Nie pozwól, by do tego doszło

"1984" - reż. Barbara Wysocka - Teatr Powszechny w Warszawie

Adaptacja jest bardzo wierna, nieuwspółcześniona. Nie jest to potrzebne, skojarzenia same się nasuwają. Przysłowiowe oko do widzów reżyserka puszcza tylko czasami.

"Nie będzie innej lojalności niż lojalność partyjna... zawsze będzie istnieć zaczadzenie władzą, (...) podniecenie zwycięstwem, euforia z deptania pokonanego przeciwnika... Jeśli chcecie wizji przyszłości wyobraźcie sobie bucior rozgniatający ludzką twarz bez końca." Taką wizję snuje George Orwell (Andrzej Kłak) w ostatniej scenie (inspirowanej fabularyzowanym dokumentem BBC "Orwell: A Life in Pictures" z 2003 roku) przedstawienia wyreżyserowanego przez Barbarę Wysocką w stołecznym Teatrze Powszechnym. Wprawdzie pisarz nigdy tych słów nie wypowiedział (nie w takiej formie, choć każda z części wypowiedzi jest rozpoznawalna), to dobrze odzwierciedlają jego przekonania. Uwypuklają znaczenie przestróg artysty przed działaniami prowadzącymi do absolutyzowania władzy. W kontekście obecnej sytuacji politycznej w Polsce brzmią przerażająco aktualnie.

Wysocka akcję osadza w 1984 roku, podkreśla to wyświetlając datę na bocznej, wkraczającej w przestrzeń widowni ścianie scenografii (Robert Rumas). Adaptacja jest bardzo wierna, nieuwspółcześniona. Nie jest to potrzebne, skojarzenia same się nasuwają. Przysłowiowe oko do widzów reżyserka puszcza tylko czasami, na przykład pokazując wersję pierwotną plakatu do spektaklu i tę przerobioną w Ministerstwie Prawdy z napisem "2018"; przedstawiając listę książek "do kasacji", nawiązując tym samym do dyskusji wokół zmiany listy lektur; czy podczas "dwóch minut nienawiści" wprowadzając aktora z polską flagą, co przywołuje skojarzenie z marszem niepodległości i działaniami środowisk narodowościowych. Tworzy przedstawienie w konwencji teatru w teatrze. Techniczni wnoszą elementy dekoracji, reżyserka z offu opowiada o zasadach funkcjonowania Oceanii, staje przy stacjonarnej kamerze i kręci zbliżenia, dając jednocześnie uwagi aktorom. Sufler siedzi z boku sceny i śledzi egzemplarz, a aktorzy przebierają się i poddają charakteryzacji na oczach widzów. Zabieg ten pozwala spuścić napięcie, wziąć w nawias wypowiadane ze sceny słowa, zdystansować się od przedstawianych treści, które w sposób niezwykle wyraźny nawiązują do rzeczywistości.

U Orwella wszechobecna propaganda, inwigilacja, dezinformacja, zaprzeczanie faktom, manipulowanie przeszłością prowadzą do stworzenia zhomogenizowanego społeczeństwa, niezdolnego do samodzielnego myślenia, wyciągania wniosków, a co za tym idzie zapobiegania ewentualnym buntom utrudniającym działanie władzy. Unifikację ludności Wysocka podkreśla kostiumem (Kornelia Dzikowska) - szarymi roboczymi kombinezonami noszonymi przez obie płcie. W Orwellowskim świecie nie ma podziału na męskie i kobiece. Rodzina przestaje być podstawową komórką społeczną, jej funkcja ogranicza się do prokreacji. Popęd seksualny zostaje wyeliminowany, by nie zużywano energii. Obywateli pozbawia się umiejętności przeżywania uczuć, nawiązywania więzi emocjonalnych - tu dzieci denuncjują rodziców. W procesie wychowania i socjalizacji dominującą rolę pełni Partia, a promowany przez nią obraz świata jest jedynym słusznym.

Przywołując koncepcję Barry'ego Glassnera można rzec, że kultura strachu kształtuje codzienne życie mieszkańców Oceanii. Kraj prowadzi permanentną wojnę. Akcja rozgrywa się w przytłaczającym, monumentalnym bunkrze, który zmienia się w scenie spotkania Winstona Smitha (Arkadiusz Brykalski) z O'Brienem (Mateusz Łasowski) w strzelnicę. Intymne schadzki z Julią (Klara Bielawka) odbywają się nie jak u Orwella na łonie natury i w wynajętym pokoju, lecz w schronie pod czujnym okiem kamery, śledzącej każdy ruch bohaterów. Z jej obecności nie zdają sobie sprawy. Z ustawionego w centralnym punkcie sceny telewizora sączy się propaganda. Nie rozumiemy słów. Z reakcji postaci możemy domyślić się treści. Gniew i strach w inscenizacji Wysockiej stają się standardową reakcją na życie, strategią działania. Nie dziwi więc zachowanie Smitha, który przerażony, skulony przebiega po wąskim podeście, tuż nad głowami widzów, by w odosobnieniu nagrać na dyktafon spostrzeżenia z minionego dnia. Dokumentowanie przeszłości jest jedyną możliwą formą buntu przeciw władzy. Pamięć, świadomość, indywidualność stają się bodźcem do samodzielnego myślenia, wnioskowania, racjonalnej oceny rzeczywistości. To z kolei pcha go do dalszych działań wywrotowych - przyłączenia się do opozycji. Reżyserkę w tekście Orwella interesuje relacja jednostka - grupa rządząca. Pokazując postawy bohaterów od totalnego podporządkowania, po sprzeciw wobec władzy, zwraca uwagę na znaczenie wyborów indywidualnych.

W przeciwieństwie do pierwowzoru, Wysocka nie daje nadziei. Przywraca Winstona na łono Partii. Buntownik uwewnętrznia poglądy: "odnosi zwycięstwo nad samym sobą. Kocha Wielkiego Brata". Cena jaką za to płaci jest ogromna - zostaje zniszczony fizycznie i psychicznie. Stoi skulony, posiniaczony, zakrwawiony, z przypiętą do ciała aparaturą do elektrowstrząsów. To wrak człowieka. Zastraszony, niezdolny do podjęcia samodzielnej decyzji. W ostatniej scenie staje się niemym świadkiem proroctwa Orwella. "Nauka jaka płynie z tej koszmarnej wizji jest prosta: Nie pozwól by do tego doszło. Wszystko zależy od ciebie" - mówi pisarz wymownie spoglądając na widownię i przerażoną dziennikarkę (Ewa Skibińska). Czy gdyby Smithów było więcej świat wyglądałby inaczej?

Strach przestał być odpowiedzią na realne niebezpieczeństwo. Stał się formą nacisku, umożliwiającą osiągnięcie politycznych celów, zwrotem językowym dającym wyraz niepewności egzystencjalnej, obawy o nasze miejsce w świecie. Media faszerują odbiorców wiadomościami o zbliżających się niebezpieczeństwach, przyszłych i przeszłych katastrofach. Interpretują wydarzenia, bombardują aktualizacjami wiadomości, uporczywie powtarzają przekazy medialne kreując światopogląd społeczeństwa. W sposób świadomy rozmywają granice między prawdą a fikcją. Im władza jest bardziej zachłanna, dbająca o własny interes, tym bardziej skłonna jest stosować środki ograniczające wolność obywateli. Cenzura, stosowanie kar za przekonania, ograniczanie wolności słowa, stają się codziennością. Kultura strachu, pisał Frank Furedi, ogranicza swobodę jednostki i jej prawa wynikające z demokracji. Czy mamy odwagę się temu przeciwstawić?

Marta Żelazowska
e-teatr.pl
5 lipca 2018
Portrety
Barbara Wysocka

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia