Niedojrzały następca tronu
"Faraon" - reż. Adam Nalepa - Teatr Wybrzeże w GdańskuAdam Nalepa wyreżyserował długie, zręczne sfabularyzowane, ale dość nużące, szczególnie w pierwszej części, przedstawienie, w którym zabrakło dobrze zagranej pierwszoplanowej roli. Adaptacja powieści Bolesława Prusa to praca reżysera do spółki z Jakubem Roszkowskim, etatowym dramaturgiem Teatru Wybrzeże.
Spektakl tak naprawdę ratuje ciekawa i efektowna wizja plastyczna - scenografia Macieja Chojnackiego i kilka nieźle pomyślanych scen budzących publiczność do żywszych reakcji. Bardzo efektowna jest finałowa scena zaćmienia słońca, która dosłownie uderza w widzów podmuchem powietrza i czarnym deszczem drobno pociętych czarnych confetti.
Adama Nalepa wyreżyserował już w Teatrze Wybrzeże kilka udanych i nagradzanych spektakli: "Blaszany bębenek" Güntera Grassa, "Kamienie" Mariusa von Mayenburga, "Nie-boską komedię" Zygmunta Krasińskiego i "Czarownice z Salem" Arthura Millera. Od dawna marzył o "Faraonie" Prusa. Kilka lat temu mówił mi, że się przymierza do tej powieści, która w Polsce nie miała szczęścia do teatru. Jedyna realizacja z 1957 roku w reżyserii Ireny Górskiej w Teatrze im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku nie zapisała się tak złotymi zgłoskami jak film Jerzego Kawalerowicza, który na długie lata zawładnął wyobraźnią polskich widzów, a Jerzy Zelnik w roli Ramzesa XIII stał się uosobieniem cech ważnego i odważnego władcy Egiptu, który potrafi godnie wieść spór z Kapłanami.
Adam Nalepa osiem lat temu przyjechał do Polski z Niemiec i jak mi powiedział w jednym z wywiadów, postanowił "nadganiać braki w polskiej literaturze". Prus go zafascynował. Właśnie "Faraona" uznał za tekst uniwersalny. Określił go jako "kryminał z niezwykłym klimatem i wyrazistymi postaciami". Nalepa odnalazł w "Faraonie" współczesne polskie tropy, choć akcja powieści toczy się w Egipcie przed trzema tysiącami lat. Walkę o władzę, rolę świątyń i kapłanów w państwie, manipulowanie masami, które dość łatwo dają się "uwodzić" zręcznym politykierom- te wizje Bolesława Prusa nazwał reżyser "dzisiaj aktualnymi". Adam Nalepa systematyzuje i rytmizuje spektakl wprowadzając na scenę jedenastoosobowy chór, który określa czas i miejsce akcji, a także informuje o zdarzeniach. Chór jest też tłumem - wiernych lub zbuntowanych Egipcjanami, jest radą kapłanów, chórem wychwalającym faraona Ramzesa XII, albo wielbiącym Ramzesa XIII, ludem, który czci Kapłanów i wyklina Sarę - Żydówkę. W tej roli wystąpiła Agata Bykowska, która dość powierzchownie potraktowała postać. Zabrakło Sarze godności, drażnią histeryczne tony, szczególnie w rozmowie z kochankiem - następcą tronu, nawet wtedy, gdy jest już matką jego syna. Natomiast sceny chóru poprowadzone zostały w spektaklu z niezwykłą dyscypliną, bo to chór z tragedii antycznej. Melorecytacją i zsynchronizowanym skandowaniem chór obwieszcza wszystko, co ważne. Charakteryzuje go rytmiczność i nieskazitelna dykcja. Trudno ową precyzję słowa dostrzec u niektórych aktorów. Reżyser pozwala bohaterom dramatu mówić tyłem albo bokiem do widowni. Części dialogów po prostu nie słychać. Niestety, dotyczy to również Ramzesa XIII (Jakub Mróz) i jego przyjaciela Tutmosisa (Piotr Chys).
Jakub Mróz od niedawna jest w zespole Teatru Wybrzeże i ta główna rola w Faraonie miała być dla niego prawdziwą szansą. Aktor jednak nie radzi sobie z psychologią postaci w pierwszej części spektaklu. Jest przede wszystkim dość rozwydrzonym młokosem, który chce władzy, uciech, przychylności zaufanych zauszników i wpływania na ludzi. Tylko pozornie przejmuje się losem i nędzą chłopów, nie przekonuje jako przyszły dowódca zbrojnych oddziałów. Bardziej jest używającym uciech rozkapryszonym chłopakiem niż młodym władcą dojrzewającym do roli następcy faraona. Wszystkie sceny in flagranti budują wizerunek rozzłoszczonego młokosa, który dostaje to co chce, bo ma już wystarczającą władzę. Sceny z Sarą i Kamą są niepotrzebnie przerysowane, natomiast z matką Nikotris - w tej roli Anna Kociarz, dają zaledwie namiastkę prawdziwych relacji. Rola Nikotris to od jakiegoś czasu lepsza chwila sceniczna tej aktorki.
A Tutmosis, czyli Piotr Chys jest w pierwszej części przedstawienia paralitycznym jak po napadach padaczkowych młodzieńcem z powykręcanymi palcami, który chętnie demonstruje niezborność ruchową i gładzenie własnej łysiny. W drugiej części kondycja aktorów grających Ramzesa XIII i Tutmosisa wyraźnie się poprawia, ale nie są to role porywające. Reżyser daje im szanse mówienia wprost do publiczności. To staje się zaletą, bo nareszcie dobrze słychać tekst.
Kapłani - owi najważniejsi wrogowie młodego władcy Ramzesa XIII są statyczni. Dostojni w gestach i słowach nie tworzą jednak wizji zagrożenia, nie wydają się wszechwiedzący i posiadający bezgraniczną władzę. Najciekawsza jest rola Michała Kowalskiego jako Pentuera, kapłana z ludu, powiernika i doradcy młodego faraona. On przewiduje zbliżające się nieszczęścia i dobrze wykłada racje, którymi kierują się Herhor (Robert Ninkiewicz) i Mefres (Krzysztof Matuszewski).
"Faraon" Nalepy ma kilka dobrych ról drugoplanowych. Na pewno wybija się Jacek Labijak jako Dagon -fenicki bankier, który pożycza na procent pieniądze młodemu faraonowi. Jest wystarczająco przebiegły i chciwy. Potrafi omamić, obiecać i zręcznie zbudować intrygę. Labijak dobrze ucharakteryzowany, w usłużnym przygięciu tworzy postać, którą się pamięta. Zwraca też uwagę Fenicjanka Hiramme -Sylwia Góra-Weber, władcza i dumna, która zna swoją wartość. Również ciekawie wypadł Florian Staniewski jako Sargon - poseł asyryjski. Epizodyczna scena posłuchania przez Ramzesa XIII przyjaciela króla Assara ma swoją dramaturgię. Władczo uspokojony i dostojny jest też Cezary Rybiński w roli Ramzesa XII.
Najciekawsza jednak w tym gdańskim "Faraonie" jest scenografia Macieja Chojnackiego, który po horyzont zabudował scenę metaliczną płytą i w wielu fragmentach spektaklu spowił ją dymami. Dobrze z tym połyskującym ogromem kontrastują proste, białe kostiumy i białe maski z rogami, pod którymi ukrywają twarze członkowie chóry, gdy przeistaczający się w sługi faraona. Niepotrzebnie podrasowane na współczesność zostały kostium Kamy niczym dyskotekowej diwy i Ramzesa XIII-podkoszulek i spodnie moro niczym żołnierza, który właśnie powrócił z misji wojskowej. Tu i teraz.
W pierwszej części ogromna, metaliczna przestrzeń sceny to królestwo faraonów, gdzie odbywają się audiencje i miejsce prywatnych igraszek Ramzesa XIII, a także pełna tajemnic świątynia kapłanów. Rytuał wnoszenia w lektyce faraonów, powtórzony kilka razy w spektaklu rytmizuje akcję, podobnie jak pojawiający się i zanikający dźwięk płynącej ze ściany woda. To symboliczna rzeka.
Druga, krótsza część przedstawienia, na zmniejszonej powierzchni z efektowną sceną zaćmienia słońca na tyle porywa widownię, że zdarzają się po spektaklu oklaski na stojąco, choć po pierwszej dwugodzinnej części na widowni pustoszeją fotele. Nie jestem admiratorką nadmiernej łopatologicznej aktualizacji i tego udało się uniknąć, choć wiadomo, że w tym gdańskim "Faraonie" rzecz jest też o współczesnej Polsce.
Przedstawienie Adama Nalepy pojawia się w Teatrze Wybrzeże jako kolejne w ramach konkursu na inscenizację dawnych dzieł literatury polskiej "Klasyka żywa". I dobrze, ale nie do końca jestem przekonana, czy po tym spektaklu "Faraon" Bolesława Prusa rzeczywiście stanie się lekturą przywróconą i żywą.