będzie znów próbował. Nie chcę mu obrzydzać marzeń, ale mam obawy, czy, jeśli się dostanie, nie przeżyje rozczarowania. Pomagał mu pan w przygotowaniach do egzaminu? Doradzał? A co ja mogę mu doradzić? Jest pan mistrzem, więc pewnie wystarczyłoby jedno zdanie. Nie czuję się dobrze w takiej roli. I nie lubi pan wywiadów ani gal. Nie znoszę. Jak się chciało być wielkim aktorem, to trzeba się liczyć z kosztami... Ale ja wcale nie chciałem. Nigdy nie cieszyło mnie rozdawanie autografów i chodzenie na bankiety. To strasznie męczące. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, żeby cokolwiek wręczać człowiekowi w moim wieku. Mam nadzieję, że do Sopotu przyjechali w większości radiowcy, dla których bardziej liczy się dźwięk niż obraz. To co pan teraz lubi robić? Ostatnio namiętnie rozwiązuję krzyżówki. Świetne ćwiczenie pamięci. Z innych rozrywek, niestety, nie mogę już korzystać. Życie staruszka wcale nie jest tak wesołe, jak się niektórym wydawało. Wiesław Michnikowski Widzowie najbardziej kochają go za telewizyjny Kabaret Starszych Panów, w którym śpiewał m.in. "Wesołe jest życie staruszka", "Addio, pomidory". W 1946 r. zdał egzamin eksternistyczny w lubelskiej Szkole Dramatycznej. Był aktorem teatrów lubelskich. W 1951 roku przeniósł się do stolicy, gdzie występował w Teatrze Młodej Warszawy, Komedii, Współczesnym, Polskim i ponownie Współczesnym. Współtworzył kabarety Iluzjon, Wagabunda, Szpak i Dudek oraz legendarny radiowy "Podwieczorek przy mikrofonie". Zagrał w ponad 50 filmach, m.in. "Jan Serce", "Akademia Pana Kleksa" i "Seksmisja". Jest rodowitym warszawiakiem, za kilka dni skończy 86 lat.
Krzysztof Feusette
Rzeczpospolita
31 maja 2008

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...