Niech cofnie się świat do tych dni, do tych lat
"Jak w starym kinie", Teatr im. Kochanowskiego w OpoluW czasach popkultury serwującej nam raz po raz niezrozumiałe, papkowate piosenki, gdzie forma góruje nad treścią, a przekaz jest tak skąpy jak minispódniczka wykonawczyni, warto przypomnieć sobie muzykę, która raczy i duszę i ciało. Grażyna Rogowska na premierze swojego recitalu “W starym kinie" zaprezentowała 16 utworów z repertuaru Mieczysława Fogga - artysty ponadczasowego. Sama natomiast doskonale poradziła sobie z ich interpretacją, prezentując je w piękny sposób.
Kiedy na scenie gasną światła, słychać ciche przesuwanie się klatek filmowych na projektorze. Żółtawy blask ukazuje nam gramofon stojący po lewej stronie (to z pewnością ten należący do tytułowej gramofonomanki z piosenki). Z prawej natomiast strony - muzycy: Radosław Wocial i Arkadiusz Czyżewski akompaniujący wykonawczyni. Zaczyna rozbrzmiewać silny, mocny głos, aż w końcu snop światła ukazuje jego właścicielkę - Grażynę Rogowską. Wyglądając niczym muza filmów z lat 30. i 40. ogarnia swoim urokiem i pieśnią, wydobywającą się z krwistoczerwonych ust, całą salę. Z nią, na projektorze, ukazują się sceny z niemych filmów oraz nieostre, stare fotografie. Jest tam i Chaplin, i para zakochanych małżonków i dzieci bawiące się na lodowisku. Prowadzeni tym wehikułem czasu widzowie rozpoczynają podróż w świat piosenek Mieczysława Fogga.
Pierwsze melodie są wszystkim znane: “W starym kinie” otwiera recital. Piosenka doskonale pasuje do wystroju sceny i widowni. Publiczność siedzi jak zahipnotyzowana, niczym widzowie malutkich, kameralnych kin. Również gestykulacja i pozy Rogowskiej przypominają charyzmę aktorek z niemych, przedwojennych filmów.
Energia i skoczność melodii wznosi się i opada niczym sinusoida. Żywe rytmy porywają w nieśmiertelnym “Tangu milonga” lub “Gramofonomance”, by potem swingująco, bujająco i przy akompaniamencie saksofonu przypomnieć historię czarnego Jima zbierającego bawełnę, marzącego o Hollywood. Wśród tych porywów są i momenty nostalgiczne, sentymentalne niemalże. Po przejmującym wykonaniu “Pieśni o matce” publiczność milknie, dopiero po chwili zawahania rozlegają się brawa - wzruszenie wzięło górę. Spokojne nuty rozbrzmiewają przy walcu, by potem wzmóc napięcie. A ono rośnie, gdy słychać piosenki o utraconej, odrzuconej miłości. Współcześni autorzy mogliby szkolić swój warsztat pisarski na tych tekstach, a wykonawcy - warsztat interpretacyjny. Temat przecież niby banalny, dotknął kiedyś jednak każdego z nas.
Recital zmyka piosenka “Ta ostatnia niedziela”. Pierwszą jej część wykonuje Rogowska, by potem oddać głos Mieczysławowi Foggowi, który choć pojawić się osobiście przecież nie mógł, to jednak jego wyświetlona postać pojawiła się na projektorze. To hołd ku czci artysty. Artysty, którego piosenki wydobywające się z ust aktorki pozwoliły na wzruszenie osadzające się i chowające głęboko w sercu i pamięci.