Nie stawaj, pomiędzy smokiem, a jego wściekłością

"King Lear" - reż. Gregory Doran - Royal Shakespeare Company in London

Ladies and gentleman... takiego Szekspira uświadczycie tylko w inscenizacjach Royal Shakespeare Company. Szekspira zrobionego z taką dbałością o detale i o potoczystość renesansowej frazy. Choć minęło paręset lat, odkąd tusz zasechł na pierwszych stronicach. Co więcej, brytyjscy aktorzy są niejako genetycznie stworzeni do grania tych myśli i takiego obrazowania.

Są takie role w dramatach Stradfordczyka, które wymagają konkretnych osobowości aktorskich. Nie każdy zagra Prospera, nie każdy zagra Leara. Więc... jaki ten idealny Lear musi być? Zmęczony życiem? Zrezygnowany? Przymilny i uległy, bo świadomy zależności od młodszych? Okrutny? (Bo któż inny wystawiłby dzieci na tak wyrachowaną licytację?) Taki, jak Antony Sher, grający w tym wystawieniu tytułową rolę. Będący jeszcze tutaj, ale częścią jaźni już po drugiej stronie. Jakaś jego wewnętrzna cząstka chce już odpoczynku. Utrudzona latami sprawowania władzy, ma nadzieję na spokój pod opieką troskliwych córek. Lear abdykuje z nadzieją na odpoczynek. Na ciepło przy kominku i gorącą kąpiel. Już się nawojował, nadecydował, natrudził. Ta część jego osobowości chce wygasnąć, już nie być potrzebną.

Dobrotliwy staruszek, zmuszając córki do konkurowania w wyjątkowo perfidnej konkurencji nie przewidział jednak wszystkiego. Czy można sobie wyobrazić tę relację, koszmarny kwadrat nierównoboczny, w bardziej perwersyjny sposób? Przyzwyczailiśmy się już odczuwać wobec Leara niesmak. Bo w wielkiej scenie podziału królestwa poniżenie ukochanych dzieci doprowadził do granic przyzwoitości. Można tylko czuć obrzydzenie wobec starca, który łapczywie spija zatrute przymusem słowa miłości swoich córek. Już w tej scenie reżyser (Greg Doran) poprowadził swoje bohaterki bardzo mocną kreską. Goneryla (Nia Gwynne), gdy zapewnia Leara o swoim dozgonnym oddaniu, przez cały czas stoi do niego odwrócona plecami. Zniewaga? Nie ona pierwsza jej się dopuściła. Antytezą do jej zakłamania ma być jasna Kordelia (Natalie Simpson). W śnieżnobiałej sukience oczekującej nadchodzącego ślubu. Tyle lat wzrastała pośród tych zależności, a nie potrafi zastosować ich reguł do narracji pierwszoosobowej. Nie potrafi unieść serca do ust, by przemówiło. Nie potrafi też kłamać. I właśnie ta naiwna i głupia w swojej prostocie szczerość stanie się jej jedynym posagiem. Szekspir sprawił, że jej największa wartość całkowicie ją zdyskredytuje w oczach przyszłych zalotników.

Źle się kończy... „stawanie pomiędzy smokiem, a jego wściekłością". W zaistniałej sytuacji Lear zachowuje się, jak obłąkany. Nie dostaje, czego oczekiwał. I powoli odkleja się od rzeczywistości. Zaczyna zachowywać się zgodnie z obawami swoich starszych córek. Terroryzuje otoczenie gwałtownymi wybuchami starczej niecierpliwości. Wybrykami, które upodabniają go do jego własnego błazna (Graham Turner).

Wystawienie Royal Shakespeare Company to piękno potoczystej, szekspirowskiej frazy. Sensy i niuanse zaakcentowane ze szczególną uwagą. Jakby dyktowane wewnętrznym głosem aktorów. To także piękne scenografie i kostiumy, dzięki czemu kolejne sceny przywołują na myśl średniowieczne gobeliny. Raczej jeszcze długo nie zobaczymy takiego Szekspira na polskich scenach, a okazuje się, że nie trzeba go zaprzęgać w modne, postmodernistyczne interpretacje, by urzekał.

Olga Śmiechowicz
Dziennik Teatralny Kraków
17 grudnia 2016
Portrety
Gregory Doran

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...