(Nie) tylko dla młodzieży

"Ony" - reż. Ewa Pilawska, Andrzej Jakubas - Teatr Powszechny w Łodzi

Zastanawialiście się kiedyś, jak to będzie, kiedy was już nie będzie? - z takim pytaniem borykali się widzowie spektaklu "Ony" zrealizowanego w Teatrze Powszechnym w Łodzi.

Zdanie to staje się jednak nie tylko kluczem służącym do odczytania całościowej wymowy dzieła, lecz także jego motywem przewodnim. Tytułowy bohater, ośmioletni wówczas Ony, wypowiada je już na samym początku, w kolejnych zaś scenach tętni ono podskórnie, powracając niczym bumerang wraz z kolejnymi przygodami protagonistów oraz narastającymi raz po raz w ich głowach wątpliwościami. Wreszcie, tuż po opadnięciu kurtyny zabierają je ze sobą widzowie, by odtąd zmagać się z nim w samotności. Spektakl w reżyserii Ewy Pilawskiej zapada w pamięć!

Podróż do świata baśni

Gwarantem powodzenia opisywanego dzieła wydaje się już sam wybór dramatu autorstwa Marty Guśniowskiej. Ów wielopoziomowy tekst to niezwykłe połączenie lekkiej narracji z poważną tematyką. Zanurza on odbiorcę w polisemantycznej otchłani słów, fraz, leksykalnych związków oraz lingwistycznych gier. Bez wątpienia, zrobi wrażenie zarówno na tych, którzy teatr traktują jako przestrzeń rozrywki, jak i na tych, którzy poszukują w nim odpowiedzi na pytania natury ontologicznej. Na wszystkich!

Reżyserka spektaklu postanowiła zabrać swoich widzów w niezapomnianą podróż do świata baśni. W tym niezwykłym imaginarium, oczom zgromadzonych ukazują się nieprawdopodobne zjawiska: dom na kaczej stopie, budynek z czekolady, wyłaniające się z nicości wieże, pole uprawy herbaty, rosnącej w torebkach z wężowej skóry, saszetkach i granulkach, a wreszcie wyspa bezludna, albowiem króluje na niej poczciwy Bezludn. Jak się okazuje, kompani owej peregrynacji to również istoty niezwykłe: od Czarnoksiężnika, Pirata i Wiedźmy, poprzez spersonifikowanego konia na biegunach, mówiącego ptaka czy sześcionogą muchę aż po antropomorficzne landrynki i pralinki. Postacią kluczową w tym oryginalnym korowodzie dziwów jawi się pająk. To on, snując niby od niechcenia swoją sieć, ofiarowuje głównemu bohaterowi możliwość symptomatycznego przejścia od domu dziecka w stronę świata dorosłych. Koszt, jaki Ony zapłaci za wędrówkę po nici życia wyniesie kilka lat oraz kilka słonych łez.

Wejście w dorosłość

W rzeczywistości "Ony" to bajka rebours. Pod warstwą iluzji kryją się bolesne ludzkie doświadczenia, a w baśniowej scenerii rozgrywają największe dramaty. Droga, którą podąża tytułowy bohater to metafora dojrzewania, swoiste przejście od beztroskiej rzeczywistości dzieciństwa w stronę przepełnionego gorzką świadomością świata dorosłości. Ów trudny i długotrwały proces poszukiwania własnej tożsamości i dążenia ku samoświadomości Pilawska prezentuje w sposób metamorficzny - najpierw za pomocą naiwnej opowiastki, nieco później z wykorzystaniem refleksyjnej opowieści o indywidualności, aż wreszcie za pośrednictwem artystycznego traktatu na poły filozoficznego. Motyw wędrówki to dla reżyserki jedynie pretekst, by wzruszająco opowiedzieć o całości doświadczenia ludzkiej egzystencji. Przyjęta przez autorkę formuła scenicznej baśni przekonuje, że na każdym etapie duchowego rozwoju obok wątpliwości, lęków i strat towarzyszyć nam będą również marzenia. To one pojawią się w miejscu dziecięcych złudzeń, by ocalić zagubioną w świecie dorosłych jednostkę.

W łódzkiej inscenizacji niczym echo powraca metafora czasu. Płynny charakter rzeczywistości symbolizują nie tylko zawieszone nad głowami protagonistów zegary, lecz przede wszystkim przechadzający się leniwie po scenie personifikowany Czas. Co więcej, owa metafora wpisana została także w postać Spokojnej Starości, która, choć od zawsze wiadomo, że przyjdzie, zwykle zjawia się jednak niespodziewanie. Mimo to, dorosły już Ony (w tej roli zjawiskowy Damian Kulec!) decyduje się przyjąć ją pod swój dach, by odtąd towarzyszyła w prozie codzienności jemu oraz całej jego rodzinie.

Co więcej, upływowi czasu w opisywanej inscenizacji towarzyszy określona rytmiczność, nawiązująca do egzystencjalnego porządku życia ludzkiego, ergo - przypominająca koło wciąż powracających zdarzeń. Idea ta wpisana jest w powtarzający się w dialogach wątek lustra, w którym przeglądają się kolejne pokolenia: główny bohater we własnym odbiciu najpierw widzi swojego ojca sprzed lat, by następnie w rysach dorastającego potomka dostrzec samego siebie.

Faustowskie kwestie

W temporalną przestrzeń wyimaginowanego scenicznego świata wpisany zostaje także motyw przemijania. W symptomatycznym zakończeniu widowiska życie ludzkie przyrównane zostaje do mydlanej bańki - lekkiej, opalizującej feerią barw struktury, która potrafi wzrastać i wzlecieć wysoko, a mimo to, ostatecznie skazana jest na zagładę. Niczym Goethowskiemu Faustowi, bohaterowi przychodzi więc docenić chwilę, która, choć piękna, stanie się ulotną. W tym momencie ze sceny powtórnie wybrzmi pytanie o istotę końca świata. Czy owa pora rzeczywiście nastanie jedynie w momencie ostatecznej Apokalipsy? A może - jak sugerują protagoniści utworu - każdemu z nas, choć w innym czasie, przyjdzie zmagać się z osobistą jej formą, która od ogólnej nie jest ani gorsza, ani lepsza - jest po prostu inna? Nasza.

Koniec wędrówki bohatera widowiska Pilawskiej najtrudniejszy może okazać się dla nas, widzów. Refleksyjne zakończenie sprawia, że każdy z nas zmuszony zostaje do wypróbowania się w walce z osobistymi duchami: bolesnej przeszłości oraz niepewnej przyszłości, a także zmierzenia się z wizją rzeczywistości, w której zabraknie naszych bliskich, a wreszcie nas samych. Wówczas, w ciszy i ciemności towarzyszącej momentowi opadnięcia kurtyny, niejeden z nas ukradkiem otrze łzę.

Istotnym komponentem widowiska wydaje się zaskakująca scenografia autorstwa Wojciecha Stefaniaka. Paradoksalnie, chwytem aranżacyjnym jest prostota zmierzająca do całkowitej rezygnacji ze stosowania efektów audiowizualnych. Tematyczną głębię dzieła podkreśla minimalistyczna dekoracja, ograniczona jedynie do umieszczenia na jednolitym, ciemnym tle kilku krzeseł oraz wspomnianych uprzednio zegarów. Wykreowana w ten sposób czasoprzestrzeń w czytelny sposób akcentuje istotne komponenty spektaklu: miejsce człowieka w otaczającej rzeczywistości oraz upływający wciąż czas, którego symbolem stają się świetlne czasomierze.

Świadomym i nadspodziewanie trafnym zabiegiem wydaje się również rezygnacja z wyszukanych, barwnych kreacji scenicznych na rzecz zapożyczonych z młodzieżowej szafy prostych strojów, w których kolorystyczną dominantę stanowią szarość i czerń. Akcentem odrębnym, znacząco wyróżniającym się na tle owej szarości wydają się buty - od czerwonych trampków Onego aż po sportowe obuwie Księżniczki utrzymane w odcieniu rażącego różu. Wbrew pozorom, to właśnie buty wydają się elementem kluczowym w procesie wieloletniej wędrówki przez świat. Interesującym dopełnieniem wizualnych komponentów stało się dwukrotnie wprowadzenie fragmentów niepokojącego utworu "Nieznajomy" z repertuaru Dawida Podsiadło. Umieszczenie ich na wstępie widowiska i w jego zakończeniu sprawia, że staje się on rodzajem audialnej klamry domykającej fabularną całość.

Nieco zastanawiające, czy to możliwe, by wspomniana wielość elementów zmieściła się w jednej, w dodatku tak ascetycznej, przestrzeni scenicznej? Okazuje się, że tak! Miejsce, w którym rozgrywają się wszystkie sceny spektaklu to wyobraźnia widza. Ten, znajduje się bowiem w sytuacji szczególnie uprzywilejowanej. Twórcy widowiska zdecydowali się symultanicznie otworzyć poszczególne drzwi refleksji, wskazując zarazem na możliwe kierunki ewentualnych rozważań. To jednak odbiorca zdecyduje o ich wyborze, nakładając na uniwersalną treść utworu filtr indywidualnego doświadczenia. To sprawia, że mimo, iż wszyscy zgromadzeni zobaczyli na scenie to samo, w rzeczywistości, każdy z nich w tej opowieści ujrzał jednak coś innego. Bezapelacyjnie, jest to największy spośród rozlicznych atutów łódzkiej inscenizacji "Onego"!

Agnieszka Wojcieszek
kulturaonline.pl
3 marca 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia