(Nie) myśleć Dostojewskim

"Biesy" - reż. Krzysztof Garbaczewski - Teatr Polski we Wrocławiu

Przeniesienie na scenę powieści legendarnej, wielokrotnie komentowanej, z całym jej bogactwem psychologii, tłem społecznym oraz głęboką treścią moralno-filozoficzną to z pewnością zadanie niełatwe. Jak inscenizować Dostojewskiego nie popadając w patos i wielosłowie? Biesy w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego to spektakl zaiste dziwny i niejednorodny: mało rosyjski, zbyt "bezczasowy", natrętnie współczesny, a zarazem doskonały aktorsko, plastyczny, przekonujący

„Mobilność” Sceny  na Świebodzkim Teatru Polskiego wielokrotnie pozwalała na eksperymenty formalne. Tym razem akcja spektaklu rozgrywa się na całej przestrzeni sali, aktorzy wręcz ocierają się o widzów; w pierwszej scenie, imitującej polityczną debatę, zasiadają w różnych miejscach widowni. Działaniom postaci towarzyszy muzyka w wykonaniu kwartetu smyczkowego, obecnego w rogu sceny (poszczególni bohaterowie będą zresztą rościć sobie prawo do dyrygowania zespołem). Bohaterowie przedstawiają własne doktryny społeczne; na pierwszy plan wysuwa się bezsprzecznie postać młodego Wierchowieńskiego owładniętego wielką ideą, a jednocześnie noszącego znamiona obłędu.

Występujący w tej roli Marcin Czarnik kapitalnie oscyluje między powagą a śmiesznością. Drugą centralną postacią staje się Stawrogin, równie znakomicie zagrany przez Katarzynę Warnke.

Przełamywanie granic międzypłciowych i androgynizm bohaterów to jedna z osobliwości przedstawienia. Stawrogin jest mężczyzna granym przez kobietę; podwójne role męsko-żeńskie odgrywają również Halina Rasiakówna (Barbara, Wirgiński) czy Marta Zięba (Liza, Lamszyn). Każda z aktorek zresztą w obydwu rolach radzi sobie znakomicie, kreując silne, wyraziste charaktery. Przejścia pomiędzy rolami są jednak stosunkowo płynne, niekiedy potrzeba chwili zastanowienia, by zidentyfikować graną aktualnie postać.

Dominantą estetyczną spektaklu wydaje się połączenie elementów wysokich z niskimi, patosu z drwiną i żartem. Nawet poważne kwestie filozoficzne wypowiadane są niejako z przymrużeniem oka. Adam Szczyszczaj, w roli Kiryłłowa, snującego rozważania nad istotą życia i śmierci, boskości i człowieczeństwa, nosi koronę cierniową i imituje Chrystusowe gesty, a równocześnie gra, ocierając się o parodię. Wierchowieński Czarnika to z kolei momentami człowiek niespełna rozumu lub mały chłopiec, któremu udało się zrobić psikusa dorosłym (zdradza często wielką nerwowość, miętosząc kawał białego futra). Szatow (Rafał Kronenberger) nosi futrzaną czapę i gra na gitarze elektrycznej, po czym popija herbatkę w towarzystwie Kiryłłowa.

Eklektyczność przedstawienia objawia się również w połączeniu motywów dawnych ze współczesnymi. Kiryłłow wita Stawrogina „żółwikiem”, śpiewa mocno rockową piosenkę; Stawrogin zaś swą finałową „spowiedź” odczytuje z ekranu laptopa. Zabiegi te sprawiły, że rozgrywana na scenie akcja wyrwana jest z konkretnego czasu i przestrzeni; podkreśliły daleko posuniętą umowność. Poruszane przez bohaterów egzystencjalne kwestie wydają się jednak dzięki temu nadal aktualne, nabierają charakteru uniwersalnego. 

Twórcy spektaklu posługują się wieloma tworzywami. Tłem dla działań bohaterów  staje się nie tylko muzyka, lecz także wyświetlane na wielkim ekranie fragmenty wideo, niekiedy ukazujące zniekształcone postacie aktorów. Postacie kilkakrotnie chowają się za ekranem, grając jedynie cieniem. Przedstawienie wymaga od widza uwagi i spostrzegawczości, akcja rozgrywana jest na kilku planach.

Spektakl wyraźnie dzieli się na dwie części, niejako poświęcone dwóm głównym bohaterom, Wierchowieńskiemu i Stawroginowi. Część pierwsza jest pełna życia, dynamizmu, konfliktów, druga – bardziej wyciszona, skupia się na psychologii postaci. Wieńczy je monolog Stawrogina, zuchwały, a zarazem rozpaczliwy, wygłoszony lub wykrzyczany w najwyższym stężeniu emocji, niekiedy bardzo kobieco (popisowy moment dla Katarzyny Warnke!).

Przedstawienie Garbaczewskiego mieni się wieloma barwami, łączy śmieszność ze wzniosłością, powagę z drwiną. Ocala główne wątki powieści Dostojewskiego, choć niekiedy   nie potrafi obronić się przed nadmiarem słowa. Dylematy dawnych bohaterów osadza w świecie współczesnym, wyrywa je z pierwotnych kontekstów. A równocześnie pozostaje przedsięwzięciem oryginalnym, intrygującym, ważnym. Niezależnie od zawartości „Biesów”  w „Biesach”.

Karolina Augustyniak
Dziennik Teatralny Wrocław
24 czerwca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...