Niedojrzałe jabłko

"Macocha" - reż. Błażej Biegasiewicz - Teatr Polski w Poznaniu - foto: BW Pictures - mater. prasowe

Teatr Polski w Poznaniu w lutym, najkrótszym miesiącu w roku, przygotował aż dwie premiery – 17 lutego była to „Macocha" w reżyserii Błażeja Biegasiewicza (spektakl, który powstał we współpracy z Festiwalem Nowe Epifanie, jako efekt Laboratorium Nowych Epifanii) oraz „Haga" w reżyserii Saszy Denisowej, która na deskach teatru pojawi się już 24 lutego. Są to dwie zgoła odmienne produkcje, które podejmują ważne problemy, jednak w jaki sposób je przedstawiają?

„Macocha" to zbiór doświadczeń, fragmentów baśni i potencjalnych sytuacji oscylujących wokół problemu relacji pasierba z tytułową macochą. Wydawać by się mogło, że to temat ciekawy, a i społecznie ważny, bo bycie pasierbem, pasierbicą czy macochą nie jest już tak marginalne jak mogło być kiedyś. Jednocześnie potencjał tego tematu nie zostaje w tej realizacji wyczerpany, a wręcz można odnieść wrażenie, że twórcy znaleźli się w pułapce, bo podjęty przez nich problem okazał się niezwykle złożony.

Chcąc przedstawić jednocześnie baśni, prywatne wyznania i starając się ubrać to w codzienną sytuację dostajemy niedojrzałe jabłko. „Macocha" nie jest spektaklem w pełni zaangażowanym, ale jednocześnie nie jest baśniową opowieścią. Nie mamy do czynienia z komedią czy parodią, ale też nie oglądamy dramatu rodzinnego ani obyczajowego czy psychologicznego. Tak intensywne czerpanie z różnych nurtów wydaje się nie do końca spójne i konsekwentne przez co te intrygujące momenty, których nie brakuje, giną pod płaszczykiem nadmiaru, a widz zostaje z poczuciem niedopracowania.

„Macocha", gdyby ją rozłożyć na czynniki pierwsze, to historia o pasierbie, który wraca do rodzinnego domu i najprawdopodobniej planuje w nim zostać na dłużej. Po przekroczeniu progu domu, zastaje w nim macochę. Chłopak (Konrad Cichoń) widzi jedną kobietę, ale widzowie dostrzegają wszystkie jej trzy odcienie. Zabieg rozbicia macochy (Ewa Szumska, Kornelia Trawkowska, Dominika Markuszewska) na trzy postaci, z których każda stara się być inną częścią osobowości bohaterki jest ciekawy i pozwala na poznanie macochy z różnych stron, daje możliwość zobaczenia jej wewnętrznych bolączek.

Ta niekomfortowa, dla obu stron, sytuacja przeplatana jest baśniami braci Grimm i Christiana Andersena. Słyszymy motywy znane z „Królowej śniegu", „Królewny Śnieżki", „Kopciuszka" czy nie tak popularnej baśni braci Grimm o tytule „Krzak jałowca". Ponadto dramaturg, Beniamin M. Bukowski zdecydował się na wplecenie motywów zwierzęcych, jak ten o młodym ptaku i wylatywaniu z gniazda czy zaciekłej wilczycy. Przyroda wyrażana jest nie tylko w animalistycznych fragmentach, ale pojawia się też rozbudowana symbolika jabłoni i jej owoców. Do tego bogactwa inspiracji dochodzi bardzo osobista historia o byciu macochą i matką opowiedziana przez Dominikę Markuszewską.

W kontraście do przepychu inspiracji stoją zaprojektowane przez Alicję Kolińską kostiumy i scenografia są bardzo funkcjonalne i spójne, dominuje czerń, szarość, różne odcienie niebieskiego. Ten minimalizm działa na korzyść przedstawianej historii, nie przytłacza i zwyczajnie cieszy oko realizując zasadę, że czasem mniej znaczy więcej.

Podzielenie macochy na trzy osoby umożliwia pokazanie złożoności procesu, jakim jest stanie się „demoniczną nie-matką". Stereotyp macochy jest niezwykle silny, co twórcy pokazali nawiązując do powszechnie znanych baśni i starali się je przełamać w scenie parodiującej „Krzak jałowca". Ponadto nie poruszono tutaj jedynie problemu relacji na linii macocha-pasierb, ale również zarysowano to, z jaką presją mierzy się wejście w życie mężczyzny z dzieckiem jako jego kolejna partnerka. Tutaj z kolei ukazane są kolejne stereotypy dotyczące ekspartnerki, które oscylują pomiędzy niedoścignionym ideałem, a patologiczną niedoskonałością.

Podczas oglądania tego spektaklu trudno się wyzbyć wrażenia, że inspiracji było dużo, może nawet za dużo i twórcy chcieli wykorzystać je wszystkie jednocześnie. Z jednej strony przywołują motywy zwierzęce, traktując je jako metodę analizy sytuacji, a z kolei wątek sabatu czarownic czy mrocznych baśni traktują humorystycznie, przez co tę poważną, najbardziej realistyczną część trudno przypisać jednoznacznie do kategorii powagi czy humoru. Tempo spektaklu jest właśnie taką sinusoidą między zabawą, grą, parodią, a próbą rozpoczęcia poważnej rozmowy, która byłaby zupełnie na miejscu. Opis spektaklu sugeruje zmierzenie się z problemami bycia macochą, ale momentami trudno ocenić, kto jest głównym bohaterem – macocha czy pasierb?

„Macocha" w reżyserii Błażeja Biegasiewicza jest spektaklem w procesie i potrzebuje – jak jabłko – czasu by dojrzeć.

Natasza Thiem
Dziennik Teatralny Poznań
27 lutego 2023

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia