Nie wystarczy milczeć, żeby być mimem

10. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu

Czy w dzisiejszym świecie, wypełnionym hałasem i nachalnymi efektami specjalnymi, jest jeszcze miejsce na ciszę? Okazuje się, że tak. Zmęczeni nadmiarem "formy" widzowie coraz częściej uciekają w pantomimę. A w warszawskim Teatrze na Woli rozpoczyna się właśnie jeden z największych międzynarodowych festiwali sztuki mimu. Anna Bieluń rozmawia w Metrze z Bartłomiejem Ostapczukiem, dyrektorem festiwalu.

Dziesięć lat, dziesięć edycji. To wielka impreza, dlaczego w Polsce tak mało o was słychać?

Bartłomiej Ostapczuk [na zdjęciu], dyrektor artystyczny festiwalu: - Rzeczywiście, to duży festiwal, na którym spotykają się zarówno aktorzy, jak i publiczność z całego świata. Odwiedzają nas widzowie europejscy, ale były też ekipy z Mongolii, Australii, Japonii i Korei. Choć rzeczywiście tak jest, że częściej piszą o nas amerykańskie periodyki teatralne niż prasa rodzima. Może tak już musi być, że trzeba stać się sławnym za wodą, żeby zaistnieć w Polsce (śmiech).

Czym zaczarujecie publiczność w tym roku?

- Przede wszystkim premierami. Niektóre z tegorocznych grup zostały zaproszone już dwa lata temu, pokażą spektakle z najwyższej półki. Szczególnie zapraszam na "Osąd" Wrocławskiego Teatru Pantomimy oraz na mój kilkuletni już eksperyment - Wieczór Współczesnej Pantomimy. Zapraszam do niego artystów biorących udział w festiwalu i przez kilka dni przygotowujemy spektakl łączący siły technik z całego świata. W tym roku na scenie wystąpi ponad 20 aktorów - efekty takiej współpracy są nieprzewidywalne. Takich rzeczy nie robi się nigdzie na świecie.

W ramach festiwalu będą również warsztaty.


- W tym roku poprowadzi je 14 instruktorów, m.in. z Czech, Niemiec, Rosji, Hiszpanii, USA i Włoch. Zapraszamy na nie wszystkich chętnych również tych, którzy nigdy nie mieli do czynienia z pantomimą. Cena 10-dniowych zajęć wynosi 200 zł, ale można przyjść tylko na jeden dzień i zapłacić 50 zł.

Dla początkujących widzów wyszliście nawet na ulicę.


- Pierwszy raz na tyłach Teatru na Woli zaprezentujemy również spektakle plenerowe. Kto zechce, będzie mógł przysiąść i zanurzyć się w świecie ruchu, gestu, symbolu. Dla młodszych widzów będzie to okazja do przyjrzenia się sztuce mimu.

Otwarta zostanie również wystawa pt. "Warszawska pantomima". Skąd materiał na tak duży projekt?

- Historia pantomimy warszawskiej ma już ponad 40 lat. W tym czasie wiele się w stolicy działo. Grupa aktorów przez kilka lat przeszukiwała swoje strychy, działki i piwnice, odkopując fotografie przedstawiające losy tej sztuki w Warszawie. Mamy m.in. zdjęcia pierwszych pięciu powojennych spektakli.

Czego dowie się widz, który po raz pierwszy trafi na festiwal?

- Na przykład tego, że postaci stojące nieruchomo na rynku miasta to nie mimowie. Nie wystarczy milczeć, żeby być mimem. To nie jest teatr bez słów, ale teatr "poza słowami". Taki, w którym posługujemy się ciałem do pokazania skomplikowanej ludzkiej natury. To symbol, dzięki temu pantomima wznosi się ponad barierami językowymi.

Widzowie chodzący na co dzień do huczących kin i multipleksów znoszą tę ciszę?

- Nie gramy w absolutnej ciszy, tłem bywa muzyka. Jednak często się zdarza, że ktoś, kto pierwszy raz spędza ten czas w skupieniu, w koncentracji, dopiero zdaje sobie sprawę z tego, jak tęsknił za ciszą.

Anna Bieluń
Metro
20 sierpnia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...