Nie takie wspomnienie

"Wspomnienia polskie" - reż. M. Grabowski - Teatr PWST w Krakowie

Jak w felietonie dla Korporacji Ha!art celnie zauważył Stroix/Destroix (Maciej Stoiński), oto spełnił się koszmar Gombrowicza: powrócił do szkoły. Seria tekstów pisanych przez pisarza w latach 1959-1961 na zlecenie Radia Wolna Europa posłużyła Mikołajowi Grabowskiemu do wyreżyserowania spektaklu dyplomowego IV roku Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Koncepcja zdaje się być czytelna: wkładamy młodzieńcze wspomnienia Gombrowicza w usta współczesnych dwudziestokilkulatków i pokazujemy, jak niewiele zmieniło się od międzywojnia.

W przestrzeni wystylizowanej przez Kasię Kornelię Kowalczyk na przedwojenny, inteligencki salon spotykamy dziesięcioro aktorów. Nie mamy jednak do czynienia z dziesięcioma postaciami – każdy i każda w stroju inspirowanym epoką ma w sobie tyle z Gombrowicza, ile tylko zechce nam ujawnić. Fragmenty zapisków pisarza zostały podzielone między nimi – być może w sposób bardzo indywidualny, tak, aby wystąpienia nie były wyłącznie grą, wcielaniem się w kogoś, kto przecież gardził "wielkimi pisarzami" i bezmyślnie oddawanym hołdom. Ku tej koncepcji się skłaniam. Co prawda nie jest to spektakl intymny w znaczeniu, jakie nasuwa się na myśl (jest na to zbyt przerysowany, karykaturalny, groteskowy), jednakże gdy z ust aktorki padały słowa takie jak np.: "Bóg jakoś mi zniknął z horyzontu – właściwie nie przestałem wierzyć, tyle tylko, że wiara już mnie nie interesowała, nie myślałem o tym. Samotność moja uczyniła się wskutek tego absolutna", mnie osobiście trudno było nie uwierzyć w szczerość tego wyznania.

Dany widzom obraz jest wielogłosem. Zostało to rozwiązane w dwojaki sposób: są momenty, w których jasno widzimy, do kogo należy scena, są też takie, w których sami musimy zdecydować, na kogo zwrócić uwagę. Aktorzy i aktorki przekrzykują się, a każde przy tej okazji wdzięczy się do publiczności, jak tylko może. Tak już jest z dyplomami: muszą udowadniać, że szkoła dobrze wypełniła swoją rolę. Otrzymujemy więc taniec w choreografii Katarzyny Anny Małachowskiej (na szczególną uwagę zasługuje wykonany pod koniec przedstawienia krakowiak) czy lekcję polskiego połączoną z walką na miny i sprawność języka w oczywisty sposób nawiązującą do "Ferdydurke". W tej ostatniej udział biorą Dominika Feiglewicz i Paulina Kondrak, której rola we "Wspomnieniach polskich" zdecydowanie zdominowała inne postaci kobiece, a także większość męskich (wśród nich wyróżniają się Łukasz Szczepanowski i Marcin Sztendel).

Witold Gombrowicz opowiadając o swojej młodości, zarysował także portret grupy rówieśniczej, a przynajmniej grupy społecznej, do której należał. Mówi o przynależności do pokolenia, któremu – co, jak zaznacza, wcale nieczęste dla historii Polski – przydarzyło się żyć w wolnym kraju. Mówi o braku zaufania do wszelkich grup i zgromadzeń, o braku miejsca dla siebie, o polskości, "której formę krytykuje, ponieważ to jego forma". Ze sceny padają słowa: "Nie jest zdrowe, kiedy ojczyzna staje się parawanem, który zasłania świat". Pod koniec przedstawienia pojawia się cytat, który chyba najwięcej mówi o jego przesłaniu: "Nie ufałem wiarom, doktrynom, ideologiom, instytucjom. Mogłem więc oprzeć się tylko na sobie. Ale przecież byłem Polakiem, urobionym przez polskość, żyjącym w Polsce. No więc trzeba mi było poszukać mojego „ja" głębiej, tam gdzie ono już nie było polskie a po prostu człowiecze".

Myślę, że stwierdzenie, jakoby Mikołaj Grabowski, adaptując "Wspomnienia polskie" dla studentek i studentów PWST, miał ambicje zarysowania obrazu ich pokolenia, jest uzasadnione. Pozostaje tylko pytanie, czy źródło tego pomysłu leży w pracy z "żywym materiałem" czy w fascynacji artystą? A raczej: czy Gombrowicz jest tu czymś więcej niż formą?

Natalia Rojek
Dziennik Teatralny Kraków
17 marca 2017

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...