Nie słyszeć tego, co płacze w środku
"Tata wiesza się w lesie" - reż. Michał Rzepka - Łódzkie Centrum Wydarzeń„Całe życie czekam aż coś się wydarzy. Całe życie mam niewydarzone". Straumatyzowany człowiek szuka ucieczki, zaczepienia tam, gdzie tylko dostrzeże światło w tunelu. Łapie się wszystkiego. Najważniejsze to uciec od wspomnień i od nieustannego analizowania przeszłości. Lepiej zająć głowę. Może być praca, najlepiej codziennie po dwanaście godzin. Może być sport, jak najwięcej, jak najczęściej.
Ostatecznie pomocną dłoń wyciąga internet. „Mindfullnessowy" guru powie, jak oddychać, by zachować spokój umysłu. Nie należy zapominać o jodze i dobroczynnym dla duszy działaniu każdej pozycji. Nie pomagają. Bolesne słowa wciąż wracają i dudnią w głowie, niepowstrzymanie. Czytanie performatywne "Tata wiesza się w lesie", na podstawie dramatu Przemysława Pilarskiego w reżyserii Michała Rzepki, to obraz uwikłania w traumie, zapętlenia w toksycznych wspomnieniach, od których nie ma ucieczki, choć bohaterowie wciąż jej szukają.
Pomocy szuka się zewsząd. Także w zaspokojeniu seksualnym i tym początkowo jest dla bohatera spektaklu „Tata wiesza się w lesie" dziewczyna po drugiej stronie ekranu. Chłopak grany przez Pawła Kosa i Karolina Bednarek w roli dziewczyny spotykają się wirtualnie – „na kamerkach", ma to dać upust skotłowanym emocjom. Okazuje się, że w głowie fantazji, siedzącej po drugiej stronie, buzują podobne koszmary. Kim jest tak naprawdę? Niełatwo jest jej się otworzyć, próbuje nie rozdrapywać wciąż sączących się ran. Także ucieka – „jedzie, jedzie, jedzie, już jej nie ma".
Jemu z kolei nieustannie towarzyszy ojciec. Jest w jego głowie. Gotowy, by przy okazji najmniejszego potknięcia zmieszać syna z błotem, swą niewyjaśnioną agresją. To ojciec błyszczy, jest toksycznym superbohaterem, którego dziecko mimo bólu potrzebuje. Szuka choć odrobiny zainteresowania, chce patrzeć, jak ojciec przykręca śrubki, chce po prostu być z nim. Wciąż wierzy, że źródło toksyn kiedyś wreszcie wyschnie, skończą się upokorzenia i strach. Lecz im jest starszy tym więcej widzi, a ojcowski jad przeżera mu skórę. W końcu nie chce go już w swoim życiu, a wtedy jest go przekornie najwięcej.
Spektakl wielowymiarowo pokazuje oblicza traumy. Naładowana emocjami gra aktorska dopełnia skromną scenografię, którą udaje się ograć na wielu płaszczyznach. Prawdziwą esencją akcji są twarze i ruchy aktorów, którzy przechodzą płynnie między skomplikowaną układanką konwencji. Niektóre sceny są brutalnie dosłowne, inne adekwatnie metaforyczne. Część dróg ucieczki bohaterów reżyser zdecydował się pokazać dosadnie i wprost, kolejne zaś to alegoryczne wycieczki, nieustannie zaskakujące. Przewijają się odwołania do kultury zaharowywania się – trzeba harować, by stworzyć nową, lepszą wersję siebie. Podobnie jawi się nawiązanie do gier, w których tworzy się swojego wirtualnego bohatera – czystą bezmyślną kartę do sterowania, swoista terapia w innym wymiarze. Wszystko po to, by nie słyszeć. Nie słyszeć tego, co płacze w środku. A wewnętrzne dziecko wciąż pyta: „Pobawisz się ze mną?". Pragnie być zauważone i kochane, jest jak swoisty Joker, który tak jak ten filmowy, z czasem ma dość bycia „ofiarą", zaczyna się utożsamiać z chaosem i zemstą, zaczyna postrzegać przemoc jako formę komunikacji i wyzwolenia. Joker zyskuje wtedy uwagę i siłę, której wcześniej nie miał, bohater dramatu zdaje się do końca być bezsilny bez względu na podejmowane próby.
Minimalistyczna gra oświetleniem dopełnia poczucie rozdarcia. Światło reflektora tworzy zamknięte bańki światów bohaterów, w pewnym momencie zaczynają się jednak przenikać. Wykorzystanie nagrań „ojca" daje efekt wyłaniającego się portalu, wyrytego w głowie, takiego, który pojawia się, choć nikt nie chciał go otworzyć. W takich momentach scena jest ciemna, króluje na niej władca czarnych emocji – ojciec, jednak to syn, przyglądający mu się niczym widz osobistego horroru, czekający na finał, jest symbolicznie w blasku – jak na przesłuchaniu, czeka, co zarzuci mu oskarżyciel.
Trauma jest jak więzienie. A nowe oskarżenia wciąż dochodzą i blokują drogę do wolności. Reperkusje przeszłości stawiają gruby mur, nie dopuszczają do wyzwolenia. „Tata wiesza się w lesie" w adaptacji Michała Rzepki to angażujące, emocjonalnie widowisko, przeplatające konwencje, odwołania i metaforyczność z dosłownością. Jest jednocześnie współczesne, ale też uniwersalne, czego zasługą jest zarówno sam tekst, jak i kształt nadany przez reżysera. Momentami brutalnie umieszcza widza w głowach straumatyzowanych bohaterów, buduje dyskomfort, taki, który czują oni sami. Władzę na scenie przejmuje dezorientacja tak, aby dosadniej poczuć, że „z całym życiem jest się gdzieś w lesie".