Nie znoszę końca czegokolwiek

Rozmowa z Krystyną Podleską

Aktorka opowiada o swojej karierze, sztuce "Mój boski rozwód" oraz małżeństwie.

Od 10 lat prezentujesz "Mój boski rozwód", który współtłumaczyłaś. Przymiotnik prowokujący, bo rozwód nigdy nie jest przyjemny.

- Świadomie użyłyśmy z Anną Wołek takiego słowa, bo choć sztuka mówi o rozwodzie i chwilami jest smutna, to przecież jest komedią i dobrze się kończy. To opowieść mająca nieść pozytywne przesłanie; prezentująca takie angielskie podejście, by nie tragizować, a nabrać dystansu. Żyjąc pół wieku w Anglii, często to obserwowałam. Sama także staram się nie marnować życia na stresy i frustracje. Nabrałam dużego dystansu do siebie i wiem, że tak żyje się o wiele łatwiej. Wiem też, że jak człowiek ma w sobie optymizm, jakieś światło, to i zobaczy światło na końcu tunelu.

Pewnie jednak niełatwo kobiecie o dystans, gdy mąż nagle oświadcza, że odchodzi do młodszej.

- Zwłaszcza że szybko zapomina o zapewnieniach, że będzie żonę wspierał finansowo, a staje się nieprzyjemny, wręcz okrutny. I moja bohaterka, przeżywając chwile załamania, dzwoni wtedy do telefonów zaufania, acz ich rady są wręcz głupie i śmieszne. Z czasem jednak umie dostrzec i zabawną stronę jej rozmaitych porażek. I to jest główne przesłanie sztuki.

Odszedł, czyli nie zasługiwał, żeby być ze mną?

- Ona przecież coraz bardziej widzi jego wady i niedoskonałości, włącznie z kształtem głowy. Wyśmiewa się także z kolejnych jego zdobyczy, bo okazuje się, że tę, do której odszedł, też zdradza.

Ile razy zagrałaś ten monodram?

- Nie liczę. Setki - na pewno. Nie tylko w Polsce, bo nieraz gram i po angielsku. Uwielbiam ten spektakl.

Przychodzą po nim kobiety, zwierzają się?

- Na ogół są bardzo miłe, mówiąc, że spektakl im pomógł.

Reżyserował go Jerzy Gruza. Niegdyś wyznałaś: "Mamy podobne poczucie humoru, wrażliwość i świetnie się rozumiemy. No i on również trochę wie o rozwodach".

- Mieliśmy bujne życie. Nie tylko matrymonialne. Nie każdy związek kończy się ślubem. Ale faktem jest, że Jurek do dziś lubi kobiety, a i ja nie kryję, że podobają mi się mężczyźni. Ja też im się podobałam.

Ty w Anglii dwa razy się rozwodziłaś.

- Nie były to rozstania traumatyczne, ponieważ nie było dzieci. Gdybym je miała, to bym się nie rozwodziła; trzeba robić wszystko, by dzieci miały poczucie bezpieczeństwa Sama miałam wielkie szczęście; moi kochani rodzice przeżyli z sobą 53 lata. Byli bardzo fajni, weseli, co dało mi bardzo dobry start w życie. Oczywiście każde rozstanie jest smutne, ja w ogóle nie znoszę końca czegokolwiek - nawet po wakacjach nie lubię się żegnać ani z miejscem, ani z nowo poznanymi ludźmi.

Jednak dwukrotnie pożegnałaś się z mężami. Twoje małżeństwo z szermierzem, medalistą olimpijskim z Tokio - Januszem Różyckim przetrwało siedem lat, z dyrygentem Jackiem Kaspszykiem - pięć.

-I to zawsze jest przeżycie. Miałam to wielkie szczęście, że nigdy nie przeżyłam rozwodu jako osoba zostawiona. Mogę sobie wyobrazić, że musi to być bardzo przykre.

Czyli to Ty zostawiłaś obu panów?

- Nasze drogi się rozeszły. Acz nie mogę złego słowa o nich powiedzieć. Może to ja się nie nadaję do małżeństwa,.. Jestem typowym Wodnikiem, a te podobno lubią wolność. I są bardzo humanitarne. Zatem nieraz słyszałam zarzut, że kocham bardziej cały świat niż tego jednego.

Niektórzy mówią, że nie da się całego życia spędzić u boku jednej osoby.

- Wśród bliskich znajomych mam bodaj dwie pary niezmiernie wierne sobie. I może im nawet zazdroszczę, ale też wydaje mi się, że monogamia jest bardzo trudna. Przede wszystkim trzeba starać się nie krzywdzić innych, choć czasem to robimy i pewnie w młodych latach też kogoś skrzywdziłam. Dziś jest mi z tego powodu bardzo przykro.

Z eksmężami masz dobre relacje?

- Z pierwszym nie, bo mieszka w Anglii, a ja w Krakowie, ale niedawno go widziałam i muszę powiedzieć, że się szalenie wzruszyłam. A z Jackiem widuję się, ilekroć w Krakowie dyryguje. Jestem na koncercie, a później idziemy z jego żoną na kolację. I jest bardzo miło.

Zasłynęłaś w Polsce rolą niezapomnianej kochanki prezesa Ryszarda Ochódzkiego z "Misia". Dostając ją, ucieszyłaś się, bo kochałaś się wtedy w Januszu Głowackim, a film pozwolił Ci jechać do Polski...

- Nie używaj jego nazwiska, może sobie nie życzy...

Sądzisz, że mężczyzna może sobie nie życzyć, by stało się wiadomym, że kochała się w nim słynna Krysia z "Misia"?

- Niektórzy wręcz dali mi to do zrozumienia Przecież ja dostawałam kosza nie raz. Miałam 25 lat, gdy chłopak, a była to poważna miłość, mnie zostawił. Potwornie to przeżyłam. Piłam whisky, pisałam wiersze, zapłakiwałam się... I tak przez parę miesięcy. Aż się znowu zakochałam.

Bo to bardzo przyjemne.

- Człowiek się czuje, jakby unosił się nad ziemią, a świadomość, że druga osoba odwzajemnia uczucie, wzmacnia naszą samoocenę. I dlatego monogamia jest tak dokuczliwa, bo ten początek jest tak euforyczny, a potem to wszystko zaczyna ewaporować, co nieuchronne i ludzie nie potrafią sobie z tym poradzić. I obwiniają tę drugą osobę.

W Tymie się nie zakochałaś?

- Ogromnie go uwodziłam, ale on był twardziel. Fakt, był żonaty.

Nawet pierś mu pokazałaś w scenie, gdy Ola otwiera drzwi Tymowi jako sobowtórowi Ochódzkiego i mówi, że nie jest jeszcze gotowa do wyjścia. A nie było tego w scenariuszu.

- To tak niechcący, chciałam dowieść, że nie jestem gotowa, a zapomniałam, że nie mam biustonosza

Bo jako niegdysiejsza hipiska przejęłaś hasło amerykańskich feministek: "Spal stanik!".

- Nadal go poza sceną nie noszę. Ale też przez lata byłam płaska jak deska Mama, która miała bujne piersi, dziwiła się: "Krysiu, po kim ty masz taki mały biust?". Na co ja: "Po tacie".

Powiedziałaś, że nie nadajesz się do małżeństwa, a z Januszem Szydłowskim jesteście razem od ślubu, od roku 1998. A już wówczas znaliście się 10 lat.

- Byliśmy dojrzałymi ludźmi, podejrzewam, że gdybyśmy się poznali jako młodzi, też by się skończyło rozstaniem.

Para jak z Osieckiej: "Kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością"...

- Jest moim trzecim mężem, ja jego czwartą żoną.

Zatem stabilizacja.

- Wiesz, ja nie brałam nigdy ślubu kościelnego, zatem można powiedzieć, że jestem do wzięcia

**

Krystyna Podleska (ur. w 1948 r. w Londynie) - aktorka filmowa, teatralna i telewizyjna. Uczęszczała do szkoty baletowej Royal Ballet "White Lodge". Absolwentka Webber Douglas Academy of DramaticArt w Londynie. W latach 1967-92 występowała w Teatrze POSK, współpracowała też ze scenami angielskimi. Wystąpiła w filmach Jerzego Skolimowskiego, Stanisława Lenartowicza, Krzysztofa Zanussiego ("Barwy ochronne", Kontrakt"), Stanisława Barei ("Miś"). Także m.in. w serialu "Ranczo".

"Mój boski rozwód" miał premierę w Teatrze Ludowym 26 czerwca 2005.

Tłumaczka, wraz z Anną Wołek wielu granych sztuk: "Bez seksu, proszę", "Pan inspektor przyszedł", To tylko miłość", także musicalu "Mały lord".

Z monodramem "Mój boski rozwód" aktorka wędruje po całej Polsce

Wacław Krupiński
Dziennik Polski
15 lipca 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia