Niedorobiony utwór na pianolę (EXPLICIT CONTENT)
"Płatonow" - reż. Monika Strzępka - Teatr Collegium Nobilium w WarszawieMotto: "Ledwo coś, i już cha-cha-cha! Jak tak można?" (Antoni Czechow, "Płatonow")
Z dyplomami jest inaczej, bowiem ich teoretycznie nie recenzujemy. "Nierobienie młodym ludziom". Czego nierobienie? Jak słyszałem, krzywdy. Skrytykujesz - źle, pochwalisz - niedobrze. Krytykując, utniesz skrzydła, a chwaląc, przechwalisz, młody osiądzie na laurach i też się zmarnuje. No i bądź tu mądry, bądź tu recenzentem. Mam jedną zasadę w jeździe po dyplomach: nigdy po nazwiskach. Jeśli nazwiska, to tylko chwalone. Dlatego tutaj nikogo nie nazwę.
Jeśli czegoś się nie robi, to i dobrze, nie rób tego, tylko zrób dwa razy bardziej. Nie krytykuj, lecz obrzygaj. To też uczyniłem w pierwotnej reakcji zarejestrowanej w portalu branżowym branży teatralnej. Korzystając z onkologii do opisu dzieła. Szlag mnie jasny trafił, a trafić nie mnie powinien, lecz to przedstawienie. Feedback zaproponowałem niemerytoryczny, ale uprawniony, bo od kiedy emocje nie są argumentem? Odczucia widza są zawsze na temat. Chyba że widownia jest seminaryjna, pisząca doktorat - oni mają argumenty i nie mają odczuć.
W Akademii Teatralnej imienia Zelwerowicza postanowili, że zrobią Czechowa, czyli najlepiej, ale też najtrudniej. Może nie "Trzy siostry" lub "Wiśniowy sad" - ale "Płatonow", choć jest "piesą bez tytułu", też nie jest nieznany. Dramaty Czechowa są totalnie oswojone i totalnie zgrane, i totalnie boskie. Każdy zna się na Czechowie, każdy wie, jak go wystawiać. Ja też się znam i wiem, że NIE TAK. Każdy się zna i dlatego macie ciężej. Obecny kanon "robienia Czechowa" mówi, żeby 1. szybko (Wyrypajew), 2. kabaretowo (Piaskowski), 3. szybko i kabaretowo (Strzępka). Mam w dupie ten kanon!
Bo co z niego mamy? Idiotyczny kabarecik, gdzie zagrywa jest podstawową techniką aktorską. Ktoś o grubych łapach dostał do nakręcenia szwajcarski zegarek, tak to mniej więcej wygląda. Jak Pożar w Burdelu albo "Spadkobiercy". Sam jestem ze wsi i mogę wyciągnąć Strzępce, co ona sama twierdzi na swój temat, o czym teraz robi serial: ona jest ze wsi. To, niestety, widać. Weszła do składu porcelany i się okazała słoniem. Wybaczcie, Państwo, że sam siebie zacytuję, nie chcę już do tego wracać, opisywać znowu, miejmy to za sobą, teraz będzie boleć, ale zaraz dam lizaka:
"Dyplom >>Płatonow<< w reżyserii Strzępki jest takim totalnym rakiem, że normalnie mnie zatkało. Takiego stężenia tandety na scenie, odkąd żyję, nie widziałem. >>Rodzajowość<<, >>maniera<< albo >>zagrywanie<< to by były komplementy. Grają tak, jak małpa pisze dramaty Szekspira - to znaczy na pałę, waląc łapą, gdzie popadnie, kiedyś statystycznie wyjdzie. Jakby bieg im nie chciał wskoczyć i przez trzy i pół godziny oglądamy tarcie skrzyni biegów. Postać rozpaczająca po byciu rzuconą, kwicząca jak wieprz na rzezi, idzie prosto do Księgi rekordów Guinnessa. Ludzie, jak tak można? Czego wy ich tam uczycie? A to na pewno kwestia edukacji, bo cała obsada ma jedną ekspresję, totalnie przesterowaną. Jakby za długo chodzili w gorsecie i sylwetki im już na trwałe odkształciło. Że AT Warszawa przysposabia głównie do pracy w telewizorze, o tym słyszałem, ale gdzie tam - to nawet serialowe, co grali, nie było. Wyszła im raczej >>brednia burdelowa<<, jakby wszyscy weszli w rolę Artystki Kabaretowej z Bitwy Warszawskiej 1920, ale na poważnie. Napisy są Comic Sansem, największą beką wśród fontów, lecz aktorstwo również - oni GRAJĄ COMIC SANSEM".
Spektakl dyplomowy nie jest spektaklem do oglądania, tylko do zagrania. Ma pokazać, co potrafią - niech ich zobaczą zwłaszcza dyrektorzy. I co zobaczą? Bandę jakichś histrioników, "robienie scen", "robienie teatru", tak szeroki gest, że sceny nie starczy, aby dać mu wybrzmieć. Recenzent "Przeglądu" pisze, że "grają jak w transie", lol! Dostaniecie piątkę i brak zatrudnienia.
Nie miałoby sensu o tym wszystkim mówić, gdyby to była taka tam żenada, pojedynczy przegryw. Ale takich spektakli, tak zrobionych jak powyższy, dużo już widziałem i dużo jeszcze zobaczę, coś mi podpowiada. Całe nasze czasy są pisane Comic Sansem, co Strzępka sparodiowała pod postacią Partii Klownów w przedstawieniu "K.". I wygląda na to, że nie ma ucieczki od pajacowania, bo parodiując, dostajesz parodię, sam się stajesz klownem. Mam w teatrze dość ironii i szydzenia w każdą stronę, jak w latach 90. przejedliśmy się fryturą. Wolę nawet nudno, byle nikt się nie śmiał.
Młodych aktorów, tak jak wszystkich młodych ludzi, wychowują dzisiaj memy. Tak ukształtowani, już nie potrafią zrobić nic nieironicznie. Gdyby Czechowa mieli grać na serio, gotowaliby się w środku i choćby było nie widać, czulibyśmy w głosie. Dziś wszystko jest beką albo beką z beki, chyba że chodzi o sprawy płciowe, które też są beką, ale nieświadomie. Oczywiście Rosjanie też się śmieją na Czechowie, por. Niedokończony utwór na pianolę Michałkowa, ale to nie znaczy, że trzeba od razu farsę.
W tym "Płatonowie" spieszą się, jakby ktoś ich gonił - bo to samo robią w życiu. Klasyczne wystawienie, powolne, z nastrojem, obrażałoby ambicję państwa reżyserstwa, państwa artystostwa. Oni dla zasady muszą więc inaczej. I Strzępka zrobiła Strzępkę: szybki i głośny maraton tekstowy. Nie daje chwili oddechu, nie daje pomyśleć, zalewa nas tekstem jak Fejsbuk postami. Jest świetną reżyserką, lecz dramatów swego męża, i chyba przez lata oduczyła się pracy z innym materiałem. Teraz zrobi serial na temat rabacji i znów będzie dobrze.
Wracam do Krakowa i tak się składa, że dzisiaj wieczorem grają "Płatonowa" w Starym w dobrej ruskiej reżyserii. Z pauzą, z przerwą (pauza w teatrze nie jest tym samym co przerwa), bez śmieszków na siłę. Wersja, gdzie aktorzy mają ban na granie. Już się jaram sytuacją, gdy wejdzie Płatonow w ciele Anny Radwan i powie to swoje słynne pierwsze zdanie: "I wreszcie nie w domu!".