Nie ma teatru bez projektora?
22. maltafestiwal poznańO wielowymiarowości festiwalu Malta mówi się zwykle, porównując potencjał spektakli teatralnych z koncertami. Po tegorocznej edycji ciśnie się na usta inne pytanie: czy idąc do teatru coraz częściej nie trafiamy do... kina?
Pojawienie się w ubiegłym roku w poznańskiej przestrzeni festiwalu Transatlantyk miało widać dużo większe znaczenie, niż ktokolwiek chciałby przyznać - także dla Malty. Jan A.P. Kaczmarek postanowił bowiem stworzyć festiwal nie tyle filmowy czy muzyczny, co "festiwal idei", wchodząc tym samym na poletko od 20 lat uprawiane przez Michała Merczyńskiego i jego zespół lokalnych i zagranicznych kuratorów. Za Maltą przemawia ugruntowana renoma i nieporównywanie większy budżet. Za Transatlantykiem medium - żaden spektakl teatralny nie ma dziś takiej siły masowego rażenia, jak film, jednocześnie wchodzący na ekrany kin całego świata.
To filmy wywołują dziś do tablicy polityków i wzniecają spory o interpretacje wydarzeń i historii.
To X Muza kreuje nowe wzorce postępowania, zasiewa ferment, uwypukla problemy społeczne. Nawet u nas, w kraju o kinematografii przeciętnej, kontekst do dyskusji o uzależnieniu od Internetu dała dopiero "Sala samobójców", a sam tytuł "Galerianki" kazał rodzicom spojrzeć uważniej na swe nastoletnie dziewczynki, włóczące się po centrach handlowych. Na premierę roku 2012 szykuje się "Jesteś Bogiem" - rzecz o raperze Magiku i sztuce ulicy, a przy tym o indywidualności niemieszczącej się w regułach drapieżnego kapitalizmu.
Co ma to wszystko wspólnego z tegoroczną Maltą? Otóż według mnie uwidoczniła ona kompleks teatru wobec filmu. Projektor, wyświetlający nagrane wcześniej filmy, okazał się według wielu twórców gadżetem niezbędnym, by wyeksponować i dookreślić przesłanie. Nie uniknęła tego nawet operowa superprodukcja "Slow Man", z której wychodziłem oszołomiony nie tylko muzyką (cóż to był za finał!), ale też sugestywnymi, spowolnionymi do granic możliwości ujęciami twarzy bohaterów. Filmy stanowiły również kluczowe tło w spektaklach Rimini Protokoll ("Bodengruppe Kasachstan") i "Pokrewni" Wojtka Ziemilskiego [na zdjęciu]. Dries Verhoeeven wybudował sobie nawet kino na Starym Rynku, odcinając swych widzów od Poznania, by móc spojrzeć na niego z innej perspektywy.
To nie wszystko. Rzędy chińskich znaków "rzucone" na scenę stworzyły scenografię spektaklu tanecznego Living Dance Studio, a Ant Hamton naniósł na twarze odbiorców jego performance\'u twarze robotników składających w Azji nasze ulubione zabawki marki Apple. Wychodzi na to, że gdyby stworzyć nagrodę za najlepszą rolę aktorską Malty, to wygrałby... muzyk Mike Patton z Faith No More. Scenę mu oświetlono pięknie, ale na telebimach królował tylko on: Faith No More z filmowych podpórek nie skorzystali, zdając się na swego mistrza ceremonii.
Nie mnie oceniać, na ile filmy są tylko narzędziem, a na ile koniecznym skrótem myślowym, łączącym wizje artystów z percepcją odbiorców. Kierunek jednak jest wyraźny - Malta zaprosiła nas w wielu przypadkach nie do teatru, a do kinoteatru.